Gwiazdka dla
laina111 Autorka:
akinnore Tytuł: Obce dziecko
Ilość słów: ~1000
ŻYCZENIE NR 1: The Avengers/Marvel Movies - z "Thora" - obraz dzieciństwa Lokiego, jego życie w cieniu brata; angst
Od autorki: Po długiej przerwie w pisaniu nie było mi łatwo wrócić do tego zajęcia. Przypuszczam też, ze możesz mieć w głowie nieco inny obraz dzieciństwa Lokiego. Mam jednak nadzieję, że w mojej wizji znajdziesz też coś, co Ci się spodoba.
Później, wiele lat później, kiedy Bifrost rozpadnie się w tęczowe drzazgi, kiedy Thor spojrzy na nią oczami starego człowieka, który stracił wszystko, Frigga przypomni sobie chwilę, kiedy pierwszy raz włożono jej w ramiona obce dziecko. Pomyśli wtedy - to moja wina. Moja wielka wina - będzie myślała z goryczą. - Nie umiałam być prawdziwą matką - będzie myślała z goryczą; jak tysiące matek na tysiącach planet doszukując się w własnych błędów w błędach dziecka
- Nie umiałam być prawdziwą matką - będzie myślała Frigga. Jakby miała nadzieję, że biorąc winę na siebie, zdejmie ją z tego dziecka, które kiedyś włożono jej w ramiona, takie obce i takie niewinne
Tak nie wolno - myślała, obejmując to dziecko ostrożnie i z lękiem - możesz sobie wziąć wszystko, skarby, władzę i wszelkie artefakty, ale nie dziecko, nie możesz po prostu wziąć sobie dziecka, ciała z czyjegoś ciała, krwi z czyjejś krwi, tak nie wolno - myślała i milczała, a Odyn odszedł, przyzwyczajony do jej posłuszeństwa.
Razem z obcym dzieckiem w jej domu zamieszkał niepokój. Było inne, tak całkiem inne niż wszystkie dzieci, które rodziły się w Asgardzie; duże, silne dzieci z mocnymi kośćmi i mocnymi głosami. Frigga pamiętała narodziny Thora, jakim był dużym, silnym, zdrowym dzieckiem, jak długo to wszystko trwało i jak strasznie bolało; była nawet trochę dumna z tego bólu, później, kiedy już minął. Obce dziecko, myślała, rodziłoby się zupełnie inaczej, wyślizgnęłoby się z niej szybko, niemal niezauważalnie, takie wąziutkie i chudziutkie. Obce dziecko miało kosteczki cieniutkie i kruchutkie, kosteczki jak ptasie skrzydełka, białe drobne paluszki i takie maleńkie stópki, stópki, z których spadały wszystkie skarpetki; Frigga nie mogła uwierzyć, że kiedyś na tych stópkach stanie, że nie złamią się pod ciężarem
- Loki! - zawołała, kiedy jej obce dziecko powoli i ostrożnie pierwszy raz stawało na nogi. Pierwszy raz wtedy nazwała je po imieniu, trwożnie i niespokojnie i od tamtej pory imię na zawsze miało w jej ustach smak i zapach niepokoju. Potem, kiedy Bifrost rozpadnie się w tęczowe drzazgi, Frigga przypomni sobie tamten dzień i wszystkie następne. - To moja wina - pomyśli. - Moja wielka wina.
