(no subject)

Jan 30, 2011 16:18

Autorka: le_mru
Fandom: serwetki Rowl HP
Odcinek: 3/4
Ilość słów: ta część 2 380
Występują: Teddy, Harry, Ginny, James, Bill, Andromeda & ensemble.
Ostrzeżenia: "Powinnaś się chyba leczyć" - akzseinga. Grzebanie we wspomnieniach, wariacje na temat Epilogu, zawoalowane sugestie incestu, tu i ówdzie heteronormatywność.
Uwaga: Za przejrzenie dziękuję akzseinga. Składam hołd shoebox_project. Ostatni odcinek dopiszę po sesji.
Streszczenie: Młody Teddy Lupin prowadzi dochodzenie w sprawie przeszłości rodziców.
Dedykowane: czytelnikom! ♥

.
11.

Po początkowym podekscytowaniu - spowodowanym obcowaniem z Nieznanym - praca w Departamencie Tajemnic stała się równie powtarzalna jak każda inna. Większość czasu zabierało studiowanie starych ksiąg, tak zakurzonych, że każdemu badaczowi groziła zaawansowana pylica, przygotowywanie dziwacznych eksperymentów i przesadnie dokładne ich protokołowanie. Samo empiryczne badanie łuku zajmowało może dziesięć procent czasu, przy czym wszyscy zainteresowani musieli być obwieszeni plakietkami z odpowiednimi pozwoleniami i zasłonięci maskami bezpieczeństwa, w których wyglądali jak mugolscy spawacze.

Najśmielszy eksperyment obejmował przerzucenie na drugą stronę ludzkiej podobizny zmontowanej za pomocą wosku i starych szat ministerialnych z czasów Voldemorta. Teddy, pełniący rolę protokolanta, z pełną powagą obserwował, jak wykształceni, przeważnie starsi od niego ludzie wnoszą na kamienne podwyższenie kukłę przypominającą ogólnie poprzedniego Ministra Magii i z namaszczeniem lewitują ją przez łuk, gdzie, rzecz jasna, znika, jak wszystko, co dotąd śmieli przerzucić na drugą stronę.

Teddy nie przypuszczał, by ktokolwiek po tamtej stronie był zachwycony takim darem od żyjących.

Inne badania wiązały się ze snami. Przesyłali na drugą stronę różne informacje i zapytania, a potem starali się sprawdzić, czy wrócą do nich we śnie. Teddy tak intensywnie myślał o swoim („Czy nadejdzie kolejny kryzys ekonomiczny?”), że aż się spocił i śniło mu się mnóstwo euro i sykli, w których on się, cały spocony, tarzał. Camden zinterpretował ten sen na plus, co szybko okazało się przekłamaniem, gdy kurs dolara znacząco spadł. Teddy nigdy nie był dobry z wróżbiarstwa.

Pewnego dnia znaleźli na podwyższeniu kukłę, leżącą bezwładnie z woskową twarzą na kamiennej posadzce. Nic innego nie wróciło i nikt nie miał pojęcia czemu.

Dla Teddy’ego dowód był wystarczający.

12.

James wyprzedził Teddy’ego na ostatniej prostej i pierwszy wpadł na framugę drzwi kuchennych.

- Wygrałem!

- Po prostu nie zależało mi na wygranej.

- Po prostu jesteś stary i zmurszały!

- Pozwoliłem ci wygrać, Jim - powiedział Teddy, nonszalancko wkładając ręce do kieszeni. - Żeby twoje delikatne ego nie ucierpiało.

- Moje delikatne… - żachnął się ze złości James.

- Idźcie myć ręce - przerwała mu Ginny, otwierając rzeczone drzwi. - I zdejmijcie buty. Czemu nasze potomstwo uwielbia taplać się w błocie? - zapytała retorycznie męża.

Harry, zajęty zawiadowaniem brytfanną zawierającą aromatyczną pieczeń i miską z ziemniakami puree, wzruszył ramionami.

- Rodzinne upodobania. Zawołaj Ala i Lily, Jamie.

- OBIAD! OBIAD!!!

Teddy już dawno zauważył, że w tej rodzinie się nie rozmawiało, tylko krzyczało. Ludzie pozbawieni siły przebicia - tacy jak Albus albo Teddy, zanim nauczył się wreszcie asertywności - byli często pomijani w dyskusjach.

