Autor: mugma
Fandom: Lost
Spojlery: do 5x14 i 6x01 (bo tyle obejrzałam do tej pory)
Ilość słów: 183 (chyba, bo mój OpenOffice dziwnie liczy słowa)
Tytuł: Nieudana próba
A/N: Ja naprawdę nie lubiłam Juliet/Sawyer, a to wszystko przez cath, o. Przy okazji przypadkowo zmieniłam trochę okoliczności śmierci Juliet, ale to taka mała zmiana, mam nadzieję, że zostanie mi darowane.
Przy okazji, okazało się, że mój tekst jest doskonale niekanoniczny (obejrzałam przed chwilą 6x02), ale co tam. To było moje odczucie po pierwszym odcinku.
Ogólnie tak zamieszałam, że sama nie wiem czy ogarniam, ale próbuję. Ciekawe czy ktoś znajdzie w tym tekście to co ja w nim ukryłam. Death!fik.
Z dedykacją dla cath, bo ponieważ.
(Jej historia zaczyna się kilkadziesiąt lat wcześniej, na wyspie, którą dobrze zna, chociaż czasami myśli, że nie zna jej wcale, nie wtedy.)
Żyje.
Tylko to się liczy. Nieważne, że jest ranna, że jest przygnieciona - żyje.
Na początku jej nie słyszą, bo nie ma dość siły, żeby cokolwiek powiedzieć, a jej usta wypełnia krew i pył. Otwiera je, powoli, i szepce imię tego, dla którego prawie umarła, żeby on, nie, wszyscy mogli żyć.
(Ale się nie udało, nie udało się, a więcej szans nie będzie.
Umrze na próżno, bo bomba wybuchła, ale nic się nie stało.)
Wyciągają ją i przez chwilę ma nadzieję, że może, że jednak przeżyje. Dla niego, bo jeśli zginie, zginie też ten, przez którego to wszystko się zaczęło (skończyło), a kolejna śmierć jest niepotrzebna, już za dużo ich umarło, za dużo na tej wyspie jest śmierci.
Jest taka słaba, taka zmęczona, taka obolała, zakrwawiona, a Sawyer trzyma ją na rękach i Juliet myśli, że to dobra śmierć, chociaż niewłaściwa.
Powinna go powstrzymać przed wybuchem, ale zamyka oczy i -
(Nie żyje, bo nigdy nie miała tu żyć i nikogo uratować.)