KURDE. Chciałam, żeby chociaż pierwszy dzień wyszedł dobrze, a jest jak zwykle. Nie jestem genetycznie stworzona do pisania. Ale cóż.
autorka:
akzseingafandom: Narnia
tytuł: Echo (wspomnienia)
pairing: Zuzanna/Piotr
ilość słów: 1676
prompty: earth, couldn't wash the echoes out, hot pink, didn't we almost have it all?
ostrzeżenia: no, jak widać, czyli KALAM ŚWIĘTOŚCI, czyli incest w Narni, OMG!; spoilery do zakończenia serii książkowej, ale tak generalnie to raczej inspiruję się filmami, bo je też preferuję. Plus, za wiele to ja z tych książek nie pamiętam, więc pewnie występuje tu dość swobodna wariacja, em, na temat kanonu? Jakoś tak.
z dedykacją dla Skye, która postanowiła towarzyszyć mi w tej nagłej fazie.
ECHO (WSPOMNIENIA)
>couldn't wash the echoes out
>oh my God, a winter for a year
and I cleaned out the back of my wardrobe for a year
jackets never turn into branches
not while you're not here
Kiedy wracają po raz pierwszy, Zuzanna zaczyna zapominać.
To nie tak, że chce zapomnieć. To nie tak, że zapomina wszystko. Pamięta bycie dorosłą i wysoką. Pamięta, że miała cały świat u swoich stóp. Są też zapachy i smaki, wrażenia. Pamięta śnieg bielszy niż by się to wydawało możliwe (to wspomnienie utrzymuje się bardzo długo, zima towarzyszy jej zawsze) i słońce tak jasne, że prawie wypalało oczy (podczas koronacji zostało jej poślubione promienne słońce południa). Na języku czasem jeszcze czuje słoną wodę, na palcach wyczuwa miejsca, gdzie cięciwa łuku powinna zostawić ślady. Ale jej dłonie są gładkie i młode, nie ma na nich pamiątek po walkach i polowaniach.
To nie wspomnienia, Zuzanna chyba nie ma prawa tak tego nazywać, to raczej echa wspomnień. Czasem kiedy wspomnienie zniknie, po jakimś czasie powraca niesione falą akustyczną jego echo. I dudni, dudni, dudni wewnątrz jej głowy.
Czasem dotyk Piotra budzi echa, które chciałaby uciszyć. To działa tak: on dotyka przypadkiem jej dłoni, a Zuzanna słyszy echo swoich wspomnień: jego palce w jej włosach tuż nad karkiem, jego usta na szyi, zachłanne dłonie na piersiach.
Myśli, że nigdy nie powinni wejść do Narnii po raz drugi. Że to zbyt okrutne.
~*~
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - mówi Piotr i Zuzanna wie, że ma na myśli: jak brat kocha siostrę. Nie ośmieliłby się powiedzieć nic więcej.
Ale właśnie to potrzebuje usłyszeć. Zapewnienia, że - mimo jej spódnic, pończoch i szminek, mimo że odmawia rozmów o Narnii, odmawia uwierzenia - jej rodzeństwo wciąż ją kocha. Łucja męczy ją o to czasem, dlaczego?, pyta, dlaczego nie wierzysz? Zuzanna wzrusza ramionami: Po co?, odpowiada pytaniem na pytanie. I tak nigdy tam nie wrócimy.
Siedzą pod szafą, na którą kiedyś nie byli za dorośli. Zuzanna opiera głowę na ramieniu Piotra, a on obejmuje ją ręką. Zuzanna poprawia zielony koc, którym są przykryci. Czasem tego potrzebuje: poczuć, że Piotr wciąż jest jej bratem.
- Boję się, że pewnego dnia mnie opuścisz - wyznaje.
~*~
Kiedy kilka miesięcy później Piotr umiera wraz z innymi, Zuzanna zaczyna sobie przypominać. Nie Narnię, Narnia to kraina echa, mglistych kształtów pod wodą, zimy i słońca. Pamięta Anglię, świat konkretów. Każdą najmniejszą rzecz. Przychodzi jej na myśli, że to wszystko. Wszystko, co teraz ma. To spostrzeżenie smuci ją jeszcze bardziej, bo Zuzanna nie przykłada wiele znaczenia do wspomnień. Nie znajduje w nich pożytku.
~*~
Siedzą przy stole i jedzą śniadanie (omlety, niedawno nauczyła się je robić), cała ich czwórka. Mają wakacje i jest już po wojnie, więc wrócili do Londynu. Zuzanna wciąż pamięta ogłoszenie radiowe o tym, że Niemcy podpisali akt kapitulacji. Pamięta radość, jaka wybuchła w jej szkole, dziewczęta biegające po korytarzach, odwiązujące krawaty. Znak wolności i zwycięstwa. Jak śmieszne jej się to wydawało, jak małe.
