Gwiazdka dla Panhomarek

Dec 18, 2011 15:38

Autor: chandniwrc
Dla kogo prezent: panhomarek
Życzenie: Nr 2: Supernatural - komedia z Dean’em, który musi uporać się z uczłowieczonym Castielem. Byłoby fajnie, przeczytać o ich wspólnej Gwiazdce.  
Tytuł: Świąteczna oaza spokoju
Fandom: Supernatural
Ilość słów: 1398
Spoilery: brak, ale fik zapewne miałby miejsce w okolicach sezonu 5.
Beta: eartha_endogan, Yarrow
A/N: Droga Panhomarek - mam nadzieję, że choć troszkę spodoba Ci się ten prezent. Na wstępie muszę się przyznać, że serial znam pobieżnie (no, może trochę bardziej niż pobieżnie :P). Jednakże nad całym kanonem czuwały osoby z fandomu SPN, a ja sama po prostu nie potrafiłam się oprzeć pokusie napisania tego fika zaraz po tym jak przeczytałam to życzenie. Nie jestem również w 100% pewna czy wyszła mi typowa komedia. Jak coś, to bardzo za to przepraszam.
I przede wszystkim życzę Wesołych Świąt!

***********************

Siedział wpółleżąc na fotelu z wylewającymi się kończynami poza granice mebla i spod uchylonych powiek wpatrując się w  szkaradny kikut, imitujący choinkę, który zamiast dekorować wręcz zagracał  pokój. Wybrakowany patyk był udekorowany tym, co Dean znalazł pod ręką, a uznał, iż idealnie nadałoby się do tego zacnego celu. A więc, zawieszone były czerwone i zielone odświeżacze samochodowe w kształcie choinek zakupione na przydrożnej stacji paliw. Poskręcane sreberka po czekoladach oraz celofan robiły za świątecznego węża, a zgniecione i zawleczone na kawałkach starej dratwy puszki po piwie imitowały bombki.
W pokoju panowała iście mglista, senna atmosfera sprzyjająca totalnemu rozleniwieniu.

- Jestem oazą spokoju. Pierdolonym, kurwa, zajebiście wyluzowanym kwiatem lotosu na tafli jeziora. Prawdę mówiąc, jestem wyluzowany jak wagon pełen pierdolonych, medytujących tybetańskich mnichów - powtarzał sobie niczym mantrę. Gdzieś usłyszał ten tekst, a w chwili obecnej idealnie nadawał się on, jako dosadny acz uzasadniony komentarz, do zaistniałej sytuacji.
Castiel uczłowieczony, doprawdy?!
Im bardziej wlepiał zmęczone oczy w świecący szturpak, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, iż na czubku tego lichego, mizernego drzewka, w charakterze aniołka,  sterczy Castiel z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Kpiącym z niego oczywiście.
- Oaza spokoju, ta... chyba świąteczna - mruknął, przecierając oczy. Zastanawiał się po co to w ogóle robił, zważywszy na fakt, iż w niczym mu owo pocieranie twarzy nie pomagało. Jego głowa nie była niestety magiczną lampą Alladyna. A szkoda, bo na “dżina” chętnie by się skusił. A w tych okolicznościach nawet na gin z tonikiem.

Uczłowieczony Castiel, powtórzył z niesmakiem w myślach. To gorzej niż zaraza, apokalipsa, ogary piekielne, bezdenne czeluście, kradzież Impali... tudzież śmierć przez zadławienie się czekoladową drażetką M&M’s. Był to, krótko mówiąc, inny stan rzeczy, którego Dean nie potrafił i nie chciał zrozumieć.
A na domiar złego utknęli razem w domu Bobby’ego w sam Wigilijny wieczór, podczas gwałtownej śnieżycy. Utknęli tu na nie wiadomo ile czasu i w zasadzie Dean nie miał co ze sobą zrobić. Nie pozostawało mu nic innego jak tylko gapić się na ten szturpak i popijać piwo.
Najwyraźniej jednak Castiel, w przeciwieństwie do niego, potrafił się sobą zająć. I nie przeszkadzał mu zbytnio fakt, iż nie jest już aniołem, lecz zwykłym śmiertelnym człowiekiem.      
Czy wspominał już jak nie cierpiał tego okresu w roku?
- Święta, phi... też mi coś - mruknął bekając głośno.

