fikaton 12, dzień piąty

Apr 17, 2012 22:30

Myślałam już, że wymięknę, ale chyba nawet mi wyszło. Czerpałam z obu promptów.

Tytuł: Pięć stadiów
Autor: pellamerethiel
Fandom: Mass Effect
Postacie: Shepard, Garrus (BFFs), trochę Jokera.
Ostrzeżenia: Spoilery do ME2.
Ilość słów: 1113 słowa
Dedykuję wszystkim, którzy uważają, że scena na Alcherze powinna wyglądać inaczej.



i będziemy mieć blizny na pamiątkę
i więzi, które zachowamy
bo zadbamy o to, żeby nie przepadły

Pięć stadiów

Wdech.

Wydech.

Jeszcze pamiętasz jak to się robi.

- Komandorze… - Nawet Joker nie potrafi w takim momencie zmusić się do żartu. Słyszysz w jego głosie coś na kształt zawahania, a to niezbyt częsta sytuacja. Masz ochotę dotknąć jego ramienia i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku, ale sama tego nie wiesz. Alchera jest jedną wielką niewiadomą. - Żałuję, że nie mogę zejść tam razem z tobą, ale przynajmniej będzie z tobą Garrus. To nie to samo co ja, ale hej, w takiej sytuacji nie możemy wybrzydzać, co?

- W porządku, Joker.

Powiedziałaś to.

Jeff milknie, ale kiedy ruszasz już w kierunku garażu i promu, mającego zabrać cię w miejsce, które stało się twoim grobem, odchrząkuje, czeka, aż się odwrócisz i mówi jeszcze:

- Shepard. Jakby co, to wiesz, że nie jesteś tam sama, prawda? Masz mnie na drugim końcu nadajnika.

Spoglądasz na niego ze zmęczeniem.

- Nie będę sama. Będzie ze mną Garrus. - Zakładasz hełm i bez zbędnych słów opuszczasz kokpit.

*

W promie panuje cisza.

Garrus udaje, że na ciebie nie patrzy, ale nie bardzo mu to wychodzi. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie miejsce, do którego właśnie lecą, i nie świeżo zabliźniona rana przecinająca prawą stronę jego żuchwy.

Kilka tygodni temu Garrus oberwał pociskiem w głowę i prawie umarł ci na rękach, a ty dalej nosisz ten obraz w sobie i wyzwalasz go, kiedy zamykasz się sama w siłowni i z całej siły uderzasz w worek treningowy, wyobrażając sobie, że to osoba, która prawie ci go odebrała. Po spotkaniu Ashley na Horyzoncie dotarło do ciebie, jakie masz cholerne szczęście, że Garrus, Liara i Tali nie potraktowali cię w ten sam sposób.

Ale z nich wszystkich tylko Garrus postanowił do ciebie wrócić.

*

Możesz sobie wmawiać, że tak nie jest, ale czujesz na sobie smycz Cerberusa.

*

Wychodzisz z Hammerheada i pierwszą rzeczą, jaką zauważasz, są szczątki Normandii.

Śnieg chrzęści pod twoimi stopami - w głowie kołacze ci się jakieś odległe wspomnienie z wczesnego dzieciństwa, kiedy z ojcem odwiedziłaś babcię mieszkającą w małej wiosce w Wielkiej Brytanii. To była twoja druga i ostatnia aż do dorosłości wizyta na Ziemi, ale dobrze ją zapamiętałaś.

Atmosfera jest rozrzedzona, więc musisz mieć na sobie hełm. Wolałabyś go zdjąć i wciągnąć haust tego powietrza, którym zmuszona byłaś oddychać, kiedy umierającą ściągnęła cię tutaj grawitacja planety. Kuszące, ale rozsądek jednak wygrywa.

Znajdujesz szczątki kokpitu i nieśmiertelniki dziewczyny, która zajmowała się nawigacją i nigdy nie zapominała spytać cię o samopoczucie. Stajesz w miejscu i spoglądasz na trzymane w ręku blaszki, które błyszczą, kiedy nimi poruszasz. Czujesz się zupełnie zagubiona. Masz wrażenie, że znalazłaś się tutaj zupełnie przypadkiem, że przecież to niemożliwe, żebyś w tym miejscu zginęła, przecież żyjesz, oddychasz i poruszasz się jak wcześniej. A może nie?

Może jesteś teraz tylko cyborgiem zaprojektowanym przez Cerberusa tak, by myślał, że jest komandor Shepard, ale zarazem czuł powinność, która zmusza go do wysłuchania tego, co mają do powiedzenia.

Nie, nie, nie.

Na pewno tak nie jest.

Słyszysz za sobą kroki i cięższe niż w twoim wypadku skrzypienie śniegu. Oceniasz, że ktoś, Garrus, stanął kilka metrów za tobą i teraz waha się, co robić dalej - podejść do ciebie? Objąć? Nie, turianie tak nie robią.

- Shepard, wszystko w porządku?

Nie odwracasz się.

- Chyba muszę zostać teraz sama.