- Gdzie byliście? - zapytała wiecznie ciekawska Lily, kiedy sadowili się przy stole. Miejsce przy Teddym uważała za najwyższy zaszczyt.

Teddy i James wymienili ostentacyjnie porozumiewawcze spojrzenia.

- Gdzieś - powiedział tajemniczo Teddy.

- Nie powiemy ci - dodał zapalczywie James.

- No ale powiedzcie!

- Nie powiemy.

- Teddy, nalej wszystkim kompotu - poleciła Ginny, odsuwając swoje krzesło. Teddy nie dyskutował. Ginewra budziła w nim zawsze bojaźń bożą.

Harry pojawił się wreszcie z lewitującymi wokół naczyniami i bez wysiłku postawił wszystko na odpowiednim miejscu przy stole. Usiadł jednak ostatni, bo Albus zaczął domagać się herbaty, a James rozlał kompot na obrus i okazało się, że zapomnieli o ogórkach. Teddy nie walczył z chaosem, tylko poddawał się mu.

Po obiedzie młodzież została zapędzona do zbierania i zmywania naczyń, a Ginny poprosiła Teddy’ego na stronę.

- Harry mi mówił, że pytałeś go ostatnio o rodziców - powiedziała, szukając pod łóżkiem butów. - Cholera jasna… Accio zamszowe pantofle!

- To prawda. Zdałem sobie sprawę, że… prawie nic o nich nie wiem.

Ginny usiadła na łóżku, żeby włożyć pantofle. Miała na sobie eleganckie szarosrebrne szaty bez żadnych znaków, w których zwykle pojawiała się na meczach.

- No tak. - Pokiwała głową. - Dlatego pomyślałam, że coś powinnam ci dać.

Wstała i pokuśtykała na jednej nodze do drewnianej toaletki, wpychając ręką prawy but na piętę. Otworzyła szufladę i zaczęła grzebać między starymi szminkami, rachunkami i buteleczkami po perfumach. Teddy czuł nadciągające zażenowanie; rzadko kiedy bywał w tej części domu, bo w odróżnieniu od Potterów miał jakieś pojęcie o prywatności.

- Proszę! - Ginny z triumfem podała mu niewielką srebrzystą fiolkę, w której coś wirowało. - Wiesz, co to jest, prawda?

- Mniej więcej…

- Czego oni was teraz uczą w tej szkole? - Złapała za szczotkę i przeczesała szybko rude, nieprzetykane jeszcze siwizną włosy. Przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła z zadowoleniem. - To moje wspomnienie, Teddy. Znałam twoich rodziców całkiem nieźle. Twój tata mnie uczył, twoja mama była moją koleżanką. Pomyślałam, że najlepsze, co ci mogę dać, to właśnie coś takiego.

- To do myślodsiewni, tak?

- Twoja babcia powinna jakąś mieć. Jak nie, na pewno uda ci się pożyczyć od Billa, on ma taką starą, egipską.

- Ginny… Aż nie wiem, co powiedzieć…

- Jeszcze nie dziękuj - ostrzegła go Ginny. - Pamiętaj, że to wspomnienie jest wyrwane z kontekstu i że będziesz je oglądał poniekąd moimi oczami, a ja miałam wtedy czternaście lat i nie wszystko jeszcze rozumiałam. Pamiętaj, że może nie być dokładne… to nie film.

- Dobrze - powiedział Teddy.

Ginny popatrzyła na niego tak, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnowała w ostatnim momencie. Poklepała go za to po ramieniu.

- Powodzenia w poszukiwaniach, Teddy.

Teddy schował fiolkę do kieszeni. W salonie panował znowu rumor i bałagan: latorośle Harry’ego nie mogły się zdecydować na to, w jaką grę będą grać z ojcem i Teddym, Ginny kazała przyrzekać mężowi, że będzie odpoczywał i nawet nie pomyśli o pracy, zarazem szukając płaszcza i miotły i narzekając na morale brytyjskiej reprezentacji quidditcha. Harry leżał na dywanie z rękami splecionymi na brzuchu, wyglądając na zadowolonego z siebie.

W końcu Ginny poleciała na towarzyskie spotkanie Harpii z Holyhead i Armat z Chudley, a oni zabrali się do gry w Monopol.

13.

