fikaton 12, dzień trzeci

Apr 15, 2012 23:58

autor: aspenaire
tytuł: Galaktyka śmierci
fandom: Torchwood
spojlery: nie bardzo, może do końcówki drugiego sezonu
słów: 1018
prompt: drugi
ostrzeżenia: Wyszedł mi fik z przekleństwami pomiędzy crackiem i angstem i nie jestem pewna czy to rozwiązanie jest zdrowe. Nie jestem pewna co z końcówką, a tak w ogóle to napisałam więcej niż 1000 słów (ledwo, ale napisałam) więc yay dla mnie XD


0.

Jack budzi się na stole w prosektorium,
- Kurwa - mówi elokwentnie Owen. - Ty żyjesz.
Jack ma zmęczony wyraz twarzy nawet, gdy się uśmiecha.
- Coś w tym stylu.

9.

Owen włącza stoper w momencie, gdy Jack dostaje kulkę w łeb.
- Okej, wygrałem zakład - mówi trzy minuty, dwadzieścia dwie sekundy i trzydzieści siedem setnych później, gdy Jack wraca do żywych. - Pobudka, słońce!
Jack mruga i patrzy na niego jak na idiotę.
- Owen, jesteś chorym człowiekiem - wzdycha Gwen.
- I za to mnie kochacie.

31.

- Zajebiście - mówi Owen.
- Tylko ty mogłeś nas zgubić w środku miasta - odpowiada z wyrzutem Gwen. - A uzbrojony kosmita jest na wolności!
- Nie moja wina, że Tosh zapomniała naładować GPS!
- Nie zwalaj tego na mnie.
- Możemy zawsze kupić mapę - proponuje Jack i, nie czekając na odpowiedź, wchodzi na ulicę.
- Jack, uważaj! - krzyczy Ianto, ale jest już za późno. Kosmita w czerwonym sportowym aucie nawet się nie zatrzymuje, gdy przejeżdża Jacka na płasko.
- Tam jest ten sukinsyn! - wrzeszczy Gwen, bierze bazookę i w biegu rozpieprza kosmitę, monopolowy i pół urzędu miasta.
Ianto nawet nie mruga, gdy przysyłają mu rachunek.

73.

- Okej, teraz zamknąć mordy i czekamy - mówi szeptem Gwen.
Gdy tak siedzą w całkowitej ciemności, Owen zaczyna nucić jakąś piosenkę. Gwen ma ochotę strzelić mu w twarz, ale zanim ma szansę to zrobić, przez drzwi wpada Jack i uruchamia ich pułapkę, wysadzając się przy okazji w powietrze.
- Kurwa - Gwen nie może w to uwierzyć. - Mamy jeszcze ten trotyl? Bo rakiety się skończyły.
Tosh kręci głową.
- Zamówię - mówi Ianto i łapie za telefon.

101.

- Spieprzamy stąd, ludzie! - Gwen zrywa się jako pierwsza.
- Owen, łap laptopa!
Jest piękna, gwiaździsta noc i tym razem goni ich coś dużego. Owenowi wystarcza to, że kosmita ma wielkie, zabójcze zęby, śmierdzi i jest zakurwiście szybki, więc ucieka jak najdalej przed siebie, mając nadzieję, że temu wytworowi chorej galaktyki w końcu się znudzi i zostawi ich w spokoju. Mijając stację benzynową, przysięga sobie po raz setny, że jego noga już nigdy nie postanie w fastfoodzie, gdy zdaje sobie sprawę, że Jack już za nim nie biegnie. Zamiast tego, w oddali, słyszy mlaskanie.
- Nie mówcie mi, że znów będziemy musieli go skądś zeskrobywać - jęczy Owen.
Tosh posyła mu spojrzenie, które mówi wyraźnie, że to jest niestety ten dzień.
- Ktoś będzie musiał - zauważa Ianto, gdy kosmita leży martwy na trawie. - To co, papier, nożyce, kamień?

224.

Jack wkracza w pole siłowe, próbując powstrzymać… coś. Owen nie ma pojęcia, co to kurwa jest, ale to coś najwyraźniej sprawia, że Jack zaczyna się świecić, jakby od środka, trochę jak te żarówki energooszczędne, coraz jaśniej i jaśniej, aż Owen musi zamknąć oczy i gdy je otwiera, Jacka już nie ma.
- O, patrzcie - mówi Ianto, gdy z nieba zaczyna padać śnieg.
- Śnieg! - Owen zadziera głowę do góry, próbując złapać pojedyncze płatki na język.
- To nie śnieg tylko popiół - Tosh oznajmia, oglądając jakieś wykresy na laptopie. - Nie, Owen, nie jedz…!
- Za późno - wzdycha Gwen, podczas gdy Owen dławi się na ziemi prochami Jacka.