Wtem dobiegł do Deana głuchy stukot z kuchni. Podrapał czoło, odstawił pustą butelkę po piwie i leniwie poczłapał do sąsiedniego pomieszczenia.
Widok jaki ukazał się jego oczom już od progu wprawił go w stan osłupienia. Z głupkowato rozdziawioną buzią i pokaźnie wytrzeszczonymi, wcześniej już poważnie zdziwionymi zastanym widokiem,  oczyma wpatrywał się w to, co działo się w kuchni Bobby’ego. Gdyby tylko Sam mógł w tej chwili zobaczyć jego minę, wypominałby mu ją na pewno do końca życia. W końcu mówiliśmy o Samie. Sammy nie zapominał takich rzeczy. Chwilami zdawało mu się, że żył dla tych właśnie momentów.
- Cass, c-co ty robisz? - wydukał przypatrując się badawczo mężczyźnie stojącemu przy stole w fartuszku z napisem: “Kuchnia z piekła rodem.”
- Wiesz, że jest około stu różnych przepisów na pierniczki świąteczne? - mężczyzna przemówił poważnym, stonowanym głosem nawet nie spoglądając w stronę Winchestera. Castiel nasypał na stolnicę mąki - jak dla Dean’a zdecydowanie za dużo ale, co on się tam zna na pieczeniu PIERNICZKÓW - po czym wziął do ręki jajko.
- Wiesz, że najpierw była kura? - rzucił rozbijając skorupkę. - Nie stój bezczynnie z tą głupią miną tylko włącz piekarnik - rozkazał, wskazując umazaną w mące i jajkach ręką w stronę kuchenki.

Dean, nie wierząc wciąż w to, co widzi, podszedł do kuchenki i uruchomił piekarnik. W zlewie dostrzegł dziwnie wyglądające, metalowe formy o różnych kształtach.
- Cass?
- Czy ja mam Ci mówić co do czego wszystko służy? Jesteś człowiekiem czy nie? - zapytał ironicznie Castiel odwracając się i podając Dean’owi ścierkę. - Wytrzyj - rozkazał, po czym wrócił do dodawania kolejnych składników do ciasta.
- Miód, przyprawa korzenna, kakao - mruczał pod nosem z wiecznie tą samą, poważną i skupioną miną. Dean wytarł foremki i położył je na stole, bacznie przypatrując się aniołowi, a raczej jego uczłowieczonej wersji, zastanawiając się, co się właściwie stało.

Został otruty? Jest w piekle i to jest jeden z poziomów? Wtajemniczenia chyba, skomentował w myślach. Ktoś chce by ześwirował do reszty i podał mu środki halucynogenne? Istot, które chciałyby mu sprawić taki prezent było aż za nadto.
Zjadł coś nieświeżego? Zamyślił się na chwilę nad wczorajszym stekiem, który tak naprawdę wcale nie smakował zbyt dobrze...  trzeba było posłuchać Sammy’ego. Sam dobrze mu radził, sugerując, że stek wygląda co najmniej dziwnie.
 Trafił do innego wymiaru, alternatywnej rzeczywistości, a może został przeniesiony w czasie o kilka lat? Też nie, coś mu w dalszym ciągu nie grało.
A może to jakiś test?
Albo duchy z “Opowieści wigilijnej” postanowiły wygonić z niego Scrooge'a ?
Spojrzał ukradkiem na choinkę, na której wierzchołku mały Castiel-aniołek palił shishę.
Mina zrzedła mu w tym momencie jeszcze bardziej niż zwykle.
Coś było nie tak. Coś było POWAŻNIE nie tak.

- Myślisz, że smakowałyby mu pierniczki? - wyrwał go z zamyślenia poważny głos Castiela.
Przynajmniej to się u Cass’a nie zmieniło. Dalej był poważny a może to tylko się Dean’owi zdaje? Może to dlatego, że Castiel był bardzo pochłonięty pieczeniem pierniczków w święta?
- Komu? - zapytał nieprzytomnie, próbując zrozumieć, co się do cholery dzieje i jednocześnie, nadążyć za tokiem myślenia Cass’a. Komu miały by smakować? Samowi, Bobby’emu, Bogu?
- Te mniejsze będą dobrze wyglądały na choince - stwierdził Castiel, jakby zapominając, że wcześniej zadał jakieś pytanie. Jego ręce nadal były obklejone nie wyrobionym do końca ciastem.
- Dlaczego nie włączasz radia? - wyrwał go z zadumy Castiel, który właśnie umorusał sobie mąką czoło.