Garrus nic więcej nie mówi i znika bez słowa, słyszysz tylko jego kroki na śniegu. Jesteś wdzięczna, że zrobił to bez zbędnej dyskusji i protestów i że nie wziął twoich słów do siebie. Jak nikt na świecie, może poza Jokerem, rozumie, że nie należy ci się narzucać i że potrzebujesz przestrzeni.

Zwłaszcza w takim momencie jak ten.

*

Boli cię, że Przymierze podtarło sobie tobą tyłek.

Nie tak miało być.

*

- Kurwa! - szepczesz i kopiesz kawałek powyginanej blachy, pod którą widnieje kolejny zestaw nieśmiertelników. Czujesz napływ złości i masz ochotę coś uszkodzić, ale prawie wszystko, co masz pod ręką, jest już zniszczone.

Dostrzegasz także MAKO i to sprawia, że wybuchasz histerycznym śmiechem.

W końcu się uspokajasz.

Możesz normalnie oddychać.

*

- Pressly nie był nawet taki zły, wiesz?

- Wiem. Kiedy odchodziłem, powiedział, że dobrze mu się ze mną pracowało.

Spoglądasz na niego ze zdziwieniem, nie wypuszczając z ręki znalezionego datapada.

- Serio? Nigdy o tym nie wspominał. - To, co zostało z mapy galaktyki przypomina metalowy szkielet martwego zwierzęcia, które dawno wyginęło. Nadpalony czarno-biały kadłub Normandii sprawia natomiast wrażenie wielkiego, rannego stworzenia, które skonało tutaj w śniegu, i widok ten sprawia, że Shepard ma ochotę usiąść wśród szczątków wraku i więcej nie wstać.

- Może ja wcale nie umarłam? - rzucasz w powietrze.

Z twoich ust unosi się obłoczek pary.

- Umarłaś, Shepard - stwierdza smutno Garrus. - Pamiętałbym, gdyby było inaczej.

*

Przypominasz sobie Kaidana w momencie, gdy skazałaś go na śmierć.

Uratowałaś wtedy Ashley.

Mijasz roztrzaskany kawałek skrzydła Normandii i kątem oka widzisz Garrusa, który podnosi z ziemi kolejny zestaw nieśmiertelników. Niebieski wizjer na jego oku w zimnym świetle tej planety wygląda jeszcze bardziej niesamowicie.

Wtedy dostrzegasz coś w śniegu.

W pierwszej chwili nie jesteś pewna, co masz przed sobą, ale kiedy to rozumiesz, masz nagle wrażenie, że odłączyłaś się od swojego ciała i nagle oglądasz samą siebie z pewnej odległości.

Trzymasz w rękach swój hełm (nie, jej hełm, ty stoisz przecież tutaj.)

- Shepard, wszystko w porządku? - Słyszysz nagle jak w interkomie tamtej Shepard odzywa się Joker. - Shep?

Tamta Shepard płacze.

Osuwa się na ziemię, wpatruje się w twój stary, wysłużony hełm i płacze.

Garrus zaraz jest przy niej, Joker coś mówi szybko do interkomu, ale nie słyszysz tego, bo masz wrażenie, że ktoś przyciszył dźwięk i wszystko dociera do ciebie z opóźnieniem i jakby przez watę. Chwytasz się za gardło, bo co, jeżeli i tym razem zabraknie ci powietrza i znowu udusisz się w kosmosie i nikt cię tym razem nie uratuje?

Wydaje ci się jednak, że Człowiek Iluzja straciłby do ciebie cierpliwość, gdybyś umarła po raz drugi.

Garrus klęka przy tobie, tak, to już ty, pozwalasz mu się objąć i chowasz twarz w miękko-twardym zagłębieniu między jego szyją a obojczykiem, jeżeli u turian można to tak nazwać. Czujesz jego rękę na wysokości swoich łopatek i to sprawia, że płaczesz jeszcze głośniej, mocniej i bardziej, aż w końcu przestajesz.

*

Już jest dobrze.

Uspokoiłaś Jokera, otarłaś łzy i ze swoim starym hełmem pod pachą ruszyłaś w kierunku wraku i stanęłaś przed zniszczonym kokpitem, by postawić tam pomnik upamiętniający śmierć twoją, twojej załogi i Normandii.

- Cieszę się, że jesteś tu ze mną - mówisz, nie patrząc przy tym na Garrusa.

Nie widzisz tego, ale wiesz, że się uśmiecha.

Jest to na pewno smutny uśmiech.

- Musiałem, Shepard. - Po chwili milczenia ciszej dodaje: - Dla mnie to też było ważne.

Kładziesz swój stary hełm na ziemi, a potem, pod wpływem impulsu, zdejmujesz nowy i przez chwilę ze spokojem wdychasz zimne, rozrzedzone powietrze.

Masz to już za sobą, czas ruszyć do przodu.

fandom: mass effect, fikaton 12, autor: pellamerethiel, fikaton 12: dzień piąty

Previous post Next post
Up