Potem, kiedy Bifrost rozpadnie się na tęczowe drzazgi, Frigga przypomni sobie, jak porównywała narodziny swoich dwóch synów, te które bolały i te, których nie było; a może jednak były - pomyśli, bo przecież to obce dziecko, o imieniu pachnącym niepokojem, narodziło się dla niej i z niej tak właśnie - szybko i niemal niezauważalnie i stało się jej; jej Lokim, jej trwogą, jej lękiem i jej niepokojem
Nie była pewna, dlaczego tak jest, bo Loki był ostrożnym dzieckiem, Loki najpierw się przyglądał światu chłodnymi zielonymi oczami, a potem dopiero był gotów wziąć go w dłonie. Thor ciągle skądś spadał, Thor nabijał sobie kolejne sińce i przybiegał do niej z płaczem, kiedy okazywało się, że piękne, błyszczące noże z tymi ślicznymi kamykami w rękojeściach, są również bardzo, bardzo ostre
Loki dotykał wszystkiego ostrożnie, Loki zanim gdzieś wszedł, zaglądał do środka. Loki nie biegał. Ale Loki również nie płakał. Loki stawał z boku i milczał; nie przyszedł do Friggi nawet kiedy pokąsały go osy, sama musiała zauważyć, że ukrywa za plecami opuchniętą rękę. Pewnie dlatego ciągle go obserwowała, ostrożnie, żeby nie zauważył, ale nieustannie, niespokojnie, zawsze niepewna, czy jest bezpieczny, czy nic go nie boli, jej obcego dziecka, zawsze cichego, zawsze trochę w cieniu
Thor głośno mówił i głośno się śmiał i głośno walczył; był dzielnym chłopcem, jej Thor, radosnym i otwartym i dumnym, małym królewiczem, który zawsze wiedział, czego chce i wiedział też, że może to mieć, zawsze
Potem, kiedy Bifrost rozpadnie się na tęczowe drzazgi, a Thor wróci do pałacu i spojrzy na nią oczami starego człowieka, który stracił wszystko, Frigga przypomni jeden dzień, ciepły i wiosenny, plamy słońca na zamkowej podłodze, Thor musiał mieć wtedy dziesięć lat, a może jedenaście i całkiem dobrze już walczył mieczem; Odyn był z niego taki dumny, ze swojego jasnowłosego następcy, taki dumny, a Thor nurzał się w tej dumie, w tym blasku. Tamtego dnia, przypomni sobie Frigga, Thor pokazywał swoje nowe sztuczki z mieczem, wszystkim, kto chciał i kto nie chciał i rzeczywiście, nie dało się ich przeoczyć, bo pokazywał je na środku sali tronowej. Frigga patrzyła na niego, swoje dziecko, swojego małego wojownika, z miłością i rozczuleniem i lekkim pobłażaniem i z dumą, pamiętając, jak trudno było go urodzić, jak długo to trwało i jak bolało. Patrzyła na swoje dziecko, radosne i rozkrzyczane i kochała je najprościej i najspokojniej.
A potem, kątem oka zobaczyła drugiego ze swoich synów, małego, chudziutkiego chłopca, który wyglądał, jakby chciał być jeszcze mniejszy, przy samych drzwiach, obracającego w rączkach piękne, kolorowe kulki ognia; nikt na niego nie patrzył i nikt nie wzdychał z dumą na widok takiej wielkiej magii w takich małych dłoniach i Friggą znów szarpnął niepokój; czasem tak bardzo nie rozumiała tego obcego dziecka, takiego innego, niż wszystkie dzieci, które rodziły się w Asgardzie, duże, silne dzieci, które nigdy nie trzymały się w cieniu, które potrzebowały uwagi bardziej niż powietrza
Wtedy Loki podniósł głowę i chłodnymi, zielonymi oczami spojrzał jej prosto w oczy. A potem wyszedł; nie było go tak samo cicho i niezauważalnie, jak wcześniej był.
Potem, kiedy Bifrost rozpadnie się na tęczowe drzazgi, Frigga przypomni sobie tamten dzień i jej dziwne, obce dziecko, patrzące na nią, jakby je uderzyła. - To moja wina - pomyśli i będzie przypominać sobie wszystkie te chwile, kiedy Thor krzyczał - mamo, mamo, zobacz, co ja potrafię! - jak łatwo było wtedy uśmiechać się z podziwem i chwalić
Nie będzie wiedziała tylko jednej rzeczy, tego dnia, kiedy Bifrost rozpadnie się na tęczowe drzazgi, a jej syn, jej obce dziecko o imieniu smakującym niepokojem będzie spadać pomiędzy wirującymi okruchami tęczy w odległe galaktyki, będzie - spadając - przypominać sobie dokładnie ten sam dzień; plamy światła na podłodze i brata machającego mieczem i matkę
To wszystko - będzie wówczas myślał - to wszystko nie zaczęło się tak naprawdę od zimnego dotyku lodowego giganta, nie od skóry barwiącej się na niebiesko, ani od chłodnej poświaty Szkatułki Starożytnych Zim, nie. Będzie pamiętał dzień, w którym pierwszy raz zauważył, że mama patrzy na Thora z miłością, a na Lokiego - z niepokojem. Będzie wspominał również inne takie dni
Tego dnia, kiedy Bifrost rozpadnie się w tęczowe drzazgi, oboje, Loki i Frigga, znajdą jedną winną, oskarżą ją i skażą. Oboje będą w błędzie i oboje w nim pozostaną. Będzie to - dla nich obojga - rozwiązanie najprostsze.