Fikaton 2x06

Mar 08, 2007 20:52

Ja to napisałam wczoraj. Srsly. Zapomniałam tylko wrzucić na LJ, zanim poszłam spać. XD Gópota nie boli, ale męczy innych, cóż... Wklejam dzisiaj. Raz się żyje (i pisze).

Tytuł: Meteorologia
Autor: katty_blake
Fandom: Stargate SG-1
Słów: 823
Spojlery: Do sezonu dziewiątego.
Ostrzeżenia: Żadnych. Chyba, ze ktoś boi się dedykacji, których i tak tu nie umieszczę. XD


Meteorologia

Mike’owi zawsze wydawało się, że jest stworzony do czegoś wielkiego. We wczesnej młodości uważał, że - kiedy dorośnie - zostanie bohaterem na miarę Supermana i będzie ratował świat i piękne kobiety. Oczywiście, Mike - jako człowiek rozsądny - obiecał sobie, że gdy będzie superbohaterem, nie będzie się ubierał tak paskudnie jak jego idole. Krótko mówiąc: żadnych lateksów.
Z biegiem lat marzenia Mike’a ulegały drobnym zmianom. Chłopak wylądował ostatecznie w FBI, w biurze mniejszym niż kanciapa sprzątaczki. Pracował w Archiwum Y, gdzie układał alfabetycznie zeznania osób uznanych przez szefostwo za wystarczająco niepoczytalne, by ich rewelacje zamknąć w szufladzie. Porządkując stare teczki Mike miał okazję natknąć się na dramatyczną relację z napadu na bank, którego dokonali cudownie zmartwychwstali Marilyn Monroe i Elvis Presley. Zdarzały się też informacje o wilkołakach, kosmitach i wszystkich podobnych bzdurach. Nic nadzwyczajnego.

W Archiwum Y była jednak jedna teczka, którą Mike się naprawdę zainteresował. Dotyczyła ona tajnej jednostki wojskowej, jej zarządu i podejrzanych kontaktach z kosmitami. Słowa „Atlantyda”, „Jedynka” i „Wrota” pojawiały się zbyt często, a informacje były zbyt spójne, by Mike mógł uznać je za wymysł kolejnego znudzonego pomyleńca, który - w fachowej opinii Mike’a - powinien siedzieć w pokoju zbudowanym na polu koła i liczyć kąty. A poza tym, nie raz słyszał plotki o tajemniczych Gwiezdnych Wrotach… Gdyby udało mu się znaleźć jakiekolwiek dowody, a ta teczka miała mu pomóc…Chłopak, wiedziony poczuciem obywatelskiego obowiązku i niespełnionymi marzeniami o robocie superbohatera, postanowił dowiedzieć się o tej sprawie czegoś więcej. Miał jedną, jedyną wskazówkę. W dokumencie liczącym grubo ponad sto stron znalazło się tylko jedno, jedyne nazwisko: C. Mitchell.

***

Mitchell miał kiepski dzień. Rano przegrał w koszykówkę z Jacksonem. Carter wyśmiała jego pomysł na nowy pistolet antykapłański. Vala nie zgodziła się iść z nim na lunch, bo wolała Daniela. Ten dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych.

