Stany nie-upojenia -- Gwiazdka dla Sol

Dec 28, 2014 20:02

Autor: upupa-epops
Dla kogo prezent: soriso
Życzenie nr 1: Haymitch/Effie w dowolnym okresie jego życia (ale w trakcie rewolucji, nie po niej). Fajnie byłoby, gdyby fik był kompatybilny z tym arcydziełem FernWithy End of the World, ale wiem, że nie wszyscy deklarujący THG to czytali, więc zadowolę się czymkolwiek z nimi! Haymitch niech siedzi po uszy w (alkoholu) szykującej się rewolucji. Mile widziane jego interakcje z innymi mentorami.
Tytuł: Stany nie-upojenia
Fandom: The Hunger Games
Spoilery: Kosogłos
Ilość słów: 1600
A/N: Za światłą radą Skye postanowiłam połączyć kanon FernWithy z kanonem filmowym, i zobaczyć, jak to by było, gdyby Effie znalazła się w Trzynastce zamiast Octavii, Venii i Flawiusza. Co oczywiście nadaje się na siedem sezonów i film, nie na one-shot, więc w rezultacie wyszedł mi fik który wygląda jak prequel, nie jak samodzielny tekst. Przepraszam, że nie dałam rady więcej wyciągnąć z tak zajebistego prompta, ale niestety potencjał był tak ogromny, że mnie przerósł.

Nilc bardzo dziękuję za betę :D.

Na Wesołych Świąt już trochę za późno, więc może: Szczęśliwego Nowego Roku, Sol!


Stany nie-upojenia

Haymitch budzi się rano z głębokim przeświadczeniem, że taką rewolucję to on pierdoli.

No dobrze, może nie do końca pierdoli. To nie tak, że nie docenia oczywistych korzyści: braku Igrzysk, braku kapitolińskiej telewizji, czy braku obaw o możliwą truciznę w obiedzie. Z oczywistych powodów nieco trudniej jest mu docenić brak biedy i głodu w tym, co zostało z Dwunastki, ale o to akurat nikt oprócz Plutarcha nie ma do niego pretensji.

Może zamiast rewolucji powinien pierdolić Plutarcha.

Oczywiście prawda jest taka, że nie może pierdolić Plutarcha - nie teraz, kiedy prawdopodbnie pierwszy raz w życiu ma wobec niego coś w stylu długu wdzięczności. Nieistotne, że Plutarch prawdopodobnie nie ma o tym pojęcia, a może nawet zrobił to, co zrobił, przez czysty przypadek. Dług pozostaje długiem, i Plutarchowi należy się teraz jeśli nie szacunek, to przynajmniej... coś. I w związku z tym dzień po zakończeniu odwyku Haymitch zwleka się z łóżka, przeciera oczy, i pyta Daltona o drogę do działu propagandy.

Trzynastka wygląda, jakby ktoś celowo wyprał ją z kolorów, i Haymitch nie po raz pierwszy zastanawia się, co może się dziać w głowach ludzi, którzy przez całe życie otaczają się wyłącznie koniecznością. Wydawałoby się, że po biedzie, żałobie, terrorze i Igrzyskach będzie w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego, ale okazuje się, że ta absurdalna bezbarwność jest zaskakująco trudna do przełknięcia, jakby jego mózg nagle nie radził sobie z niedoborem bodźców. Tutejsi lekarze zapewne mieliby to i owo do powiedzania o odwyku i zderzeniu z rzeczywistością, ale Haymitch nigdy nie pił po to, by ubarwić otaczający go świat; zawsze chodziło mu raczej o stępienie ogłuszającej, rozkrzyczanej jaskrawości. Więc jeśli teraz, na trzeźwo, nie widzi wokół siebie nic prócz szarości, jest duża szansa, że to nie z nim jest coś nie tak.

Oczywiście jest też szansa, że alkohol zupełnie przeżarł mu mózg, ale w tym wypadku cała ich rewolucja jest tak głęboko w dupie, że zmarnowanie paru minut na bezsensowne rozważania nad osobistą paletą barw Almy Coin naprawdę nie zrobi nikomu wielkiej różnicy.

Haymitch nie jest pewny, czego się spodziewać po kwaterze głównej maszynki propagandowej Plutarcha. Jedyna propaganda, z jaką się do tej pory zetknął, pochodziła z serca Kapitolu, a tam raczej nikt się nie garnął, żeby mu pokazać, jak wygląda pranie mózgów od kuchni. Patologiczna efektywność Trzynastki sugerowałaby niewiele więcej niż szary hangar wyposażony w pojedynczą kamerę, umiarkowanie ostrą świetlówkę i podstawowy sprzęt do makijażu; z drugiej strony Haymitch nie wyobraża sobie Plutarcha pracującego w takich warunkach, jak to powiedziałaby z emfazą Fulwia.

Więc gdy Haymitch otwiera drzwi do reżyserki, spodziewa się absolutnie wszystkiego, od gołych ścian poprzez utylitarne kostiumy po paradę czterdziestu dziewięciu kapitolińskich peruk.

