Jul 12, 2008 13:31
chyba nastapił pierwszy kryzys, na tyle powazny,ze nie daje mi spokoju.
juz w przyszlym tygodniu ruszam do torunia, tzn juz w poniedzialek. i kolejne trzy dni egzaminy, do tej pory szlo mi nawet dobrze, codziennie cwiczenia bieganie daje efekty. no i te wizu;ane rowniez co mnie cieszy, bo przynajmniej bylo warto sie pomeczyc, nawet jesli nie uda sie.
zalamanie idzie w parze z kryzysem, wczoraj znalazlam na jakims forum element egzaminu, ktory cwiczylam ale jak sie okazalo zle. na trzy dni przed egzaminem okazuje sie ze musze praktycznie pracowac od podstaw.
fuck
to naprawde jest wielki problem, bo tamto robilam niemal perfekcyjnie, nawet czas mialam lepszy a teraz juz sama niewiem, musze cwiczyc od poczatku. jeszcze teraz mam wesele, to znaczy dzis, jutro poprawiny, ale juz na nie pojade na dwie max trzy godziny i wieczorem jeszcze lajtowo trening.
lapie mnie stres, zaczynam tak sie tego bac, ze wszystko mnie przeraza, teraz juz nawet niewiem co to bedzie, im blizej tym gorzej, odetchne z ulga po tym wszystkim,
oczywiscie zalezy mi zebym sie dostala, zebym zdala te egzaminy, ale przede wszystkim chce miec to za soba, poprostu za soba.
ale kurewsko sie boje, fuckin shit, niezdam tego, cholera, jasna. na jaka cholere mi to bylo, na jaki grzyb, po chusteczke sie tam pakuje jak nawet nie uda mi sie. ( to byla tylko czastka tego co zdarza mi sie ladowac, jak wracam z biegania.) tak jest niemal od tygodnia, czasami mi idzie dobrze a potem zle i sie zaczyna, jade obie po ambicji tak ze hej.
ide biegac.
f ***,
shit