Po włożeniu głowy do zabytkowej myślodsiewni Babci Andromedy Teddy znalazł się nagle w holu wiodącym do dużej, nieco ponurej kuchni, którą rozświetlały tylko świece ustawione na stole i ogień rozpalony w kominku. Poznawał to miejsce: było to Grimmauld Place, jedna z dawnych siedzib rodowych Blacków, obecnie treningowy tor przeszkód dla młodych aurorów. Harry odziedziczył ten dom po Syriuszu Blacku i parę lat po wojnie przeznaczył go do publicznego użytku - a do czego innego nadawałaby się ta staruteńka kamienica przeżarta Czarną Magią, jak nie do trenowania kolejnych pokoleń służb specjalnych? To w trakcie przystosowywania Grimmauld Place 12 do użytku Harry’emu wybuchła w twarz tajemna skrytka Regulusa Blacka, oszpecając go na całe życie i stanowiąc codzienne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwami związanymi z OPCM-em.

W tym momencie - ponad dwadzieścia lat przed ostatecznym obdarciem domu z arystokratycznej tajemnicy - Grimmauld Place emanuje jeszcze posępną, niechętną gościom atmosferą. Przed oczami Teddy’ego czternastoletnia, drobna Ginny Weasley zatrzymuje się w progu kuchni, a na pięty następuje jej niewiele starszy chłopak: wujek Ron.

- Wchodźcie! - woła ktoś ze środka. Kobiecy głos, akcent z East Midlands. - Uwaga na nisko przelatujące nożyczki!

- Mówiłem, żeby zrobić to zaklęciem! - To jakiś mężczyzna, głęboki głos, elegancka wymowa.

- Tak, żebyś znowu wyglądał jak końcówka od mopa? - To znowu ktoś inny. - Jak w szóstej klasie?

- Nieważne, jak wyglądasz, ważne, jak się czujesz - konkluduje głos głęboki.

Ginny i Ron przestępują niepewnie próg. Oczom Teddy’ego ukazuje się wnętrze kuchni i troje ludzi: długowłosy mężczyzna, siedzący na stołku, dziewczyna trzymająca przed nim lusterko, a za nimi kolejny facet, z nożyczkami. Dziewczyna ma malinowe włosy. Mężczyzna z nożyczkami nieprzyjemne blizny na twarzy. Są to rodzice Teddy’ego. Odsuwając się na bok, Nimfadora Tonks ujawnia zarazem, kogo strzygą: oczywiście Syriusza Blacka.

- Dobrze? - pyta Tonks (mama, poprawia się w myśli Teddy).

Ginny przestępuje długie nogi Syriusza i przygląda mu się wnikliwie. Syriusz uśmiecha się wariacko. Teddy zauważa w jego twarzy rodzinne podobieństwo.

- Z przodu powinno być krócej - wyrokuje Ginny. Ron otwiera lodówkę, wyciąga karton mleka i myszkuje w poszukiwaniu kanapek (nie wygląda na to, żeby wiele się zmieniło).

- Nie, nie - protestuje Syriusz. - Nie chcę wyglądać jak dziewczynka.

- Jakoś wątpię, by ktokolwiek cię pomylił, Łapa - parska ojciec. To w jego rękach spoczywają nożyczki i władza. Czarne, lśniące pasma włosów spadają na podłogę.

Syriusz wije się na taborecie, mama skręca się ze śmiechu. Ginny i Ron również zaczynają się śmiać.

- Syriusz! - Ojciec łapie go za ramię i usadza na miejscu. Najwyraźniej jest znacznie silniejszy, niż wygląda. Teddy zastanawia się, czy to zasługa wilkołactwa. - Usiedź na swoim szanownym siedzeniu jeszcze trzy minuty, a obecna tu panna Weasley powie ci, czy wyglądasz jak dziewczynka, czy nie, bo z nas wszystkich ma najprawdopodobniej największe doświadczenie w tym zakresie.

Syriusz nieruchomieje. Mama kładzie rękę na czubku jego głowy i ustawia się pomiędzy kolanami, żeby odbicie w lustrze było całe i symetryczne. Ojciec kilkoma kompetentnymi ruchami nożyczek kończy pracę i Syriusz wygląda znacznie przyzwoiciej niż wcześniej.

- Panno Weasley - mówi żartobliwie Tonks.

Ginny ogląda Syriusza i podnosi w górę dwa kciuki, rumieniąc się uroczo.

- Bardzo męsko.