490.

- I znów zabili Jacka - Gwen ściąga z siebie zakrwawione ubranie i osuwa się na ziemię. - Boże, potrzebuję drinka. Teraz.
- Skurwysyny - wzdycha Ianto i podaje jej butelkę.
- Skurwysyny - wtóruje mu Owen, wyciąga swoją nowiutką laserową broń, którą Tosh zamówiła im przez Internet i wycina na niej nożem kolejną kreskę. - Przy okazji, wisisz mu pięć funtów, Gwen.

630.

- Do zobaczenia za chwilę, Gwen - mówi Jack, gdy leży na ziemi i wykrwawia się na śmierć, brud i krew na twarzy i we włosach, palce wciąż zaciśnięte na broni w śmiertelnym uścisku.
Gwen tylko kiwa głową. Jest taka zmęczona, że zamykają jej się oczy.
- No dalej - Ianto trzyma telefon w górze, próbując złapać zasięg. - Owen, odbierz do cholery!
On też wygląda jak trup i też najchętniej padłby na twarz, ale muszą się skupić, bo siedzą właśnie w tonącym statku sprzed drugiej wojny światowej i nie wszyscy mogą tak sobie umrzeć i wstać z martwych kilka minut później, mówiąc:
- I co mnie ominęło?

985.

- Jesteś najgorszym szefem w historii Torchwood - mówi Gwen do Jacka, który i tak jej nie słyszy, bo jego mózg właśnie skończył na sąsiedniej ścianie.
- Najgorszym - potwierdza Ianto i przeładowuje broń, bo te bezgłowe istoty są coraz bliżej i bliżej i bliżej. Owen tylko przewraca oczami.
- Herbatka, nie gadaj tylko strzelaj.

1462.

- Wszystko było w porządku dopóki odkurzacz nie zaczął… - dziewczyna patrzy na nich niepewnie.
- Nie zaczął co dokładnie? - Gwen mierzy ją od stóp do głów. - Gadaj, dziewczyno. Nie mamy czasu.
Dziewczynie w końcu udaje się wydusić:
- Wsysać ludzi, no.
Owen w życiu nie słyszał większej bzdury. Tosh i Ianto wchodzą do piwnicy przez garaż, on czatuje za oknem, a Jack i Gwen schodzą na dół po drabinie, zachowując się możliwie jak najciszej. Kilka sekund później udają, że naprawdę mają w zanadrzu lepszy plan niż strzelanie do śmiercionośnego urządzenia z pistoletów maszynowych, ale nie mają nawet szansy żeby go zrealizować, bo Jack podchodzi trochę za blisko odkurzacza, który wsysa go razem z tym cholernym płaszczem. Owen posyła Gwen spojrzenie pełne politowania.
- Mówiłem mu, żeby zostawił płaszcz w bazie. To zawsze się tak kończy.

4927.

- Jack? - krzyczy Tosh, ale jej głos niknie w hałasie, jaki robi maszyna szatkująca. - Niech ktoś wyłączy ten cholerny prąd!
- Ja pierdolę - stwierdza zbyt spokojnie Ianto. - Widzisz to, co ja, Owen?
Gwen nawet nie mruga, gdy rozlega się odgłos kruszonych kości.
- Widzę. A teraz oddawaj moje pięć funtów, Herbatka.
- Okej. Ale to ty sprzątasz go do worka.
Owen rzuca mu w odpowiedzi śliczną wiązankę.

86707.

Ianto znów rozkłada szczątki Jacka na stole w prosektorium. Owen tylko wyciąga kolejną laserową broń, którą Tosh zamówiła im przez Internet i wycina nożem pierwszą kreskę z wielu.
- To się nigdy nie skończy, nie, Tosh?
Tosh kręci głową.
- Możemy się tak bawić w nieskończoność - mówi gorzko i przeciera oczy, czując nadchodzący ból głowy. - Aż umrzemy przed Jackiem. Kwestia czasu.
- Tak, w nieskończoność - Owen zawiesza wzrok na ścianie. - Pieprzona nieskończoność.

0.

Jack budzi się na stole w prosektorium.

fikaton 12, fandom: torchwood, autor: aspenaire, fikaton 12: dzień trzeci

Previous post Next post
Up