autorka:
sorisofandom: merlin
ilość słów: 383
ostrzeżenia: jakieś tam pieprzenie.
DO NASTĘPNEGO
Spotkali się, nie pierwszy i nie ostatni raz, na polu bitwy. Ona stała na uboczu, z uwagą przyglądając się swoim wojskom, swoim poddanym, gotowa do interwencji, w razie gdyby interwencja była potrzebna. Lubiła być w pobliżu. Lubiła być na bieżąco.
On tak naprawdę był daleko stąd, tam, gdzie zazwyczaj był najbardziej potrzebny i tam gdzie było jego miejsce. Przy Arturze.
- Znowu się spotykamy - przywitała go. Była w dobrym humorze. - Jeśli można tak powiedzieć, bo w końcu naprawdę cię tu nie ma.
- Tak - zgodził się, bo co więcej mógł powiedzieć. - To nieistotne, bo na was już czas, prawda, Morgano?
W odpowiedzi posłała mu tajemniczy uśmiech. Sprawił, że odmłodniała, mimo okalającej ją czerni wyglądała jak dziewczyna, którą pamiętał, gdy jeszcze sam był chłopcem na dworze w Camelocie. Sporo się zmieniło od tamtego czasu. Już dawno przestała ją trawić nienawiść, jej miejsce zastąpiły wytrwałość i konsekwencja. Jako jej przyjaciel cieszył się z tego, jako jej wróg - nieszczególnie.
- Pokonaliście nas - przyznała. - Tym razem.
- Po raz kolejny - poprawił.
- Tak - odparła w zamyśleniu. - Fakt. Ale przyjdzie taki dzień, kiedy po raz kolejny zmieni się w po raz ostatni. Mam dużo czasu, ty coraz mniej. Poczekam. - Widząc jego minę, dodała: - nie musisz nic mówić. Wiem, że wierzysz w przeznaczenie, a to jest jego część. Wiem też, że w dobrych chwilach lubisz myśleć, że możesz to zmienić, a w złych uświadamiasz sobie, że nawet ty nie jesteś na tyle silny.
- Mogę się tu zjawić w mgnieniu oka - ostrzegł ją.
- Możesz, ale mnie tu już nie będzie. - Była coraz dalej. Ledwo słyszał jej głos, zakłócany odgłosami ustającej powoli walki i szumiącego za ich plecami lasu. - Do następnego razu.
Rzadko się żegnali, a jeśli już, to tylko w ten sposób. Podobało mu się to. Miał nadzieję, że następny raz będzie zawsze, po każdej potyczce, po każdej bitwie. Gdy tylko to słyszał, wiedział, że są bezpieczni.
Zniknął, gdy w zapadającym powoli półmroku nie mógł już odróżnić jej szat od otoczenia.
Artur stał obok, wpół wsparty na mieczu. Prawą część twarzy miał zakrwawioną, ale to nie była jego krew. Oddychał ciężko, mokre kosmyki włosów przykleiły mu się do czoła.
- Wygraliśmy - powiedział.
Merlin uśmiechnął się. Gdybyśmy nie wygrali, pomyślał, byłbyś teraz martwy. Pewnie bym się zorientował.
- Zbierz armię - rzekł w odpowiedzi. - Wracamy do domu, nie ma czasu do stracenia.
Morgana miała dużo czasu, oni - wręcz przeciwnie.