- Wreszcie mogę iść na miasto - podsumowuje Syriusz, po czym teatralnie klepie się w czoło. - A nie, nie mogę!

- To było poniżej wszelkiej krytyki - stwierdza ojciec. - Nawet jak na ciebie, Łapa.

- Oj no, nudzę się.

Wtedy słychać kroki na schodach. Młodzi Weasleyowie wyraźnie się płoszą. Tata wymienia spojrzenia z Syriuszem.

- Kontrola radarowa - mówi ponuro Black.

- Lepiej zmiatajcie - dodaje mama (jeszcze nie, przypomina sobie Teddy. I nie wygląda, żeby na to w ogóle się zanosiło, jest taka młoda, u progu obiecującej kariery). - Kanapki i już.

Ojciec dyskretnie przesuwa butelkę whisky za nogę od stołu i to ostatnie, co widzi Teddy, bo Ginny i Ron wychodzą z kuchni i natykają się na swoją matkę, Molly Weasley, i na tym wspomnienie się kończy, ale Syriusz, Remus i Tonks zostają mu jeszcze na moment pod powiekami: łatwość, z jaką Syriusz ściągał na siebie uwagę wszystkich osób w pomieszczeniu, skórzane buty z klamrami na szeroko, wygodnie rozstawionych nogach mamy, siwiejące bokobrody i zmarszczki mimiczne wokół spokojnych oczu ojca.

14.

Dla introwertyka w rodzaju Teddy’ego rodzinne święta były zawsze ciężką próbą. Kochał swoją przybraną rodzinę, owszem, ale było jej trochę za dużo. Wszyscy mówili trochę za wiele i trochę za głośno. Domagali się zbyt wielu wspólnych aktywności. I tak dalej. Po Bożym Narodzeniu zawsze musiał odpoczywać kilka dni w samotności, czytając książki i odpowiadając na listy od znajomych ze szkoły.

Póki jednak Święta jeszcze trwały, najbardziej cieszył się momentami, gdy młodsze pokolenie już spało, a starsze siedziało w salonie przy ściszonej telewizji albo radiu i ajerkoniaku, doczytując prasę i powoli zbierając się do snu.

W drugie święto Teddy został tak z Billem. Odbyli Poważną Męską Rozmowę o Sporcie (w trakcie której Teddy nerwowo udawał, że wszystko, co wie o quidditchu, nie pochodzi od Ginny) i wypili po szklance whisky. Prawie cały dom już spał, tylko zegar tykał w kuchni, a w pokoju mruczało radio CCR.

- Słyszałem, że Ginny podarowała ci wspomnienie - odezwał się nagle Bill. Blizny na jego twarzy wydawały się głębsze w półmroku rozjaśnianym tylko przygasającym ogniem w kominku.

- Tak - powiedział ostrożnie Teddy. - Parę miesięcy temu. Dziękowałem jej już.

- Jest za co. Zaufała ci.

- To najwyraźniej żadna lipa z tą matką chrzestną. - Teddy zdecydował się zacytować Jamesa. - Nigdy wcześniej nie widziałem żadnego wspomnienia.

- Nikt ich nie rozdaje ot tak. Chyba rozumiesz dlaczego.

- No pewnie.

- Ja też znałem twoich rodziców - odchrząknął Bill. - Byłem ich przyjacielem.

- Wiem.

- Dlatego byłem zdziwiony, że to nie mnie o to poprosiłeś.

- Nie chciałem być niegrzeczny. To przecież bardzo prywatne.

- Dobrze powiedziane - zauważył Bill. - „Prywatne”. Ale to chyba inaczej działa, kiedy zainteresowani są martwi, prawda? Nie chciałem po prostu dać ci czegoś, co mogłoby zasiać w tobie jakieś podejrzenie, że twoi rodzice nie byli tak dobrymi ludźmi, jak myślisz.

- Wcale nie uważam, że byli ideałami.

- To dobrze. Twój tata był naprawdę porządnym facetem, ale, jak każdy, popełniał błędy. - O-o, pomyślał Teddy. Zaraz usłyszę coś, od czego żołądek przewróci mi się na drugą stronę. Bill dolał sobie whisky. - Twoja babcia mówiła ci, że zostawił twoją mamę przed twoim urodzeniem?

- Tak, wspominała mi. - To było zaraz po tym, jak Teddy po raz pierwszy dobrał się do pudła z pamiątkami.

