ZWL #4, remiks

Jan 05, 2008 14:30

No, wprawdzie opuściłam jedną turę naszego wyzwania, ale wkrótce (mniej lub bardziej) to nadrobię, a tymczasem wyrobiłam się z wypełnieniem aktualnego wyzwania. Dziękuję głównie akzseinga, która jest współodpowiedzialna.

Zapraszam do zgadywania, z kim rozmawia Kara.

autor: le_mru
temat: remiks
zgoda autora: jest
tekst remiksowany: Chłopak z Raptora i Dziewczyna z Vipera (pomruki zdziwienia)
liczba słów: 1137
ostrzeżenia/spoilery: do 3x17 Maelstrom, kilka bluzgów


OPIEKUŃCZE RAMIĘ

Wow, ale tu pusto. Naprawdę.

Hej, przepraszam, to w sumie tak nagle wyszło, że ja, wiesz -

- nie no, źle. Przecież ja zawsze byłam ekspertem w zakresie palenia mostów. Wyjeżdżałam skądś i proszę - ani dziękuję, ani do widzenia, ani pocałuj mnie w dupę, po prostu pakowałam manatki i szłam na wahadłowiec. Nie lubiłam tego słodkiego pierdzenia na do widzenia, udawania, że się jeszcze wszyscy zobaczymy, skontaktujemy, pójdziemy na jednego. Nasz układ słoneczny jest wielki, dzieci. Nie warto się szukać. Nie warto się oszukiwać.

Chyba tylko z Karlem udawało mi się niczego nie spalić - po prostu nie żegnaliśmy się, a on zawsze pojawiał się w końcu na horyzoncie, solidny i metalowy, taki, wiesz, ze stali nierdzewnej. Gdybym mogła, trzymałabym go w garażu razem z terenówką i wyjmowała tylko w sytuacjach kryzysowych, żeby stanął obok, poklepał mnie po plecach i powiedział, że tak nie wolno albo że powinnam wreszcie porządnie się zachować, co w sumie potwierdzałoby twoją teorię, że jestem nieczułą, egoistyczną dziwką.

Ale w gruncie rzeczy chodzi o to, że w taki sposób uniknąłby tych wszystkich gównianych rzeczy, które mu się przydarzały i na które w ogóle nie zasługiwał, ale - z drugiej strony - bogowie chyba go lubili, skoro dali mu tak długo przeżyć na tej cholernej planecie, skoro pozwolili mu wziąć mnie i wrócić. Ma łapy jak obcęgi, wiesz? Kiedy mnie wtedy podniósł, po tym jak ten toster spuścił mi manto, to jakby ktoś mnie obudził z głębokiego snu. Nie wiem, może teraz też - nie wiem - może muszę się zbudzić.

Ciekawe, czy będzie mu mnie brakować. Już słyszę, jak mówisz, że nikt nie wie, jak i po co ze mną wytrzymywał. A to on jeden? Jeśli było wam aż tak źle, trzeba było mnie przez śluzę, kurwa mać, byłby spokój, ale nie mieliście odwagi, bo mój metr siedemdziesiąt budził bojaźń w sercach mężów i potrzebowaliby sześciu rosłych facetów, żeby mnie do tej śluzy zaciągnąć. Na pewno jestem Cylonem, powiedz Roslin, sama mnie wyrzuci. Czy wtedy ktoś przyłożyłby rękę do tej zimnej szyby?

Nigdy nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Pełno znajomych, tak. Ludzi, którzy o mnie słyszeli i chcieli mi postawić kolejkę albo wyzwać mnie w powietrzu, też. Ludzi, którzy chcieli mi dokopać dla mojego własnego dobra, nawet więcej. Koncepcja przyjaźni nieco mnie przerastała.

Kiedy pierwszy raz poszliśmy z Karlem razem na imprezę, skończyło się tak, że oboje siedzieliśmy po ciemku na klatce schodowej i piliśmy jakiś przemysłowy akohol z koncentratem o smaku pomarańczowym. To było w akademikach naszej szkoły, czyli o 23:00 zaciemnienie, wszyscy mają dawać w kimono, taki jazz. Przegadaliśmy ze cztery godziny, podpuściłam go, żeby się wysikał z okna i kapitan Caran przyłapał nas i wrzucił do brygu. Bogowie, ale Karl się potem wstydził. Prawie było mi głupio. Szkoda, że nie pamiętam, kto nas stamtąd wyciągnął, zresztą nieważne, chciałabym tylko to zapamiętać. Ostatnio mam takie wrażenie, że rzeczy zaczynają mi umykać albo że, wiesz, obudzę się i sru! zapomnę wszystko, a nie chcę. Nie mam już piwnicy ani strychu do zapełniania takimi sentymentalnymi gratami, w szafce trzymam porządek, to chociaż w głowie będę miała burdel. Hm? Wiem, zawsze mam we łbie burdel. Za to mnie kochasz.

