Autorka:
coolness_1 Tytuł: Poznajcie Matthew
Fandom: Stargate Universe
Postacie/Pairingi: Matthew Balic
Ilość słów: 510
Spoilery: do odcinka 1x09 Life
Prompt: Malczewski, Melancholia
A/N: pierwszy raz do tego fandomu, takie nie-wiadomo-do-końca-co, i wciąż muszę nadrobić dzień pierwszy
POZNAJCIE MATTHEW
Siedem lat to trochę za mało, by wiedzieć kim będzie się w przyszłości. Ale Matthew już wtedy to wie, trzyma się tego przez kolejne dziesięć lat i w końcu mu się udaje.
(- Matthew, a ty kim chciałbyś zostać? - pyta go wychowawczyni.
Nie musi się zastanawiać.
- Będę żołnierzem - oświadcza pewny siebie, zarumieniony i uśmiechnięty. - Tak jak mój tata - dodaje po chwili.
Później pani pyta, czy może coś jeszcze opowiedzieć o swoim tacie, ale Matthew milczy. Nic więcej nie wie. Tata jest w wojsku, powiedziała mu kiedyś mama i nigdy więcej nie wróciła do tego tematu.)
Siedem lat i trzy miesiące to trochę za mało, by spotkać się ze śmiercią i zrozumieć, że też się kiedyś umrze.
(- Babciu? - pyta, wchodząc do jej pokoju, jak zwykle bez pukania.
Babcia nie odpowiada. Leży na swoim łóżku, ma zamknięte oczy i Mattowi wydaje się, że ona śpi. Podchodzi do niej i potrząsa jej ramieniem, ale babcia nie budzi się, nie wstaje i nie uśmiecha się do niego tak, jak zawsze. Ma chłodną rękę.
- Ona nie żyje, mamo, babcia nie żyje - płacze Matthew.
Jego mama nie płacze (stara się nie płakać, ale nie do końca jej to wychodzi; Matt widzi, jak ociera rękawem łzę pojawiająca się w kąciku jej oka).
Później jest gorzej. Mama pracuje przez całe wieczory, często i całe noce, i Matthew czuje się wtedy samotny jak nigdy dotąd. Siada wtedy na schodach przed domem, podciąga kolana pod siebie i spogląda w gwiazdy.
- Wszyscy do ciebie kiedyś dołączymy, babciu - mówi. To trochę za poważne jak na siedem lat (i trzy miesiące), ale Matt wie, że każdy człowiek kiedyś umrze i jest w stanie z tym żyć.)
Osiem lat to trochę za dużo, żeby pierwszy raz spotkać ojca, zwłaszcza jeśli się wtedy nie wie, że to jest twój ojciec.
(Mężczyzna przedstawia się jako pułkownik Telford. Matthew spogląda na niego z ciekawością, ale nieśmiało, i ma wrażenie, że on nie jest do końca tym za którego się podaje (co z tego, że mama wydaje mu się wierzyć). Pięć lat później dowiaduje się, że miał rację, a ten mężczyzna to był jego ojciec, tylko nie w swoim ciele.)
Dwadzieścia lat to trochę za dużo, by wierzyć w życie pozaziemskie, kosmitów, podróże międzyplanetarne i wszystko co z nimi związane, ale Matthew w to wierzy, podobnie jak wielu innych, którzy dołączyli do programu Gwiezdnych Wrót.
(- Więc co pan o nim myśli, generale? - pyta porucznik David.
O’Neill odkłada teczkę na biurko, podpiera się rękami i pyta:
- Porucznik Matthew Balic… to syn pułkownika Scotta, tak?
David przytakuje.
- Powiedz mi o nim coś więcej. - David otwiera już otwiera usta, by zacząć mówić, ale generał O’Neill dodaje: - Coś więcej niż jest w tej teczce. - O’Neill wskazuje na teczkę leżącą przed nim.
Porucznik David przez chwilę milczy, zastanawia się, a później mówi:
- Nie znam go zbyt dobrze, generale, ale… to artysta, maluje obrazy, czasami zbyt duży melancholik, zazwyczaj trzyma się na uboczu, ale kiedy trzeba potrafi podjąć trudne decyzje i przy okazji uratować wiele ludzkich żyć.
- Nada się - stwierdza O’Neill. - Jak już podpisze papiery o zachowaniu tajemnicy, obejmie dowództwo nad SG-2.)