- To nie żadne wytłumaczenie, oczywiście, ale wydaje mi się, że… Chciał się upewnić, czy nie jest z nią tylko ze względu na to, kogo mogła zastąpić.

Teddy przełknął ślinę tak głośno, że wydawało mu się, że cała dzielnica słyszała. Zrobiło mu się aż ciepło z zażenowania. Bill Weasley, wpatrzony w dogasające palenisko, nadal stoicko popijał ze szklanki, w której obijały się o siebie kostki lodu.

- Przepraszam, że ci tego naopowiadałem - powiedział ze skruchą następnego dnia, kiedy nakrywali do śniadania.

- Nie, nie - zaprotestował Teddy, gubiąc się w liczeniu talerzy. Dziesięć? Dwanaście? - Chciałem wiedzieć, to wiem. Nie wolno przepraszać za prawdę i tak dalej.

Bill pokiwał głową i klepnął go przyjacielsko w ramię. Teddy aż zgiął się w pół nad stołem, a po powrocie zamknął się w pokoju i wysypał na podłogę precyzyjnie poukładaną zawartość pudła.

15.

Teddy nie był ponoć tak dobrym metamorfomagiem jak sierżant Tonks. Żeby się przeistoczyć, potrzebował czasu i skupienia, ale kiedy już się do tego zabierał, pamiętał o najmniejszych szczegółach.

Teraz, na przykład, z lustra w sypialni patrzyła na niego matka. Miała włosy koloru smakowej gumy do żucia, trójkątną twarz, szare oczy, prosty nos, około metra siedemdziesiąt pięć wzrostu. Wyglądała na kogoś naturalnie sympatycznego i energicznego, a t-shirt i dżinsy Teddy’ego bardzo jej pasowały. Trudno, by taka osoba miała mroczne sekrety.

Zacisnął szczęki i powieki. Kiedy po chwili otworzył oczy, był Syriuszem, wysokim, smukłym, arogancko uśmiechniętym. Czarne, zakręcone na końcach włosy sięgały mu ramion, a wyraźnie za krótkie rurki Teddy’ego opinały się na umięśnionych nogach. Ale to przejście nie było zbyt trudne.

Kolejne było znacznie większym wyzwaniem. Tata miał zupełnie inne proporcje, to pierwsza sprawa, a druga… była znacznie trudniejsza do sprecyzowania. Teddy podejrzewał, że miało to jakiś związek z likantropią. Sam - mimo obaw ojca, jak mu przekazała babcia - nie był chory. Odtwarzany wizerunek taty zawsze wydawał mu się blady, niekompletny, jakby przekłamany. Chyba nie potrafiłby udawać, że jest Remusem Lupinem.

- Teddy? - Babcia zapukała do drzwi sypialni. - Spóźnisz się do pracy. Czy coś się stało?

- Nie nie, Babciu. - Widoczna w lustrze twarz ściągnęła się natychmiast do trójkątnego kształtu. Brwi pogrubiły się, włosy ściemniały, skóra odmłodniała. - Już idę.

Od tygodnia przygotowywali kolejny eksperyment - tym razem miało to coś wspólnego z pomiarem pola ezoterycznego i sprzęt trzeba było codziennie składać i rozkładać na nowo. Członkowie zespołu pracującego w bezpośrednim sąsiedztwie łuku zmieniali się codziennie. Tym razem przyszła pora na Teddy’ego.

Kiedy rozkładał stolik pod aparaturę, zerknął kątem oka na poszarpaną zasłonę. Był pewien, że coś się za nią poruszało. Wrażenie nie minęło, kiedy odwrócił głowę i popatrzył na nią na wprost.

Rozejrzał się dyskretnie. Wszyscy zajęci byli swoimi obowiązkami.

Teddy zdjął rękawice, zrobił kluczowe trzy kroki do łuku i wyciągnął rękę, żeby chociaż dotknąć poszarpanego materiału. Zamiast zetknąć się z zasłoną, wsunął w dłoń w gorące, wilgotne powietrze w przejściu i chociaż nic nie widział, jego palce się na czymś zacisnęły.

Poleciałby do przodu, gdyby ktoś nie złapał go za kołnierz.

autor: le_mru, owutemy: tydzień czwarty, fandom: harry potter, owutemy

Previous post Next post
Up