Naprawdę powinien był się domyślić, że pierwszym, co zobaczy, będzie Effie Trinket podmalowującą sztuczną krew na bandażu owiniętym wokół ramienia Katniss.

***

Ich poprzednie spotkanie, przypomina sobie Haymitch, przebiegło zdecydowanie bardziej dramatycznie.

(- Gdzie ja jestem? - powtarzała Effie, rozglądając się w panice po poduszkowcu. - Gdzie oni mnie zabierają? Haymitch, ja nic nie zrobiłam. Co się tutaj dzieje? Czy jesteśmy aresztowani? Fulwia...

- Fulwia wyciągnęła cię z Kapitolu. Uciekamy do Dystryktu Trzynastego.

- Katniss...

- Tak. Katniss wysadziła pole siłowe wokół areny. Dlatego uciekamy.

Effie pokiwała tylko głową, jakby widziała w całym tym chaosie jakiś wewnętrzny sens, coś namacalnie i inherentnie przewidywalnego.

- Zabiją nas - powiedziała spokojnie w przestrzeń.)

Effie nie odwiedzała go na odwyku, i nie trzeba było geniusza, by zgadnąć dlaczego. Trzynastka nie zwalcza psychotropów równie stanowczo jak alkoholu, ale tutejsi lekarze mają własny system diagnostyczny, w którym współczucie i zwykła ludzka przyzwoitość najwyraźniej nie są jednostkami chorobowymi - a przynajmniej nie u Kapitolińczyków. W trakcie detoksowego delirium Haymitch wyobrażał sobie, że Effie trzeźwieje w sąsiedniej sali, i dzięki temu miewają czasem synchroniczne zwidy, ale z perspektywy czasu ma wielką nadzieję, że to był tylko wytwór jego wyobraźni.

- Do twarzy ci z rebelią - mówi, siląc się na lekkość, gdy Effie dołącza do niego w reżyserce.

Effie wzrusza ramionami i odruchowo poprawia skomplikowany turban, który nosi na głowie zamiast peruki, znajomy gest, lada chwila zadzwoni sponsor, i wszystko...

Haymitch ma wrażenie, że żołądek wywraca mu się na lewą stronę, gdy poniewczasie rejestruje, że po raz pierwszy od kiedy się znają, Effie unika spojrzenia mu w oczy.

- Widziałeś scenariusz? - pyta, i podsuwa mu pod nos nieco zmaltretowaną kartkę papieru.

- Mamy scenariusz?

Oczywiście, że mają scenariusz. I jeden rzut oka wystarczy, by Haymitch przypomniał sobie, że ma teraz ważniejsze problemy, niż kolorystyka wnętrz i to dziwne, niedookreślone coś, które łączy go z Effie Trinket.

***

Katniss ucieka z planu na sam dźwięk jego głosu, i Haymitch bardzo, ale to bardzo potrzebuje drinka, a najlepiej piętnastu.

- Przypomnij wszystkim, kim ona jest - radzi Beetee, i jak zwykle ma rację, nawet jeśli Haymitch odczuwa lekkie obrzydzenie na myśl o tym, co zamierza zrobić.

To dla jej dobra, powtarza sobie, układając w myślach listę osób, które zaprosi na naradę. Ta mała demonstracja pomoże nie tylko rewolucji, ale i Katniss, która bardzo potrzebuje teraz w coś uwierzyć, i najlepiej byłoby, gdyby uwierzyła w siebie.

Ze studia słychać odgłosy krzątaniny, i Haymitch nie musi tam zaglądać, by wiedzieć, że jedyną osobą, która mogłaby tam pracować tyle godzin po zakończeniu zdjęć, jest Effie. Dopiero teraz dociera do niego, że nie widział dzisiaj nikogo prócz niej, kto potrafiłby ucharakteryzować Katniss, co oznacza, że Effie sama wykonała pracę, do której podczas Igrzysk potrzeba było trzech osób i wielu godzin.

(Któregoś dnia podczas odwyku Haymitch zobaczył otwierające się drzwi, a za nimi drobną, drżącą kobietę o mysich włosach, która patrzyła na niego, jakby chciała wywiercić w nim dziurę.

- Co myśmy zrobili, Haymitch? - zapytała cicho. - Lekarz powiedział mi, że prowadziłam dzieci na rzeź, ale teraz mogę odkupić swoje winy. Czy to prawda? W Kapitolu... Nie wiem, komu mam wierzyć. Haymitch!

Zanim zdążył jej odpowiedzieć, Digger w kostiumie Katniss z pierwszej parady zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

- Co próbujesz sobie powiedzieć, Haymitch? - zapytała, przekrzywiając głowę, po czym stanęła w płomieniach.

W pierwszej chwili bardzo chciał wierzyć, że przynajmniej rozmowa z Effie przydarzyła się naprawdę, ale gdy ten sam sen powtórzył się trzy lub cztery razy, dał sobie spokój.)

