Mar 02, 2008 23:43
De profundis
Dean umierał.
Leżał na twardym, białym szpitalnym łóżku, skrępowany rurkami i kablami, z wyrokiem wypisanym na każdym z monitorów.
Niezależnie od tego, co mówili ci szarlatani w sztywnych fartuchach, John i tak wiedział swoje: on nie przeżyje tej nocy. Zastanawiał się, czemu to właśnie Dean - chociaż przecież wiedział. W tym rozdaniu Dean był blotką; umiejętnie zmylony nie deptał temu żółtookiemu draniowi po piętach, a Sam... nim Dean też nie był. Liczył się tylko o tyle, o ile przez niego można było skrzywdzić każdego z nich dwóch, i o ile mógł zostać w odpowiednim momencie wyeliminowany. Jak się głębiej zastanowić, skurwysyn demon był po prostu nudny.
Co nie zmieniało faktu, że Dean leżał na tym łóżku, zupełnie nieruchomo, jakby już był martwy, i John wiedział, że nie ma innego sposobu. Cuda przecież się nie zdarzają; z góry nikt nie przyjdzie, żeby chwycić go za rękę. Nie chciał tego, bardzo tego nie chciał, ale był realistą i z taką możliwością liczył się właściwie od samego początku. Handel wymienny. Realne życie za potencjalną śmierć.
Ciął głęboko, żeby popłynęło dużo krwi.
Tyle, żeby Dean mógł żyć.
fikaton 4,
fikaton 4: dzień trzeci,
fandom: supernatural,
autor: manarai