tytuł: bez zapowiedzi
autor:
sorisofandom: incepcja
ilość słów: 647
a/n: jestem już strasznie zmęczona, ale postanowiłam sobie, że nadrobię jak najszybciej ten dzień, który mam w plecy, żeby w weekend mieć z głowy. so.
artur/eames, i w zasadzie tyle.
Bez zapowiedzi
Nigdy nie ustalają konkretnych dat.
***
Zaczyna się od Chicago. Wpadają na siebie przypadkiem.
Artur ma już zarezerwowany bilet w pierwszej klasie, priorytetową odprawę i wszystko inne, co czyni standardowy lot samolotem bardziej znośny niż zazwyczaj. Nagle pojawiają się kolejne sprawy do załatwienia i nie ma sensu odkładać tego na później, skoro i tak jest na miejscu. Wycofuje rezerwację o pierwszej w nocy, podkrążonymi i przekrwionymi od braku snu oczami śledząc artykuł, który zapisał sobie kilka dni temu i od tego czasu nie miał nawet chwili, żeby na niego zerknąć.
Zsyła okienko do paska, kiedy w końcu sam przed sobą przyznaje, że nie rozumie ani słowa z tego co czyta.
- Tak, naturalnie - mówi do słuchawki monotonnym, wypranym z emocji głosem. - Rozumiem. Bardzo dziękuję i przepraszam za kłopot, dobranoc.
Kiedy rozlega się pukanie, Artur najpierw wstaje, a dopiero później przypomina sobie, że przecież nikogo się nie spodziewa.
- Słyszałem, że jesteś w mieście - rozlega się głos zza drzwi.
Może go zignorować, zdaje sobie z tego sprawę. Otwiera mimo tego.
- Eames - rzuca zdawkowo.
- Artur, skarbie.
Z drugiej strony, może to wcale nie jest przypadek.
***
- Skąd wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć?
Eames leży z głową opartą na jego podbrzuszu. Palcem leniwie wodzi po miękkich, ciemnych włoskach, które się tam znajdują; jego policzek jest lekko spocony, a oddech gorący. Unosi głowę kiedy słyszy pytanie, po czym podsuwa się wyżej.
- Zawsze wiem - odpowiada.
Artur kiwa głową i zamyka oczy. Uśmiecha się nieznacznie kiedy czuje, jak palce Eamesa wędrują od jego podbrzusza do mostka, i z powrotem w dół, i znowu w górę, aż w końcu opuszkiem zahacza o jego dolną wargę, spierzchniętą i nabrzmiałą po wielu pocałunkach. Artur odruchowo zwilża usta językiem.
Eames nachyla się i całuje go powoli, jakby nigdzie się nie spieszyli, jakby mieli jeszcze mnóstwo czasu dla siebie.
- Prześpij się, skarbie - mówi. - Wyglądasz jakbyś naprawdę tego potrzebował…
- Czarujący. Nie wiem jak ludzie są w stanie ci się oprzeć, Eames.
- Kto powiedział, że się opierają? - pyta z zaczepnym uśmiechem.
Gdy obudzą się za kilka godzin, Eames będzie musiał wracać do tego, co sobie przerwał, żeby tu przyjść. Artur ma swoje sprawy do załatwienia. Nie mają czasu.
***
Po Chicago jest San Francisco, Seattle i Nowy Jork, a potem wiele innych kontynentów, państw, miast, w których poświęcają sobie kilka godzin, wypełniając je szybkimi, płytkimi oddechami i pocałunkami.
Tak to właśnie wygląda i zdążyli się do tego przyzwyczaić. Nie pracują już razem, więc korzystają z tego co mają.
***
Artur jest w Paryżu, urlop, którego nie potrzebuje sprawia, że dni dłużą mu się niemiłosiernie, kiedy Eames przyjeżdża do miasta. Jest tu z kolejną ekipą i tym razem robota ma zająć trochę więcej czasu niż tydzień.
- Nie spodziewałem się, że cię zastanę - przyznaje, kiedy Artur otwiera mu drzwi, a potem cofa się, wpuszczając go do środka.
- Cieszę się, że ci się udało - odpowiada, pozwalając Eamesowi ściągnąć płaszcz i powiesić go na wieszaku. - Zastać mnie.
Monotonia zabija wyobraźnię, a Artur i tak ma jej za mało. Dziwne uczucie w żołądku, które pojawia się, kiedy po raz pierwszy całuje Eamesa w swoim własnym mieszkaniu sprawia, że urlop przestaje być tak irytującą perspektywą.
***
- Odpadam na jakiś czas z gry - oznajmia mu Eames.
Artur stoi nad spakowaną w trzech czwartych walizką. Przeklina pod nosem, bo nie słyszał szumu otwieranych drzwi.
- Tak?
- Planowałem zostać w Paryżu, ale widzę…
I sam nie potrafi stwierdzić, co nim kieruje w tym momencie, bo to nie oni. Widzą się kiedy mogą i gdzie mogą. Nie robią planów, nie ustalają konkretów, nie spotykają się na godziny. Mimo tego, kiedy otwiera usta, wychodzą z nich te słowa:
- Zostań. Nie jadę na długo, tydzień, może półtora. Później wracam do domu.
Eames obserwuje go uważnie, jakby chciał w jego twarzy znaleźć coś, co oznacza, że to tylko żart. Kiedy nic takiego nie dostrzega, uśmiecha się powoli i skinięciem głowy informuje, że tak, zostanie.
Artur odpowiada pocałunkiem.
Nie robią planów. To nie znaczy, że nie mogą zacząć.