tytuł: cudze roje
autor:
sorisofandom: merlin
spoilery: brak
ilość słów: 2014
a/n: crack i modern!au. trochę absurdalne. napisałabym to i wkleiła już wczoraj, ale pisałam zadanie na polski. którego dzisiaj nikt nie zebrał, bo nauczycielka poszła na zwolnienie. zwolnienie fajna sprawa, też bym chciała jedno na następny tydzień.
Cudze roje
Uther Pendragon znany był na cztery strony świata, a jego sława nie była bezpodstawna. Bynajmniej.
Słynął głównie z tego, że jego pszczoły - wielkie, okazałe, bardziej pracowite niż mrówki - dawały miód godny arystokracji. A już na pewno liczył sobie za niego jak za miód dla arystokracji, jednak o dziwo, klientów cały czas przybywało.
Uther kochał swoje ule całym sercem. Często wieczorem siadał na ganku i z fajką w ustach oraz dłutem wykonanym z najlepszego rodzaju stali nierdzewnej w ręku, powolnymi, rozmyślnymi ruchami wprawiał swój bujany fotel w miarowe kołysanie się. Rozmyślał wtedy nad swoim życiem: ule były całym jego światem, jego królestwem. On sam dla swoich pszczół był królem, a przynajmniej tak lubił o sobie myśleć.
Co, rzecz jasna, nie zobowiązywało go do niczego w kwestii królowej.
Bądź co bądź, mogłoby się to nie skończyć dobrze.
Uther już dawno pozbył się jakiejkolwiek konkurencji - nikt nie mógł się z nim równać. Jednak czas był nieubłagalny - płynął bezustannie, nie oglądając się za siebie. W efekcie król starzał się powoli, aż w końcu pewnego dnia zauważył, że załadowanie korpusu na samochód jest dla niego praktycznie niemożliwe, a dłuto coraz bardziej ciąży mu w dłoni. Był to dla niego znak.
Bowiem Uther, jak na porządnego władcę przystało, przygotował się na podobną sytuację. Jego dziedzic i następca, jedyny syn, Artur Pendragon, od kilku lat szkolony był w trudzie i pocie czoła na kompetentnego zarządcę hodowli pszczół.
Problem polegał na tym, że Artur nie rokował zbyt dobrze. Co gorsza, wydawał się być zupełnie i totalnie niezainteresowany kontynuowaniem biznesu.
- Ojcze - jęczał wieczorami, przeszkadzając Utherowi w cichej kontemplacji swojego królestwa. - Ojczeee! Nie chcę być pszczelarzem. Wiem, że to całe twoje życie, ale dlaczego nie możesz ich sprzedać? Albo zatrudnić kogoś, kogo z czasem zrobisz swoim następcą? Pszczoły na pewno wyszłyby na tym o wiele lepiej, jestem przekonany…
- Gdyby to usłyszała twoja świętej pamięci matka - odpowiadał mu wtedy Uther z grobową miną.
- Tato…
- Uciomiodek prosperował dobrze przez wiele, wiele lat i nie zamierzam spisywać tego na straty tylko dlatego, że jesteś leniwym, rozpieszczonym chłopakiem, który nie potrafi docenić tego, co mu się oferuje…!
- Tato. Przynajmniej zmień tą głupią nazwę. Naprawdę spodziewasz się, że będę prowadził biznes, który się nazywa Uciomiodek? Serio?
Uther spojrzał na niego bykiem.
- Twoja świętej pamięci matka to wybrała - warknął. - Uwielbiała zdrobnienia. Tyle lat występowaliśmy pod tą nazwą, nie zamierzam tego zmieniać tylko przez wzgląd na twoje widzimisię.
Artur Pendragon, jedyny syn, dziedzic i następca westchnął. Gdy ojciec dochodził do momentu, w którym co rusz wspominał jego świętej pamięci matkę, mógł równie dobrze uznać rozmowę za skończoną.
Jego przyszłość była z góry przesądzona. Pozostawało zagryźć zęby i znieść to jak na Pendragona przystało.
***
Uther odszedł pewnego ciepłego, letniego wieczora, bardzo cicho i spokojnie. Oddawał się jednemu ze swoich codziennych rytualnych seansów kontemplacyjnych i bardzo długo nie wracał do domu, aż w końcu Artur postanowił sprawdzić, co się z nim stało.