Edmund kończy pierwszy, komentuje, że całkiem niezłe te omlety, Zuza i wstaje od stołu. Łucja w chwilę później podąża za nim. Zuzanna unika wzroku Piotra, podnosi gazetę i stara się skupić na czytanych wiadomościach.
Piotr kopie ją w nogę.
- Ej - protestuje Zuzanna.
Piotr uśmiecha się arogancko.
- Przyznaj się. Co czułaś, kiedy skończyła się wojna?
- Jak to co? Ulgę - odpowiada szybko.
- Wiesz, że nie możesz mnie okłamać - mówi niskim głosem i wtedy to się dzieje: echo: piętnaście lat spędzonych na rządzeniu krajem, tajemnice i gry polityczne, umiejętność odczytywania najmniejszych zmian na twarzy brata. Piotr nigdy nie używa słów, gdy prosi o jej pomoc, jest na to zbyt dumny, ale ona zawsze wie, a on zna ją równie dobrze. Zna każdy centymetr jej ciała i zakątek duszy. Jej dumnie podniesiony podbródek, kiedy maszerują przed ludem; jej lekko opuszczone ramiona w rzadkich momentach zwątpienia; siniaki na udach od nauki walki mieczem.
Zuzanna wstaje od stołu trochę zbyt szybko, Piotr unosi jedną brew.
- Co chcesz, żebym powiedziała?
- Myślę, że czułaś to samo, co ja. - Przez chwilę Zuzanna jest zdezorientowana, niepewna, o czym rozmawiają. Piotr podnosi się ze swojego miejsca i staje tuż przed nią. Przygląda jej się z uwagą. Zuzanna zauważa lekki, jasnowłosy zarost i znowu: echo: jego dużo bardziej imponująca broda drapiąca jej obojczyki. Kiedy wypływa na powierzchnię, Piotr wciąż na nią patrzy. Po chwili mówi: - Nic szczególnego.
I Zuzanna zdradza się, kiedy opuszcza głowę. Tak, nie czuła nic szczególnego. To nie była jej pierwsza wygrana wojna.
~*~
Czasem jest jej tak zimno, że jej dłonie stają się błękitne. Złe krążenie, zwykła mówić matka. Zuzanna patrzy w zaparowane lustro i czuje, jak chwilowe ciepło wywołane gorącą kąpielą zamiera i cichnie. I tak, właśnie tak, nawet jej krążenie jest złe. Jak może być w niej coś dobrego, skoro nawet krew ma skażoną kroplami lodu. Wyciera lustro dłonią, ale wciąż widzi tylko siebie. Wokół jej ust jest kilka dodatkowych zmarszczek, których nie zauważyła wcześniej. Trochę ją to zaskakuje. Zmarszczki powstają od uśmiechu, a Zuzanna nigdy się nie uśmiecha.
Jej łzy zamarzają na długo przed tym, zanim w ogóle pomyśli o płakaniu. Dlatego właśnie Zuzanna nigdy nie płacze.
~*~
Oni są starsi, a dni stają się coraz dłuższe. W wiosennym powietrzu daje się wyczuć koniec wojny. Zuzanna słyszy za oknem krzyki i śmiechy dzieci, szczekanie psów. Leży chora w łóżku i prawie trzęsie się z zimna. Nie otwiera oczu, kiedy słyszy otwierane drzwi i czyjeś kroki zmierzające w jej stronę. Poznaje jego zapach, kiedy kładzie się obok. Pachnie świeżym powietrzem i potem. Dopiero co wrócił. Na pewno wbiegł po schodach na górę.
- Cześć - mówi.
Jego oddech jest ciężki i gorący, jak nagrzana słońcem ziemia. Podoba jej się to słońce i ta ziemia, to jej ulubione: echo: pierwszy raz zauważa, że Piotr pachnie jak lato, gdy leżą nago w łóżku i Piotr gładzi jej włosy, jakby upewniając się, że naprawdę tu jest, przy jego boku.
Zuzanna odpowiada na jego powitanie niewyraźnym burknięciem. Za bardzo boli ją gardło, by wyartykułować jakieś pełne słowa. Piotr śmieje się krótko.
- Twoje dłonie są znowu niebieskie - mówi, niespodziewanie zmartwiony. - Och, Zuza.
Chwyta jej dłonie w swoje i bezpardonowo wkłada je sobie pod pachy. Zuzanna chichocze jak mała dziewczynka i udaje obrzydzenie. Nie wie, gdzie to przyporządkować, do ich dzieciństwa czy dorosłości. To coś, co robili zawsze, więc stwierdza tylko: życie.
~*~
Pierwsze święta bez rodziny są najgorsze. Nie wie, co ze sobą zrobić, żeby nie myśleć, więc chwyta się pracy charytatywnej i w wigilię nalewa zupę bezdomnym w pobliskim przytułku. Nie oszukuje się, że robi to z dobroci serca. Nie widzi sensu w okłamywaniu siebie. Kiedy wraca przez ośnieżony park, opatula się szczelnie szalikiem, żeby nie musieć wchłaniać zimy.
