owutemy, tydzień pierwszy

Jan 09, 2011 19:11

autorka: magdalith 
tytuł: Amazonka
ilość słów: 1290
postaci: Bellatrix, Syriusz
ostrzeżenia: seks, ale bardzo mało
obawiam się: iż jest to w pewnym sensie kontynuacja/wariacja na temat tekstu tego, czyli mojego wielkiego i strasznego kinka Bella/Syriusz
dedykacja: dla Putina, który może w końcu przyśle mi tego konia
przeprosiny: za Gwiazdeczkę (ale ja znałam kiedyś konia o tym imieniu i musiałam, nie śmiejcie się :( ), za het (ale przynajmniej incest)
niestety: arcydzieło to to nie jest (zwłaszcza w końcówce). Trzeba było pisać przez tydzień, a nie między 3:00 a 4:00 rano, wycieńczona po Dniu Zagłady na Eldżeju :/





1.
Chmurne oczy, szalone włosy, silne uda zaciśnięte na spoconych bokach konia, rozdmuchana wiatrem czarna sukienka. Zlizuje słoną kroplę z ust, spina lejce jeszcze mocniej i pędzi, pędzi. Niski żywopłot mijany w biegu i widziany kątem oka przypomina szybko poruszającego się, rozmazanego węża. Powietrze jest rześkie, smakuje srebrzyście i jej, i Gwiazdeczce, która wydycha je ciepłymi nozdrzami w postaci parujących kłębków.
Jechała bez siodła, jak w dzieciństwie. I bez majtek - zawsze tak lubiła najbardziej, na co jej siostry (rozważna i romantyczna; tylko ona, Bella, była dzika w tym siostrzanym trójkącie) unosiły brew lub krzywiły się znacząco. Miała to oczywiście głęboko gdzieś i wypinała się do nich tyłkiem. Najładniejszym tyłkiem w okolicy.

Tego konia dostała od ojca na szóste urodziny i pokochała go bardziej niż wszystko inne (a Bellatrix umiała kochać, nie myślcie sobie. Kto mocno nienawidzi, mocno też kocha, a kto po mistrzowsku zadaje ból, najpewniej też po mistrzowsku cię zerżnie). Nauczyła się jeździć prędzej, niż większość dzieci uczy się dosiadać miotły - ale ona wszystko robiła szybciej, była niecierpliwa i nie umiała czekać. Pierwszy seks - zanim jeszcze jej piersi zamieniły się z drobnych pączków w jędrne wybujałości. Pierwsze Crucio - zanim wolno jej było legalnie posiadać różdżkę. Życie jest takie krótkie - szeptało jej coś do ucha. Nie ma na co czekać, wszystkiego trzeba próbować już, teraz, mocno i do bólu. Najczęściej do czyjegoś bólu.

Teraz jechała na swoim koniu - który jednakowo mocno ją uwielbiał i panicznie się jej bał - ostatni raz, bo opuszczała dwór Blacków na zawsze. Będzie za tym tęskniła. Tak naprawdę nigdy nie wybaczy Rudolfowi, że ją stąd zabrał. Tak naprawdę Bella nie wybacza nikomu i niczego, zwłaszcza tym, których kocha. Miłość i śmierć sąsiadują ze sobą, ból jest nie do odróżnienia od rozkoszy, zjawiska odróżniają się dla niej właściwie tylko natężeniem - mocno znaczy mocno, a słabo - słabo. Tylko tyle.

