Autorka:
akzseingaDla:
mlekopijca (sama żeś zgotowała sobie ten los, Skye)
Fandom: Narnia
Słowa: 1600
Życzenie: NR 3: Narnia, incest Piotr/Zuzanna w świecie rzeczywistym, najchętniej jakoś na etapie trzeciego filmu, kiedy są razem w Stanach, bądź tuż przed „Ostatnią Bitwą”. Niech boli.
Ostrzeżenia: Incest. Spoilery.
Uwagi: Kieruję się raczej filmami niż książkami, przynajmniej pod względem wiekowym. Zuzanna i Piotr są starsi niż wskazywałyby na to daty, gdyby kierować się książkami.
Nikt tekstu nie przejrzał, gdyż a) brak czasu, b) brak dobrego połączenia internetowego, by wysłać to komuś mailem. Módlmy się, by przynajmniej tutaj się zamieściło.
Skye, jak już Ci pisałam miało być coś innego, ale zupełnie zupełnie zupełnie nie miałam weny na Mass Effect. Na to weny zresztą też nie miałam, co zresztą zapewne zauważysz przy lekturze (tendencja spadkowa! nie wiem, co się ze mną dzieje, ale ostatnio w ogóle pisanie mi nie idzie), niemniej chciałabym Ci jeszcze raz życzyć Wesołych Świąt i udanego Sylwestra (z nami, więc DUH), i obiecuję, że na urodziny będzie lepiej.
Tytuł z piosenki Laury Marling.
ZOSTAWIĆ GNIEW MORZU I SŁOŃCU
I'd leave my rage to the sea and the sun
Mówią, że historia lubi się powtarzać. Zuzanna ma nadzieję, że w stwierdzeniu tym występuje jedynie ziarenko prawdy, nie więcej. Bomby spadają z nieba i co roku do jej internatu przybywa mniej uczennic, ale wojna się kończy (później, znacznie później), i Zuzanna myśli, że jeśli miałaby się jeszcze kiedyś powtórzyć - z jej okrucieństwami i rozmachem, z powszechnością i śmiercią, do których po pewnym czasie, jak do wszystkiego, ludzie się po prostu przyzwyczajają, zupełnie jakby wojna była częścią rzeczywistości od zawsze - gdyby to kiedykolwiek miało się powtórzyć, cóż, Zuzanna nie jest w stanie wyobrazić sobie czegoś bardziej potwornego.
●
To kłamstwo, oczywiście. Ma bogatą wyobraźnię i bogatszą przeszłość.
●
- To też jakby inny świat, prawda, Zuza?
Zuzanna odrywa wzrok od twarzy brata i szerokim spojrzeniem omiata otaczające ich miasto. Słońce nie jest tu jaśniejsze, ale budynki są wyższe; tak wysokie, że Zuzanna ma wrażenie, iż Nowy Jork dopiero co wyrósł z ziemi, tuż przed ich oczami, by ich pochłonąć i udusić swoim przepychem. Tak Zuzanna odbiera Amerykę: jakby kraj ten chciał posiąść wszystkie ich zmysły, wtargnąć do gardła i wtoczyć się do krwi. Żaden z innych światów, przez które wędrowała Zuzanna, nie wydawał się tak agresywny i zaborczy. Bawi ją trochę określanie Stanów ostoją wolności. Ale od niedawna bawi ją nieco sama idea wolności.
Piotr przekrzywia pytająco głowę i bardzo uważa, żeby nie dotknąć Zuzanny.
Ona rozumie pytanie; rozumie, co Piotr ma na myśli - który konkretnie świat wspomina - ponieważ podobne myśli błądzą i po jej głowie.
Nie odpowiada jednak.
Zuzanna nie wypowiada na głos nazwy tamtego miejsca, za którym czasem jeszcze tęskni, za którym tak bardzo tęskni jej rodzeństwo. Już sama nazwa ma w sobie pewną magię, a ona tak bardzo chce się od niej uwolnić. (Magia spętała ją, zarzuciła na Zuzannę niewidoczne ale ciężkie kajdany, czasem bez ostrzeżenia ciągnie ją do siebie, by potem odepchnąć niemalże brutalnie, niemalże z pogardą.)
Zdaje jej się, że polubi Amerykę. Nie ma żadnego problemu z przejrzeniem poza powierzchowny optymizm tego Nowego Świata. Tym razem nie da się oszukać żadnemu Lwu.
●
Dziewczynka staje się dziewczyną staje się kobietą. To naturalna kolej rzeczy, to sposób, w jaki działa świat. Kiedy kolejność ulega zmianie, kiedy kobieta staję się dziewczynką, nie da się przewidzieć konsekwencji.
Nikt nie winiłby Zuzanny, gdyby oszalała. Nie jest łatwo przeżyć jedno życie, co dopiero dwa. Trudniej jest zaczynać od początku, kiedy nie ma się czystej karty, nie tak naprawdę, a Zuzanna pamięta za wiele.