Zastał ojca niby to śpiącego, z rękami nadal w rękawicach pszczelarskich złożonymi na piersiach. Wszystko byłoby super, gdyby tylko jeszcze oddychał.
Artur, wbrew temu co często powtarzał Uther, miał głowę na karku i potrafił zachować zimną krew w wielu sytuacjach. Pogrzeb i wszystkie sprawy z nim związane załatwił najszybciej jak mógł, przestraszony, że jeśli będzie z tym zwlekać, jego krewni mogą wziąć to za bardzo do siebie i zacząć sugerować rozmaite opcje. Nie pomylił się za bardzo.
- Uważam, że twój ojciec powinien zostać pochowany w waszym ogródku - oznajmił wuj Gaius. Artur naprawdę go lubił i miło wspominał rozkoszne czasy swojego dzieciństwa, kiedy wracał do domu z poobdzieranymi, krwawiącymi kolanami, a wuj, spoglądając na niego przenikliwie jednym większym, drugim mniejszym okiem, z tajemniczym uśmiechem polewał mu je wodą utlenioną, powtarzając:
- Tak, tak, moje dziecko, ducha trzeba hartować zawczasu, pszczoły to nie jest łatwy biznes, zapytaj swojego ojca!
Jednak każda sympatia ma swoje granice.
- Co proszę? - zapytał, mając wrażenie, że nie dosłyszał. - Czy właśnie zasugerowałeś, że tato powinien leżeć w ogródku?
- Na pewno chciałby być blisko pszczół - zauważył wuj.
Artur westchnął męczeńsko i przedramieniem otarł pot z czoła.
- Wuju. Jeśli to coś zmieni, z chęcią pochowam je razem z nim - powiedział bardzo wyraźnie i powoli. - Z chęcią. Ale nie chcę, żeby mój martwy ojciec został zakopany w ogródku koło domu w którym zamierzam mieszkać. Nie czułbym się z tym dobrze.
Gaius zmarszczył czoło, zastanawiając się nad sensem słów swojego bratanka. Nie wyglądał na zbytnio przekonanego.
- Poza tym - dodał szybko Artur - nie sądzisz, że gdyby wybierał, to jednak mimo wszystko jego pierwszym wyborem byłaby mama? Wiesz, kobieta, którą bardzo kochał i która, jak tradycja nakazuje, leży na cmentarzu?
- Może masz rację… - przyznał niechętnie.
Artur odetchnął z ulgą. Tym razem postawił na swoim.
***
- Uważam, że powinieneś mieć pomocnika - rzekł pewnego dnia wuj. - Moje stare kości są już… stare, nie wszystko jestem w stanie zrobić. Ba, dziwi mnie, że pociągnąłem dłużej niż twój staruszek…
Artur przerwał sobie na moment rąbanie drewna. Wbił siekierę w pieniek, postawił na nim nogę i oparł się łokciem o kolano. Było trochę za gorąco jak na ciężką pracę fizyczną. Koszulka przykleiła mu się do spoconych pleców i w efekcie czuł się mało komfortowo.
- Wuju…
- Nie! To nie podlega dyskusji, mój drogi! W sumie to znalazłem ci już idealną osobę, ale pomyślałem, że miłym gestem z mojej strony będzie uprzedzenie cię o tym. W końcu co ja tam wiem, jestem tylko starym prykiem, który…
Artur wyłączył się i bezradnie spojrzał w niebo. Tym razem się nie udało.
***
Jeśli ktokolwiek oznajmiłby Arturowi jeszcze kilka dni temu, że niedługo spotka osobę jeszcze mniej kompetentną niż on w zakresie wszelkich działań związanych z hodowlą pszczół, prawdopodobnie odpowiedziałby coś w tym stylu:
- No, owszem. Na przykład niemowlaki.
Nikt inny nie przyszedłby mu do głowy.
Wuj Gaius sprawił, że jego światopogląd uległ zachwianiu. Pomocnik - idealna osoba, jak już mu wcześniej zdążył wspomnieć - okazał się być wychudzonym, nieproporcjonalnie zbudowanym, czarnowłosym chłopcem, który nie mógł mieć więcej niż osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Kolejną rzeczą której nie mógł mieć było niewątpliwie jakiekolwiek doświadczenie zawodowe.
