Fikaton 12x05

Apr 17, 2012 23:25

Autor: idrilka
Tytuł: Wyjątki z dziennika pokładowego (niezapisane)
Fandom: Mass Effect
Postacie/Pairingi: Shepard/Joker (backstory)
Prompt: Savage Garden - To the Moon and Back
Spojlery: Do pierwszych dziesięciu minut ME2.
Ilość słów: 1 022
A/N: Niebetowane. I, mimo kryzysu, który żyje i nadal ma się dobrze, dłuższe, niż przypuszczałam. (Nie, żebym narzekała...)

Wyjątki z dziennika pokładowego (niezapisane)

Kiedy spotykacie się po raz pierwszy, potrąca cię niechcący w drodze do mesy na Normandii.

- Hej, patrz, gdzie łazisz! Kaleka na drodze! - krzyczysz za nią, orientując się ułamek sekundy za późno, że ta nieznajoma ci kobieta jest: a) oficerem Przymierza, b) wedle wszelkiego prawdopodobieństwa - twoją nową przełożoną.

Czekaliście już tylko na pierwszego oficera. Jak widać, doczekaliście się.

(Świetnie. Po prostu świetnie.)

.

Zamiast spodziewanej reprymendy, dostajesz tabliczkę ziemskiej czekolady, towaru deficytowego w kosmosie. (Nieważne, jaki kit staraliby się wcisnąć właściciele spożywczaków na Cytadeli, żadna czekolada nie smakuje tak dobrze, jak ziemska.)

- W ramach przeprosin za wcześniej - rzuca komandor Shepard. - Pierwsza zasada: nigdy nie wkurzaj pilota - dodaje i mógłbyś przysiąc, że lekko się przy tym uśmiecha.

- To dobra zasada, pani komandor.

Shepard jeszcze raz tłumi uśmiech.

- Będę się jej trzymać.

.

W pierwszym tygodniu pobytu na Normandii Shepard ogrywa wszystkich w karty trzy razy. Kaidan odchodzi w końcu od stołu, klnąc pod nosem, na czym świat stoi. Ty tylko wzruszasz ramionami, wybierając z kieszeni ostatnie drobne.

- Powinien się cieszyć, że nie graliśmy w rozbieranego…

.

- Normandia do komandor Shepard, Normandia do Shepard. Robi się gorąco. Musimy się zmywać.

Przez chwilę słyszysz tylko trzaski na łączach radiowych i bezwiednie wstrzymujesz oddech.

- Tu Shepard, odbiór. Grzej silniki, za moment będziemy.

.

Potem ratujecie sobie nawzajem kilka razy życie. To nic wielkiego, tak naprawdę. Robicie tylko to, co do was należy. (Tyle, że nie do końca, dlatego za każdym razem, kiedy możesz tylko bezsilnie słuchać przez radio, jak Shepard bierze kulkę w ramię albo brzuch w czasie rzeczywistym, trochę mocniej zaciskasz palce na sterach. Przy jednej pamiętnej okazji łamiesz dwa z nich.)

.

Odkrywacie, że oboje lubicie oldschoolowe ziemskie seriale, więc kiedy tylko pozwala wam na to czas, zaszywacie się w kwaterach Shepard i oglądacie stare, nieco ziarniste hologramy, które komandor trzyma na półkach w równych rzędach.

Kiedy w tle leci Out of Gas, nie pytasz, czy jest ciekawa, jak wyglądałoby życie wyjętych spod prawa. Czytałeś jej akta.

.

- To już za mną, Joker, to tylko przeszłość - mówi, ale ty nadal widzisz szare ściany sierocińca, zaśmiecone ulice i graffiti na murach, i wytatuowanych poruczników gangów, uzbrojonych po zęby.

Zastanawiasz się, czy Shepard też zdążyła się dorobić jakiegoś tatuażu, zanim uciekła i wstąpiła do wojska. Zastanawiasz się, czy potem go usunęła.

.

- Joker, …my pod ciężkim ostrzałem! …sze tarcze są na wyczerpaniu! … wsparcia lotniczego! Joker, do cholery!

Usiłujesz przebić się przez zakłócenia na linii, ale za każdym razem, kiedy krzyczysz w mikrofon: Joker do Shepard, Joker do Shepard, odbiór!, odpowiadają ci tylko trzaski.

- No już, maleńka - prosisz, zaciskając zęby. Ręce, trzymające z całej siły stery, trzęsą ci się z wysiłku, kiedy usiłujesz manewrować na o wiele zbyt małej przestrzeni, nie uszkadzając przy tym Normandii. - Jeszcze troszkę, jeszcze tylko troszkę… Shepard, słyszysz mnie?! Odbiór!

- …ker, jesteś w zasięgu wzroku. Spodzie… się gorącego powitania. Osłony na maksimum. …ją sondy bojowe.