- To dla ciebie. - Teal’c złapał go za ramię i wręczył cienką kopertę.
- Co to jest? - zapytał Mitchell z niepewną miną, obracając kopertę w palcach. Miał złe przeczucia. Bardzo złe.
- To z FBI - odparł spokojnie Teal’c. - Niejaki pan Michael Brown zaprasza cię na lunch.
- Czytałeś moją korespondencję? - Teal’c westchnął ciężko. Mitchell odniósł wrażenie, że było to westchnięcie politowania i nie spodobało mu się. Nie lubił, gdy Teal’c zaczynał uważać go za idiotę. W końcu był jego szefem.
- Generał Landry czytał, a ja przypadkiem słyszałem.
- Czego ten Brown może chcieć? - zapytał Mitchell, drapiąc się po nosie. Teal’c westchnął ponownie, a Cameron skrzywił się machinalnie. Nie, to się stawało irytujące.
- Zapewne tego, co wszyscy. Chce dowiedzieć się czegoś o Wrotach i o Jedynce.
Mitchell zmiął list i wrzucił go do kosza. Nie zamierzał iść na żadne spotkanie z agentem federalnym. O nie!
- Nie zamierzam iść na żadne spotkanie z agentem federalnym - powiedział z uśmiechem.
Teal’c popatrzył na niego sceptycznie.
- Myślę, że dobrze by było, gdybyś spotkał się z panem Brownem - powiedział powoli, obserwując Mitchella spod przymrużonych oczu. - Skoro Vala i tak odmówiła pójścia z tobą gdziekolwiek...
Mitchell jęknął. Nadal nie potrafił zrozumieć, w jaki sposób informacje rozchodziły się po bazie w takim zastraszającym tempie. Nie mógł też zrozumieć, dlaczego Teal’c w ogóle wspomniał o Vali. Chociaż nie, to akurat rozumiał. To był szantaż.
- I co ja mu niby mam mu powiedzieć? - jęknął Mitchell.
- To, co mówił Jack O’Neill - odparł Teal’c. - Że testujemy tu balony meteorologiczne.

***

Mike był rozczarowany. Mitchell nosił zwykłe dżinsy i zwykły T-Shirt. Na głowie miał zwykłą czapkę z daszkiem, na nogach zwykłe buty sportowe. Żadnego munduru, żadnych wojskowych odznaczeń czy medali. Nic. Ot, przeciętny facet, jakich pełno na ulicach.

- I mówi pan, że testujecie tam balony meteorologiczne?
- Oczywiście - odparł Mitchell zaczepnym tonem. - A co pan myślał? Że robimy coś nielegalnego?
- Nie, nie - mruknął Mike, spoglądając w swoje papiery. - Nie rozumiem jednak, co oznaczają te wyrażenia „Atlantyda”, „Jedynka” czy „Wrota”.
- Och, to. - Mitchell machnął ręką, jakby odganiał od siebie wyjątkowo natrętną muchę. - Już panu wyjaśniam. Te wyrażenia pochodzą ze specjalnego kodu, który znają tylko meteorolodzy z naszej bazy. „Atlantyda” oznacza kiepską pogodę, opady i tak dalej. „Jedynka” to numer balonu.
- A „Wrota”?
- A, no... - zmieszał się Mitchell. - „Wrota” to po prostu drzwi od hangaru. Tak, właśnie. Drzwi od hangaru.
Mike spojrzał podejrzliwie na Mitchella, ale nic nie powiedział.
- I nie potrafi mi pan wyjaśnić w jaki sposób informacje o stacji badawczej trafiły do mojego archiwum?
- Nie wiem, panie Brown. - Mitchell wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Może ktoś nas po prostu nie lubi? Może jakiś meteopata?
Mike mruknął coś niewyraźnie i zanotował kilka rzeczy. Pan Cameron Mitchell, członek grupy badawczej z ośrodka „Wesołe słoneczko”… Najzwyklejszy mieszkaniec Stanów, przeciętniak. Powiązanie z Gwiezdnymi Wrotami jest żadne. Chociaż...
- Jest pan pewien, że nigdy nie słyszał o żadnych Gwiezdnych Wrotach?
Mitchell spojrzał na Mike’a z dezaprobatą.
- Panie Brown. Czy pan w ogóle wie, o czym pan mówi? Wrota prowadzące do innych galaktyk? To jakieś bzdury! Czy nie uważa pan, że powinien zacząć liczyć kąty?

Mitchell wyszedł, zostawiając osłupiałego Mike’a samemu sobie.

fikaton 2: dzień szósty, fandom: stargate, fikaton 2, autor: katty_blake

Previous post Next post
Up