W domu odkłada płaszcz na wieszak.
W swojej szafie nigdy nie znajduje gałęzi drzew.
~*~
Zdarza się, że wspomnienia przychodzą we śnie.
W domu nie ma nikogo poza nimi. Piotr przychodzi do jej pokoju i siada na łóżku, przypatrując się, kiedy nakłada różową szminkę.
- To nie twój kolor - mówi. - Nie podoba mi się.
Zuzanna zauważa jego spojrzenie i wyczytuje w jego oczach coś zupełnie innego.
- Czego chcesz?
- Więc kto jest teraz wybranym szczęśliwcem? Szczęśliwym wybrańcem?
- Nie znasz go.
Piotr podchodzi do niej w ułamek sekundy. Zuzanna odwraca się od lustra i wyzywająco patrzy mu w oczy. Piotr nie wycofuje się:
- Więc chcesz powiedzieć, że nie pamiętasz? Czy tak?
Pamięta, że kochała go bardziej niż kogokolwiek. Odkrywa, że miłość jest silniejsza niż pamięć.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Zuza - odzywa się Piotr z zaskakującą czułością i delikatnością w głosie. - Dlaczego cały czas jesteś smutna?
Jestem smutna z powodu braku szczęścia, myśli. Ale nic nie mówi. Teraz chce spuścić głowę, ale nie może, bo Piotr przytrzymuje jej podbródek.
- Pamiętasz? Był czas, kiedy byłaś szczęśliwa.
Czuje jego oddech na swoim policzku i tak pamięta: echo: ich głębokie pocałunki, jego zęby przygryzające lekko jej wargę. Kiedyś mieli prawie wszystko, czyż nie?
(Czasem sen toczy się tak: zaczynają się całować i rozbierać, nie kłopoczą się dojściem do łóżka, Piotr przypiera ją do ściany i klęka przed nią, zdejmuje jej pończochy, które założyła dla kogoś innego, by nie myśleć o nim.
Innym razem kończy się tak jak w rzeczywistości:)
Ale to nie jest Narnia, nie są królem i królową, nie wolno im wszystkiego. Już nie ustalają zasad.
Odsuwa się od niego, chwyta torebkę i wychodzi z pokoju, pozostawiwszy go bez odpowiedzi.
~*~
Nie odwiedza cmentarza, jeśli nie musi. Czasem musi, bo nikt inny nie wyrwie chwastów, nie sprzątnie liści z grobów i nie postawi nowych zniczy. Cmentarz św. Marii otwarty jest do szesnastej, Zuzanna przychodzi kilka razy w roku, tuż po pracy, dwadzieścia minut przed zamknięciem bram. Wystarcza. Nigdy nie klęczy przy grobach i nie składa rąk do modlitwy. Nie widzi sensu w przemawianiu do kamieni, nie widzi żadnego pożytku w rozmawianiu ze zmarłymi.
Czasem, kiedy opuszcza cmentarz, słońce zachodzi za budynkami a niebo jest przyjemnie czerwone, jakby zarumienione, jakby wstydziło się, że ciemnieje, a przecież zwyczajnie musi ściemnieć. Innym razem, słońce stoi wysoko na niebie, a niebo jest bezwstydnie, bezceremonialnie czyste i jasne, prawie białe. Zuzanna przez chwilę patrzy, mrużąc oczy, a potem zakłada okulary przeciwsłoneczne i idzie dalej. Nie chce słońca w oczach. Nie chce ciepłych promieni na twarzy. Wie, jak ta historia się kończy: słońce w końcu znika, a z niej zostaje tylko popiół.
~*~
I znowu to wspomnienie:
Siedzą pod szafą, na którą kiedyś nie byli za dorośli. Zuzanna opiera głowę na ramieniu Piotra, a on obejmuje ją ręką. Zuzanna poprawia zielony koc, którym są przykryci. Czasem tego potrzebuje: poczuć, że Piotr wciąż jest jej bratem.
- Boję się, że pewnego dnia mnie opuścisz - mówi.
Teraz pamięta, jak to się kończy:
Piotr odwraca głowę w jej stronę, przez dłuższy czas po prostu na nią patrzy, jego niebieskie oczy zdają się chłonąć jej twarz, zatrzymują się na ustach i Zuzanna nagle czuje, jak jej serce przyśpiesza, a potem Piotr wzdycha głośno, jakby podjął ciężką decyzję, i całuje ją w czoło, i przytula mocniej. I Zuzanna wypuszcza powietrze, nie zauważyła nawet, że wstrzymała oddech.
- Boję się, że mnie opuścisz - powtarza.
- Boję się, że zostaniesz. - Słyszy szept Piotra tuż przy swoim uchu i: echo: miłość (silniejsza niż pamięć, wciąż ją przeraża.)
I dudni, dudni, dudni.