Bella mocno kocha Gwiazdeczkę. Zsiada z niej, klacz niespokojnie potrząsa głową, pełne mroźnego wiatru włosy Belli splątują się na chwilę z końską grzywą (są dokładnie tego samego koloru). Przejeżdża dłonią po aksamitnie czarnej szyi, gdzie w grubej żyle pulsuje krew, pobudzona szybkim galopem. Koń tężeje, zamiera w bezruchu. Konie czują i widzą więcej niż ludzie, więcej nawet niż czarodzieje. Wiedzą wszystko wcześniej - kiedy nadejdzie burza albo trzęsienie ziemi, bezbłędnie wyczuwają też najlżejsze nawet wzburzenia uczuć. Bellatrix sięga za cholewkę buta i wyciąga krótki, srebrny nóż. Bellatrix nawet woli te ostre, proste mugolskie narzędzia, od różdżek.
- Kocham cię, Gwiazdeczko - przytula policzek do lśniącego od potu boku konia. Zwierzę zamyka oczy. Ma najcudowniejsze rzęsy, jakie Bella kiedykolwiek widziała. - Ale to już koniec.
Wbija nóż, niezbyt głęboko. Pod koniem uginają się przednie nogi. Wygląda przepięknie, jakby przed nią klękał.

2.
Pokochać Bellatrix Black to było jak włożyć rękę w ogień. Niektórzy rzeczywiście robią to, i to dla przyjemności, nie licząc się ze skutkami. "Z sypialni Belli nie wyjdziesz bez blizn", zwykli mówić w Hogwarcie dorastający chłopcy (i niektórzy nauczyciele, i niektórzy mieszkańcy Zakazanego Lasu - tak, Bella w końcu, i to nawet w dość podeszłym wieku szesnastu lat, odkryła centaury i mogła na chwilę przestać tęsknić za ciepłym zapachem rodowych stajni Blacków). Można to było rozumieć dosłownie i metaforycznie. Jeśli chodzi o Syriusza Blacka - dosłownie zafundowała mu kilka blizn, z którymi był nawet jeszcze przystojniejszy, a metaforycznie: coś w nim wypaliła, bardzo głęboko. Ale Syriusz Black był człowiekiem, który w spalaniu się odnajdywał spełnienie, więc można by nawet, będąc w odpowiednio dowcipnym nastroju, rzec, iż ta miłość była szczęśliwa.

Dla piętnastoletniego chłopca, którego uwaga niemal w całości i stale skupiona jest na jednym punkcie własnego ciała (tym w spodniach), rozłożone nogi szalonej, pięknej, dzikiej kuzynki Belli były pułapką, w którą wpadł prędzej, niż zdołał się zorientować. Kuzynka Bella wszędzie i mocno zaznaczała swoją obecność, pachniała piżmem i ogniem, śmiała się czysto i szaleńczo, a w jej granatowych oczach błyszczała dzika moc opętanej amazonki. Można ją było tylko mocno kochać lub mocno nienawidzić. Wyłącznie. I choć jej smak i zapach, i zdecydowane ściśnięcie jej bioder znało wielu, nikt nigdy nie odważyłby się powiedzieć "Miałem Bellatrix!". To ona zawsze miała.

Miała go w całości i na różne sposoby, ujeżdżała go zapamiętale i nie pozwalając zaczerpnąć tchu, ale też, bywało, delikatnie i czule, jakby pieściła małego źrebaczka - wtedy bywał najbardziej zdezorientowany i gubił się, więc, z tym swoim opętanym śmiechem (Bella reagowała śmiechem na większość zjawisk) wracała do dawnych zwyczajów, dosiadała go, porządnie ściągała lejce, wbijała szczupłe palce w jego szyję czasem tak mocno, że potem całymi godzinami nosił tam odznaczone ślady po jej pierścionkach, i pozwalała mu wejść do końca, choć on nawet w tych momentach, gdy rzeczywiście i całkowicie był w niej, odnosił wrażenie, jakby to ona go drążyła, jakby to ona docierała do samego jądra czegoś, co miał najgłębiej. Kiedyś nawet, w pijanym momencie odwagi, wyznał jej, że w tym związku (nie użył tego słowa, nie, jak na Gryfona był dość inteligentny) to ona powinna mieć penisa, na co oczywiście zaniosła się śmiechem. Co potem, gdy wpadli na to, że "właściwie czemu nie?" (sklepy z erotycznymi zabawkami dla czarodziejów są zaopatrzone lepiej, niżbyście myśleli), oboje wspominali z rozbawieniem.