Haymitch kładzie rękę na klamce, i przez chwilę jest pewny, że zaraz otworzy drzwi, zrobi cztery kroki do przodu, i pomoże Effie sprzątać. W ostatniej chwili jednak traci odwagę, odwraca się na pięcie, i wraca w milczeniu do swojej kwatery.

***

Jedyną rzeczą przemawiającą na korzyść następnego poranka jest brak kaca.

Katniss prezentuje urok i wdzięk szmacianej lalki, i starania Effie, nie mówiąc o uporczywym gdakaniu Plutarcha i Fulwii, na niewiele się zdają. Dziwnym trafem Haymitch nie za bardzo potrafi się cieszyć z tego, że ma rację. Okazuje się, że na trzeźwo wciąż ma w sobie mniej więcej tyle samo optymizmu, ile wykrzesywał z siebie w oparach samogonu, a jedyna różnica polega na tym, że wtedy mniej mu to przeszkadzało.

Gdyby miał teraz przy sobie dawną Effie - tą świeżą, lojalną, naiwną Effie, która przyjechała do Dwunastki odziana w perukę, wysokie obcasy i imponujące imię Eufemia, walczyła z najgłupszymi pomysłami Lepidusa, i pożyczyła swoją spódnicę zasmarkanej Jo Mason - powiedziałby jej, że trzeźwość jest przereklamowana, a rewolucja tym bardziej. Zamiast pieprzyć się z tym całym bałaganem, powinni się zająć tym, co od zawsze wychodziło im najlepiej: spiskowaniem, tęsknymi spojrzeniami, i z góry skazanymi na porażkę próbami ratowania dzieci.

Oczywiście kiedy kamera rusza, a Effie wraca do reżyserki, Haymitch tchórzy i pyta ją tylko, co ma w grafiku na popołudnie.

***

Gdy przychodzi czas na naradę, okazuje się, że jedyną rzeczą trudniejszą od porozmawiania z Effie jest spojrzenie Katniss w twarz. Dlatego gdy tylko Katniss przekracza próg, Haymitch podnosi wzrok i patrzy wprost na nią, zwracając uwagę na każdy detal jej postury, stroju i makijażu.

Katniss, powtarza w głowie jak mantrę, dopóki inne słowa nie odsuną się na margines. Katniss. Nie Kosogłos. Katniss. A jeśli rewolucji nie spodoba się jego plan ratowania Katniss przed powolną utratą zmysłów, to, dług wdzięczności lub nie, Haymitch z całą stanowczością pierdoli taką rewolucję.

- Kiedy Katniss was poruszyła? - pyta, a potem zapisuje słowa, dopóki wszyscy na sali nie zobaczą jej tak, jak on: szorstkiej, kochającej i głodnej. Pozwala im mówić, ile tylko zechcą: o Prim, o Rue, i o codziennej biedzie Dwunastki, o przyjaciołach straconych na Arenie, i garści jagód stawiających świat na głowie.

Dopiero gdy Coin wysyła Katniss do Ósemki, i Effie robi krok w jej stronę, jakby chciała zaprotestować, do Haymitcha dociera, że ona jedna nie powiedziała ani słowa.

(- Nie, Effie, to nie tak. Zabieramy cię w bezpieczne miejsce. To w Kapitolu na pewno by cię zabili - powinien był powiedzieć, kiedy uciekali do Trzynastki.

Z drugiej strony może i lepiej, że nie powiedział.)

***

- Nie musisz z nami lecieć - tłumaczy niecierpliwie Fulwia. - Plutarch panuje nad wszystkim, i bierzemy ze sobą Haymitcha. Naprawdę...

Effie nie próbuje się kłócić. Zamiast tego wzrusza ramionami, mija Fulwię, i zajmuje miejsce w poduszkowcu tuż obok Messali. Haymitch odruchowo siada obok niej, i bardzo się stara uśmiechać tak, by Fulwia tego nie widziała. Nie potrafi ująć w słowa, dlaczego bycie przy Katniss jest teraz tak ważne dla Effie, ale nie zaskakuje go to ani trochę.

Nie bardzo wie, co zrobić z tą osobą, która siedzi obok niego w umiarkowanie rebelianckiej pozie, z palcami nieelegancko umazanymi bliżej niezidentyfikowną mascarą - nowa-stara Effie trzymająca ręce i myśli przy sobie.

- Nie powiedziałaś mi jeszcze, że wolisz, jak jestem trzeźwy - mówi Haymitch w nagłym przypływie odwagi.

- Ty mnie też nie.

Kiedyś, w innym świecie, to właśnie byłby doskonały moment na pierwszy pocałunek po latach, ale ponieważ oboje są już wolni od budowania narracji, Haymitch wyciąga rękę, i podaje Effie kubek z najobrzydliwszą kawą świata.

gwiazdka lja 7, autor: upupa_epops, fandom: the hunger games

Previous post Next post
Up