Radio?! Jeszcze tego mu brakowało do pełni szczęścia.
- Chcę posłuchać piosenek światecznych i tych... no, kolęd - dodał rozwałkowując ciasto na stolnicy. Dean westchnął ciężko. To nie mogło się dziać na serio. I dlaczego tylko on utknął tu z uczłowieczonym Casitelem? Dlaczego to nie spotkało Bobby’ego czy Sama?
- Za jakie grzechy - westchnął i zrezygnowany udał się do pokoju by włączyć stare radio, zastanawiając się czy odbiornik wciąż działa i czy w ogóle w taką pogodę złapie jakąkolwiek stację.
Kiedy tylko włączył radio do jego uszu doleciał dźwięk zawieruchy odzwierciedlający idealnie to, co działo się właśnie za oknem, i bicie dzwonów. Zapowiadała się iście ciekawa piosenka do momentu, gdy Dean usłyszał pierwszy fragment i gdyby właśnie popijał piwo to zapewne parsknął by nim na krzywo wiszący obraz.

Nie...
- Nie... Nie ma mowy, stary - wykrztusił, spoglądając na radio - Żarty!
“Coco Jambo” w wersji ŚWIĄTECZNEJ?!
Chyba gorzej już być nie mogło.
I właśnie w tej chwili ktoś gwałtownie go odwrócił.
Stanął twarzą w twarz, nos w nos z Castielem. W nozdrza uderzył go zapach przyprawy korzennej i goździków.
- Cass? - wychrypiał bo nagle zaschło mu w gardle. Czy w pomieszczeniu było aż tak duszno?
- Jemioła - anioł wskazał lekkim ruchem głowy w górę, na umocowany kawałek rośliny przewiązanej czerwono-złotą kokardą.
Jaka u licha jemioła?, pomyślał Dean i nim zdołał zareagować Castiel wpił mu się w usta niczym spragniony krwi wampir.

********
Głośne ‘BLEH’ i trzask czegoś uderzającego głucho o podłogę rozległo się po hotelowym pokoju  powodując iż śpiący Sam zerwał się na równe nogi, w wysokim stanie gotowości, z bronią uniesioną do góry by ratować brata. Dean leżał na podłodze obok łóżka a wokół wiły się  prześcieradła.
- Dean? - Sam zapytał zaniepokojony nerwowo przecierając zaspane oczy.
Dean pluł i wycierał język o koszulkę krzywiąc się jakby zjadł lub wypił coś na prawdę bardzo ohydnego.  
- Castiel mnie pocałował! Z JĘZYCZKIEM! - krzyknął z obrzydzeniem starszy z braci. Sen był tak realny, że Dean aż czuł w pokoju zapach przyprawy korzennej i goździków a w ustach... Bleh... Nawet nie potrafił tego smaku i odczucia zweryfikować. Przecież pocałował go mężczyzna. CASTIEL GO POCAŁOWAŁ! Na dodatek pod jemiołą, rzecz jasna!

Sam odłożył broń i wrócił do swojego łóżka, nie robiąc sobie nic z wyznania brata. Dziwaczniejsze rzeczy robił, słyszał i widział w przeciągu swego życia.
- A tyle razy ci mówiłem, byś się tak nie obżerał przed snem - rzucił sennie Sam układając się wygodnie na łóżku.
Dean w tym czasie po omacku poszukiwał butelki z piwem, które pamiętał iż pił przed snem, by goryczkowym smakiem procentowego napoju wypłukać z ust wyimaginowany smak pocałunku, gdy natknął się przypadkiem na coś. Wziął do ręki to ‘coś’ i spojrzał z niedowierzaniem na lukrowanego pierniczka w kształcie aniołka.
- CAASTTIEEELL!

autor: chandniwrc, gwiazdka lja 4, fandom: supernatural

Previous post Next post
Up