Kilka strzałów z działek rozwiązuje problem sond, ale kule nadal ocierają się o biegnących w stronę Normandii Shepard, Garrusa i Liary. Shepard wskakuje przez otwarty właz w ostatniej chwili, kiedy już, już podrywasz się do lotu. Zanim zamykają się drzwi, zbłąkana kula sięga jej ramienia i widzisz na monitorze w kokpicie, jak Shepard upada w przód, popchnięta siłą uderzenia.

- Nigdy więcej, okej? - mówisz, kiedy przychodzi do kokpitu, z ręką na temblaku. - Pani komandor - dodajesz dla porządku. Shepard patrzy na ciebie nieco mętnym wzrokiem i zastanawiasz się, czym nafaszerowała ją doktor Chakwas, pomimo (co do tego nie masz wątpliwości) stanowczych protestów z jej strony. - Nigdy więcej.

.

- Nigdy nie mówiłeś, że masz rodzinę - mówi Shepard, kiedy wspominasz mimochodem o ojcu i Hilary.

Wzruszasz ramionami, zastanawiając się jednocześnie, czy, jeśli nie powie się wyraźnie, że jest inaczej, brak jakichkolwiek bliskich to dla niej stan domyślny. To niekoniecznie świadome przekonanie (tak naprawdę dałbyś sobie uciąć rękę, że ona nawet nie zdaje sobie z tego sprawy), ale nie możesz się powstrzymać od myśli, że Shepard powinna wiedzieć, że mimo wszystko są tacy, którzy bez chwili wahania nazwaliby się jej rodziną, nawet jeśli formalnie nie łączą ich więzy krwi.

- Każdy jakąś ma, pani komandor. Nawet ty.

Shepard odwraca głowę.

.

Wbrew pozorom, wnętrza wszystkich knajp wyglądają tak samo - przyćmione światło, głośna muzyka, długi kontuar i różnokolorowe butelki stojące w równych rzędach, brzęczące szkło zawieszone nad barem. Zmieniają się tylko szczegóły.

Ta, w której świętujecie zwycięstwo nad Sarenem, nie jest wyjątkiem od reguły.

Gdyby nie to, że właśnie pokonaliście jedno z największych zagrożeń dla waszej galaktyki, sama impreza również niczym by się nie wyróżniała. W rogu Kaidan rzyga dyskretnie do kwiatka, Garrus stoicko sączy swojego drinka dla prawoskrętnych, Wrex usiłuje po pijaku namówić jakiegoś przerażonego salarianina, żeby siłował się z nim na rękę. Słowo nie wyparowało dzisiaj najwidoczniej z jego słownika.

Shepard siedzi na uboczu z kieliszkiem czegoś wściekle czerwonego, obserwując resztę. To dopiero jej drugi drink. Ty nie pijesz w ogóle. Jesteś na lekach.

Gdybyście oboje byli trochę bardziej pijani, wracając na Normandię, być może czegoś byście spróbowali. Być może objąłbyś ją, przytulił i pocałował, zamiast zarzucać jej rękę na ramiona, jakbyście byli tylko najlepszymi kumplami (tłumaczysz sobie, że to tylko po to, żeby było ci łatwiej iść). Być może ona na chwilę zapomniałaby o przepisach i tym, że jest, przynajmniej na papierze, przede wszystkim twoją przełożoną.

(Być może przestałaby się wreszcie bać, że przynosi ludziom pecha.)

.

To najtrudniejszy raport, jaki złożyłeś w życiu, ale głos łamie ci się tylko trochę, kiedy opisujesz wybuch i to, jak bezsilnie patrzyłeś zza szyby na powietrze uciekające powoli ze skafandra, na jej ręce rozpaczliwie starające się zatkać rozdarcie, na szamotaninę, która trwała zbyt krótko. Potem zostało już tylko spokojne dryfowanie w próżni. Zbyt spokojne. (Shepard zawsze była pełna życia, a to… to nie była Shepard. Już nie.)

Ból w poskładanej stopie jest tego wart, kiedy przypominasz sobie, jak kopnąłeś nią z całej siły w ścianę tej klitki, którą przydzielono ci w szpitalu wojskowym.

- Obiecałaś, Shepard, do cholery! Nigdy więcej!

Nie, nie odczułeś ulgi. Musiałbyś połamać chyba każdą kość w swoim ciele, żeby zacząć czuć cokolwiek. (Stopa to dobry start. Dużo kości w śródstopiu. Ale to wciąż za mało.)

Zaciskasz zęby, dotykając palcami wieka trumny.

Nigdy więcej. (To ta najgorsza część.)

fandom: mass effect, fikaton 12, autor: idril, fikaton 12: dzień piąty

Previous post Next post
Up