Pamięta sposób, w który Piotr przytulał się do niej przez sen, mrucząc cicho, ledwo wyczuwalnie. Pamięta pocałunki, które ona sama składała na jego nagich ramionach i zadziwiająco delikatnej szyi.
Za wiele za wiele. Tak łatwo byłoby oszaleć.
Łatwiej.
●
Wiatr zaplątuje się w jej włosy, kiedy Zuzanna wraz z rodzeństwem okrzykami i śmiechem wita narnijskie morze, czystsze i bardziej błękitne niż pamiętała.
(Historia się powtarza. Wszystko się zmienia, ale czasem koło zatacza się w miejsce, w którym już było, czyż nie?)
Ale euforia mija szybko i jedyne, co Zuzannie zostaje to skradziony morzu wiatr w rozczochranych włosach, przemoczone ubranie i dominujące przeczucie, że drugi raz nie będzie w stanie tego wytrzymać.
Modli się, by tym razem nie trwało to tak długo. Wtedy być może mniej będzie cierpieć, mniej tęsknić, kiedy znowu wszystko się skończy. Być może nie zdąży na nowo zakochać się w Piotrze.
●
Powiedziała mu kiedyś:
- Jesteś Północnym Niebem a ja Południowym Słońcem. Będę kochała cię wiecznie.
●
To prawda.
●
Mówią też, żeby uważać, bo niektóre życzenia mogą się spełnić. Zuzanna zaciska mocno powieki i przygryza usta prawie do krwi, gdy Aslan zaledwie po kilku spokojnych dniach na zamku zdradza im sekret, a każde kolejne zdanie brzmi niczym wyrok:
- Już nigdy więcej nie wrócicie do Narnii. Nauczyliście się wszystkiego, czego mogliście się nauczyć. Jesteście dorośli.
Dorosły Piotr chwyta dłoń dorosłej Zuzanny. Dorosłym nie wypada płakać, więc tego nie robią.
Nie płaczą razem.
●
- Gdybyś tylko potrafiła powiedzieć, czego chcesz, Zuza, mogłabyś to mieć.
Ale Zuzanna już od dawna nie mówi o Narnii. Słowo zamiera na jej języku, jeszcze zanim ona pomyśli o jego wypowiedzeniu.
Poprawia sukienkę i przegląda się w lustrze. Jest starsza. Ma bladą skórę i poczerniałe wnętrze. Nie jest już pewna, czy i tak chciałaby tam wrócić, nie tak naprawdę i nie po tym, co zrobił Aslan. Dał jej życie i dał jej świat, gdzie pozwolił jej dorosnąć, gdzie mogła zakochać we własnym bracie i być przez niego kochaną, po czym bez ostrzeżenia i podstępem wyrwał ją z niego, wyrzucił przez szafę, z powrotem w ciało małej dziewczynki, z powrotem w świat, gdzie miłość jej i Piotra uważana jest za grzech, jeden z największych możliwych. A potem powiedział. Powiedział, że jest za dorosła, by powrócić. Nie, zdecydowanie, Zuzanna nie chce mieć już nic więcej wspólnego z Narnią i z Aslanem. Myśli, że już wie, skąd w Białej Czarownicy znalazło się tyle gniewu i nienawiści skierowanych w stronę Lwa. Myśli, że gdyby teraz znowu znalazła się w lesie, przy ołtarzu ofiarnym, sama podałaby Czarownicy nóż. Może sama by go zatopiła w złotej sierści.
Przeraża ją to. Ta nienawiść i gniew.
Chce Piotra. I mogłaby go mieć. W lustrze widzi jego odbicie, gdy stoi za nią ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. Zuzanna chce Piotra z mocą, którą nie wiedziała, że posiada. I wystarczyłoby jedno jej słowo, a Piotr pokonałby w okamgnieniu dzielący ich dystans i oplótł swoje dłonie wokół jej talii, położył głowę na jej ramieniu i owiał gorącym oddechem, błądząc ustami po jej szyi. Wie: jego pocałunki byłyby lekkie niczym muśnięcia skrzydeł motyla, a ona odczuwałaby je całym ciałem, niczym lawę wylaną wprost na nią. Byłoby to trochę inne niż ich dotyki i pocałunki w poprzednim życiu; byłoby trochę inne, bo są nieco młodsi, ich ciała wciąż nie tak doskonałe, wciąż dalekie od królewskiej gracji i autorytetu, ale byliby to oni, razem, byłaby to najpotężniejsza rzecz, która kiedykolwiek była ich udziałem.
Chce go i mogłaby go mieć, ale to jest właśnie to.
Właśnie to.
Nie potrafi tego powiedzieć.
Czasem czuje, jakby już nigdy miała niczego więcej nie powiedzieć.