Niemniej jednak zdecydowanie nadrabiał entuzjazmem. Pszczoły od razu go polubiły; ilekroć Artur wyglądał za okno, zdawały się bawić razem z chłopakiem w łapanego (on uciekał, one goniły) czy też w chowanego (on się chował, one szukały). Raz nawet wydawało mu się, że rozpoznał „Starego niedźwiedzia” - chociaż miał niejasne wrażenie, że reguły zabawy nie do końca zostały zachowane, bowiem Merlin klęczał w skłonie na trawie, a pszczoły latały wokół niego, zachowując się tak głośno, że zdecydowanie nie można tego było podciągnąć pod chodzenie na palcach.
Merlin. Tak właśnie nazywał się pomocnik.
- Jesteś pewien, że wszystko w porządku? - miał w zwyczaju pytać Artur, kiedy Merlin wracał pod wieczór do domu, cały w bąblach, czerwony, z przyspieszonym oddechem jakby dopiero co wrócił z maratonu.
- Och, tak - odpowiadał znad kubka herbaty i podręcznika na temat hodowli pszczół, trzymanego, notabene, do góry nogami. - To zwykła wysypka, może jestem na coś uczulony. Wkrótce minie! Nie ma się o co martwić, sir.
Artur westchnął bezradnie, kiedy usłyszał tą samą odpowiedź po raz piąty w ciągu tygodnia, ale postanowił, że nie będzie się wtrącać. W końcu była to jego sprawa tylko pośrednio. Tak długo jak długo Uciomiodek pozostawał numerem jeden w kwestii sprzedaży miodu, uważał, że nie ma się czym przejmować.
Nie był przecież opiekunką do dzieci. Był jedynym spadkobiercą dziedzictwa znanego na całym świecie Uthera Pendragona. To zobowiązywało. Chyba.
***
W miarę upływu czasu okazało się, że brak nawet namiastki koordynacji ruchowej oraz wiadomości na temat pszczół to nie jedyne czynniki, które z Merlina czyniły Merlina. Chłopak posiadał również zainteresowania. Jedno z nich odkrył wuj Gaius.
- Chemia! - wykrzykiwał entuzjastycznie, podskakując po całym domu. - Chemia, chemia, chemia, Arturze! Nie to co ty i Uther, cały czas tylko ten miód, jakby ludzie nie mogli się obejść bez lepkich palców i zgagi! Chemia!
Artur, zapalony fan miodu i największy entuzjasta pracy swojego ojca, postanowił, że nie będzie się odzywał. Czasami tak to działało - milczał i nie odpowiadał na zaczepki, a wtedy wuj zostawiał go w spokoju i szedł do własnego pokoju, gdzie zasiadał przed komputerem i z perwersyjną wręcz przyjemnością zabierał się za czytanie czegoś, co nazywał fikami. Arturowi raz udało się podejrzeć fragment adresu strony, z której korzystał: po przeczytaniu słowa „kink” stwierdził, że może nie chce wiedzieć. Do tej pory miał wrażenie, że była to z jego strony dobra decyzja.
Tym razem jednak wuj okazał się wyjątkowo uparty.
- To chemia może ci powiedzieć, jak uwięzić sławę w butelce, jak uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć…
- Jestem pewien, że zapomniałeś tego fragmentu o oczarowaniu i usidleniu zmysłów. To też chemia, nie?
Wuj prychnął w odpowiedzi i zmierzył swojego bratanka niezadowolonym spojrzeniem.
- Przynajmniej Merlin to docenia - oznajmił. - Nie to co ty, chłopcze. Twojemu ojcu mogło się udać, on zawsze miał szczęście w biznesie, ale ty? Uther był wizjonerem, dostawał czereśnię i oddawał ogonek zawiązany za pomocą języka w supełek, gdy życie dawało mu cytryny, robił z nich miód! Ty możesz co najwyżej udławić się pestką i napić wyjątkowo kwaśnej lemoniady, jeśli rozumiesz co mam na myśli… Na twoim miejscu nie liczyłbym na zbyt wiele, Arturze!
- Zatem prawdziwy ze mnie farciarz, że łączą nas więzy krwi. Jak już uwarzysz chwałę, nie zapominaj, że rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu.