Wiem, wiem, to nie jest śmieszne, ale co ja poradzę, że chce mi się śmiać -

- przecież za to mnie kochaliście. Że łapałam za stery i jednym pociągnięciem za spust rozwiązywałam wasze problemy. Ten ogień chyba miał być oczyszczający.

Ryczenie jest oczyszczające, więc jasne, że przy nim ryczałam. To chyba mój wyznacznik odporności przyjaciół: jeśli wytrzymają ten widok, nic już ich nie odstraszy.

No więc kiedy pierwszy raz to się zdarzyło, byłam strasznie spita i włączyło mi się użalanie się nad sobą. Bo czasem mi się włącza, nie? No i Karl patrzył na mnie tak bezradnie, a ja strąciłam dwie szklanki na podłogę i kazałam mu spierdalać. To sobie poszedł, a ja rozbiłam ze wściekłości jeszcze jedną. A on wrócił, uwierzysz? Przyniósł mi coś do picia i szufelkę i kiedy ja ryczałam, pozamiatał to szkło. Wszyscy wokół się przestraszyli, że ostatecznie mi odbiło, a on jeden zachował zimną krew. Nie, nie wiem, czy coś takiego w moim wykonaniu widziałeś. To nic fajnego, na ogół nic z tego nie pamiętam i ktoś musi mi opowiadać mój własny koszmar.

Kiedy on pierwszy raz przy mnie płakał, to było po śmierci Hery. Tej sfingowanej, w sensie. Bardzo chciałam być nieczułą suką, ale nie wyszło. Tak, czasem interesuje mnie coś poza własnym tyłkiem. Pozwoliłam Karlowi się wygadać, a potem rzuciłam jakimś głupim tekstem, jakimś „nie martw się, świat się już skończył” albo „mogę ci załatwić jakąś zrypaną misję, jeśli chcesz”. Humor wojskowy, jasny gwint. Sranie w banię, kiedy nie wiemy, co trzeba powiedzieć.

Z tego, co wiem, raz się ze sobą przespaliśmy, ale tego nie pamiętam, więc się nie liczy. W ogóle nigdy się nie liczyło. Wypadek przy pracy, nie? Nie pierwszy, nie ostatni... Czego się tutaj wstydzić, sama biologia, ja mam to, ty masz tamto. Nie patrz na mnie z wyrzutem, kiedyś nie nosiliśmy obrączek. Wiesz, jestem może głupią babą, ale oprócz tego, jak podał mi wtedy rękę na Caprice i dał ściągnąć na egzaminie z historii ustroju, pamiętam jeszcze, jak zasnął na wpół przechylony nad moją pryczą, bo tak bardzo zależało mu, żeby się mną zająć. Miałam wtedy problemy z ciśnieniem, bo latałam w nieszczelnej kabinie; jakiś fiut nie sprawdził zaworów i mózg prawie wypłynął mi nosem. To od tamtego czasu mam tę obsesję na punkcie uszczelek.

Tylko raz się do niego kleiłam. Czasem mam taką przemożną ochotę, żeby wdrapać się facetow na kolana i włożyć mu język w migdałki - kojarzysz, o czym mówię, nie? Jak mógłbyś nie wiedzieć, inspekcje migdałków i grup mięśniowych są przecież kluczowe. Nie wiem, może dlatego miałam zawsze mało koleżanek. Jedna Boomer to wytrzymywała, ale ona miała nieludzką cierpliwość. Ha, ha.

Karl ucałował mnie w policzek na rozdaniu dyplomów. Uśmiałam się z tego do łez, a on nie wiedział, co zrobić z rękoma. Nadal czasem tak ma, drapie się po głowie, ramieniu czy czym tam jeszcze, jak jest skrępowany. Dlatego widać, kiedy oszukuje w karty. No i cholera, wydałam go. Wybacz, Helo. Wiesz, że chcę dobrze, tylko pieprzę po drodze.

Tak, wiem. To mi się żarcik udał.

Chociaż w ostatecznym rozrachunku nie jest ważne, kto z kim polazł do łóżka. Karl o tym wiedział. Opowiadałam mu, co robiłam, a on pytał, co myślę. Co myślę, a nie, co czuję, co wyrabiam. Dla niego liczyło się, kogo poprzesz, kiedy idzie o czyjeś życie, jak zachowujesz się wobec kolegów, chociaż byliby skończonymi skurwielami, komu podasz rękę, kiedy wybuchnie świat. Człowiek starej daty.

Ja pierniczę. Czemu śpiewam ci takie peany na jego temat? Wiesz to przecież. Nieważne, co dopowiem. Nikt nie pyta mnie o zdanie.

Wiem, ja też mam siebie dość. I on pewnie też miał, ale to było tak -

- tak jakby próbował mnie objąć, ocalić przed czymś, ale nie dosięgnął. Nie martw się, Helo, nie było warto. To byłam tylko ja.

zabójcze wyzwanie literackie 1, fandom: battlestar galactica, autor: le_mru, zwl 1: runda czwarta

Previous post Next post
Up