●
(Im jest starsza, tym więcej rozumie. Nie ma w tym nic dziwnego, chyba zazwyczaj odbywa się to w ten sposób: dorastanie to pozbywanie się złudzeń. Jej ciało się zmienia - biodra stają się szersze, piersi okrąglejsze - a jej rozczarowanie Aslanem staje się większe. Jej twarz się nie zmienia. Wokół jej smutnych i nad wiek starych oczu nie pojawiają się zmarszczki, jeszcze nie. Do tego musiałaby się uśmiechać. A Zuzanna rzadko się śmieje.
Boi się dnia, w którym dorosłość przydarzy się jej siostrze. Nie chce, żeby niewinna i słodka Łucja poznała taką nienawiść, która przepływa przez jej własne żyły i trawi wnętrzności.)
●
Coney Island latem 1942 roku jest obrazem upadłej chwały i zaniedbanego piękna, i coś w tej odsłonie przemawia do Zuzanny na najgłębszym poziomie. Nikt nie sprząta brooklyńskiej plaży - nie kiedy Ameryka dołączyła do wojny i poprzestawiała swoje priorytety - więc Zuzanna i Piotr kroczą ostrożnie po piasku, manewrując bosymi stopami między rozbitym szkłem, papierami, resztkami jedzenia i zużytymi prezerwatywami.
Światło rzucane przez słońce jest pomarańczowo - fioletowe i pada na plażę oraz niedalekie molo delikatnie, nieśmiało, lekko niczym mgła owiewająca rzekę, niczym kochanek kładący się po raz pierwszy na ukochanej. To rzeczywiście zdaje się być inny świat, myśli Zuzanna, i może w tym innym świecie panują inne reguły.
Zerka przelotnie na Piotra, ale zatrzymuje na nim wzrok dłużej, kiedy zdaje sobie sprawę, że on się jej uważnie przygląda.
- Powinieneś patrzeć pod nogi.
Piotr zatrzymuje się, ona idzie w jego ślady.
- Ty też.
Patrzy. Ich palce niemal się stykają. Niemal. Bardzo uważają, żeby się nie dotykać.
Podnosi głowę i uśmiecha się do niego lekko. Twarz Piotra pozostaje poważna i skupiona.
- Jest w tobie jakaś dziwna gorycz, której nie poznaję - mówi.
Zuzanna prycha lekko i natychmiast tego żałuje. Nie chce go urazić. Podobną gorycz wyczuwa też w nim. Dziwne, że on sam zdaje się nie zdawać z tego sprawy.
- Wkrótce po tym, gdy wróciliśmy do Anglii, gdy wypadliśmy z szafy, dostałam po raz kolejny swój pierwszy okres. Wiesz co wówczas pomyślałam? Pomyślałam, że nieustannie krwawię. Nie wiem, czy dla… niego. Ale krwawię. I fakt ten męczy mnie i napełnia gniewem i, Piotr - chwyta go za ramię, tuż nad zgięciem łokcia - już nie wytrzymuję. Boję się.
Piotr chwyta ją w ramiona i ściska mocno. Po krótkiej chwili wahania Zuzanna odwzajemnia gest.
- Co powiesz na to, żeby zostawić gniew morzu i słońcu? Zostaw to wszystko tutaj. Niedługo stąd wyjeżdżamy.
Zuzanna chowa twarz w ramionach Piotra i wyczuwa jak jego oddech na chwilę zamiera w płucach. Chce powiedzieć, że go kocha. Kocha do niezmiennie i na zawsze, tak jak wtedy gdy skradała wiatr innemu morzu, czystemu i błękitnemu, tak jak wtedy gdy jej dusza była jasna, wnętrze białe jak jej skóra, nie ciemne jak włosy, gdy w żyłach nie krążyła krew zatruta nienawiścią. Chce mu to powiedzieć, ale nie potrafi, więc mówi tylko:
- Dobrze.
Mówi:
- Jak?
Piotr odsuwa się od niej i chwyta jej dłoń w swoją, a potem prowadzi ją w morskie fale. Woda jest przyjemnie chłodna i Zuzanna delektuje się wrażeniem, jakie pozostawia woda opływająca jej nagie kolana i uda. Kiedy są już wystarczająco daleko, Piotr chlapie ją zupełnie jak kiedyś. Kiedy dni były dłuższe, kiedy południowe słońce świeciło jasno na północnym niebie.
Zuzanna śmieje się.
●
(Telefon.)
- Byliśmy w Narnii, Edmund i ja.
- To wspaniale.
- Przepraszam.
- Za co?
- Nie powinnam. Wiem, że wy… Nie chciałam, żeby zrobiło ci się przykro.
- Nie. To nie to. Jestem po prostu zmęczona. To był długi dzień.
●
Mówią, że historia lubi się powtarzać. Zuzanna obejmuje Piotra nogami i pozwala jej.
Pozwala historii się powtórzyć.
Niedługo opuszczą również i ten świat.