- Zobaczę, co da się zrobić - stwierdził Gaius lekceważąco, machając na niego ręką. - A ty… lepiej licz na to, że mi się uda. To może być twoja ostatnia nadzieja.
Artur zacisnął usta w linię i ze zrozumieniem pokiwał głową. Naprawdę doceniał troskę.
***
- Uważam, że będziesz najlepszym pszczelarzem, jakiego kiedykolwiek widział świat - pocieszył go później Merlin, który, jak się okazało, słyszał całą rozmowę.
Artur jęknął z rozpaczy.
- Wolałbym błyszczeć w słońcu i być marmurowym posągiem Adonisa - wyznał. - Myślisz, że da się zrobić?
Merlin sprawiał wrażenie, jakby naprawdę się nad tym zastanawiał.
- Jeśli można uwarzyć chwałę… - zasugerował w końcu. - To pewnie nie. Nie.
- Tak myślałem. Pewne rzeczy są poza kompetencjami nawet Severusa Snape’a, nie?
Merlin spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Ale przecież twój wuj nazywa się Gaius? Nie Severus? Coś mnie ominęło?
Artur z konsternacją podrapał się w głowę. Tego się nie spodziewał.
- Masz rację - przyznał w końcu. - Pomyłka, nie przejmuj się. Nic takiego.
***
Kilka miesięcy później Artur stał na dachu swojego domu i z góry spoglądał na ule, z których tłumnie wylatywały pszczoły. Na ich czele biegł opancerzony Merlin, wskazując im tym samym kierunek, w którym miały podążać.
Jakiś czas temu nieopodal wprowadziły się dwie kobiety, jak się później okazało, przemiła para - Gwen i Morgana. Zrządzenie losu chciały, że dziewczęta również rozkręcały miodowy biznes, potrzebowały więc nie tylko tyle doświadczenia, ile były w stanie zdobyć, ale również elementów, bez których ów biznes nie mógł działać. Jeden z takich elementów stanowiły właśnie pszczoły.
Artur odwiedzał je od czasu do czasu, żaląc się na okropną sytuację, w której się znalazł po śmierci ojca. Gwen była naprawdę kochana - klepała go pocieszająco po ramieniu, oferowała herbatę po herbacie, czasami nawet ciasto domowej roboty. Morgana natomiast głównie uśmiechała się z fałszywym współczuciem i kpiącym tonem mówiła:
- Biedny, biedny Artur. Przeznaczenie nie było dla ciebie łaskawe.
Jednak miewała również dobre pomysły. Pewnego dnia podeszła do niego, z namysłem obrzuciła wzrokiem jego ule, pomachała Merlinowi, który akurat zajęty był dojeniem krowy (własności wuja Gaiusa - wygrał ją za, jak sam to określił, napisanie najbardziej kinkowego fika w konkursie zatytułowanym „Bukkake - najciekawsze interpretacje”. Artur nadal nie chciał wiedzieć), po czym powiedziała:
- Wiesz, jeśli wypuścisz je przypadkiem, a one niechcący wlecą do naszego ulu, to raczej trudno będzie powiedzieć które należą do ciebie, nie?
Artur spojrzał na nią przenikliwie.
- To byłoby straszne - przyznał zupełnie poważnie. - Lepiej dopilnuję, żeby nic takiego nigdy się nie stało. Mój ojciec przewróciłby się w grobie z żalu. Dziękuję, Morgano, że zwróciłaś na to moją uwagę.
Klepnęła go mocno w plecy, prawdopodobnie odbijając mu kręgosłup na płucach.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć! Polecam się na przyszłość.
W efekcie jakiś czas później stojący na dachu Artur z niecierpliwością wypatrywał powracającego Merlina. Chłopak długo się nie pojawiał, ale kiedy w końcu wyłonił się zza zakrętu z szerokim uśmiechem na twarzy oraz oboma uniesionymi kciukami, Artur odetchnął z ulgą. Trudno, stało się jak się stało. Wypadki chodzą po ludziach. Czasami nawet po pszczołach.
Niecałe dwadzieścia minut od gospodarstwa, w pięknej, wykonanej z najlepszego rodzaju drewna trumnie Uther Pendragon przewracał się z żalu.