Ale te chwile rozbawienia i czułej, bratersko-siostrzanej komitywy nie były częste. Najczęściej były wściekłe łzy, pustka, nigdy nie rozpalany kominek w przeraźliwie zimnej sypialni. Bella, która przychodziła, brała swoje i wychodziła, zostawiając go z kolejnym siniakiem i kolejnym pustym, wypalonym miejscem. Biedny, biedny Syriusz, który nie wiedział, czy kocha, czy nienawidzi (to mogło być tylko jedno z dwojga, to było zbyt potężne, by było czymś pomiędzy) i który już nie wiedział, gdzie kończy się on, a gdzie zaczyna Bella, Bellatrix Lestrange (bo przecież była już wtedy mężatką).

3.
Być Bellą oznacza "Nigdy nie spotkasz kogoś takiego, jak ty". Byłaby bardzo samotną czarownicą, gdyby w ogóle zastanawiała się nad takimi terminami, jak samotność. Potęga tej kobiety przewyższała wszystko inne, można nawet posunąć się do dość wybujałego i pretensjonalnego stwierdzenia, że gdyby porównać ludzi do żywiołów, Bellatrix nie byłaby żadnym z nich - byłaby żywiołem osobnym. Dla kogoś o takiej sile tylko ktoś naprawdę potężny może stanowić prawdziwie wielką podnietę. "Nigdy nie klękam przed ludźmi" - mawiała. "Nigdy. Nawet żeby zrobić loda" (to była prawda). Ale potem z niebios (tak sądziła) zstąpił Lord i wszystko się zmieniło. Na kolanach zrobiłaby dla niego wszystko, przynosiła by mu w zębach niemowlęta i puchate kociątka (gdyby je lubił, niestety wolał gady), przyniosłaby mu w zębach Pottera, oddałaby mu siebie samą, całą. Właściwie - dokładnie tak uczyniła.

Być Syriuszem oznacza "Nigdy nie spotkasz samego siebie". Bo ciągle uciekasz. I choć szukasz, błądzisz, próbujesz, ryzykujesz życiem, by zrozumieć i poczuć kim, czym, skąd i gdzie jesteś - nigdy na siebie nie trafiasz, kątem oka widzisz tylko swój cień, mignięcie.
Oboje przeżyli Azkaban właściwie bez większych uszczerbków. Bella, bo jej nie można skrzywdzić. Syriusz, bo nawet, gdy go krzywdzisz, jest wtedy gdzie indziej (i sam nie wie, gdzie).

Gdy Bellatrix celuje w Syriusza różdżką, gdy zaklęcie (a jest to fizycznie namacalna fala), wibruje w przestrzeni między nimi dwojgiem, Syriusz ma kilka sekund do namysłu, tych kilka sekund, podczas których - ponoć - wszystkim umierającym przelatuje przed oczami całe życie. Ale Syriusz wtedy, niespodziewanie, widzi tylko siebie. Wie gdzie jest, czuje siebie mocniej niż kiedykolwiek i doskonale wie, co się za chwilę stanie. Jest to wspaniałe uczucie. Patrzy Belli w oczy, w których jest dokładnie ten sam blask, który widywał, gdy siadywała na nim okrakiem i trzymała go za włosy, a on przymykał oczy (a ona uwielbiała jego długie rzęsy). I ten blask rzeczywiście znaczył dla niego "Kocham cię, mały". A było to przecież jakieś sto lat temu, w czasach mundurka i pasiastego krawacika. Między nimi nic się nie zmieniło. Bella celuje, jest szybka i zdecydowana. Syriusz bierze (ostatni) oddech. "To już koniec" mówi spojrzenie Belli. Jest czułe i delikatne.

owutemy: tydzień pierwszy, autor: magdalith, fandom: harry potter, owutemy

Previous post Next post
Up