Wróciłam do formy! Napisałam długiego, angstowego fika, z którego jestem bardzo, bardzo zadowolona. Pewnie mało kto go przeczyta, bo zawiera spoilery najnowszego odcinka, ale co tam. Ważne, że jest Salex. ;)
Tytuł: Spacer pod wodą
Fandom: Prison Break
Dedykowane:
kubis i
novin_ha - bo Salex!
Postaci: Sara, Mahone
Ilość słów: 1641 (yay!)
Uwagi: Lekkie au
Spoilery: Do 2x19 Sweet Caroline włącznie, jeżeli chodzi o Sarę i Mahone'a. ;)
Spacer pod wodą
Pieprzony Kim.
Powinien był zadzwonić wcześniej.
Jak Alex mógł zabijać, skoro najwyraźniej nie był godzien wiadomości, że tak, bracia są w Chicago, tak, coś kombinują, tak, kurwa, mają się z kimś spotkać.
Jakby nie mogli go powiadomić.
Być może wtedy nie dopadłby Sary Tancredi, a Scofielda i Burrowsa, których miał za zadanie wyeliminować, koniec, kropka, nie ma winny czy niewinny. Być może nie musiałby czekać za drzwiami, aż opuści swoją prowizoryczną kryjówkę, grozić jej bronią, by zmusić do posłuszeństwa i przekonywać, by zdradziła, gdzie zniknął jej chłopak.
Musiał przyznać, że była uparta i chociaż nie umiała kłamać, to szybko zrozumiał, że groźbą czy przemocą niczego z niej nie wyciągnie. Istniały pewne granice, których nawet Alex, znajdujący się we własnym mniemaniu na samym dnie moralnym, nie potrafiłby przekroczyć, i zaliczały się do nich właśnie tortury. Przebiłby wtedy dno i sięgnął ostatniego kręgu piekieł, gdzie i tak będą na niego czekać same przyjemniaczki pokroju Kima, Shalesa czy Kellermana.
Kim. Shales. Kellerman.
Kiedy myślał, że gorzej już nie będzie, wtedy tak właśnie się działo.
Wiedział, że Kellerman torturował Sarę, by wyciągnąć z niej pewne informacje, ale Paul, z tego, co Alex zdążył zauważyć, nie grzeszył subtelnością i najwyraźniej nie potrafił zrozumieć, że w wypadku niektórych ludzi przemocą nic nie wskórasz.
Mahone był właśnie takim człowiekiem.
Dlatego też uderzyli z tej innej, bardziej czułej strony, zaatakowali ostatnią część jego życia, która sprawiała, że miał jeszcze siłę oddychać. A ponieważ był gotów dla niej umrzeć, starał się, by w momencie, kiedy naciskał spust, ręka mu nie zadrżała, a jeżeli nawet, to przecież istniały jeszcze te dobre, sprawdzone środki zastępcze. Małe, białe pigułki spokoju, które nadal łykał, chociaż wydawało mu się, że jest coraz gorzej. Ale gdyby nawet przestały pomagać, to był gotów wciąż je brać, chociażby po to, by nie żyć zbyt długo, by umrzeć szybciej, prościej i łagodniej, kiedy nadejdzie odpowiedni moment.
Istniało wyjście z każdej sytuacji, jednak wciąż nie miał odwagi, by sięgnąć po te najbardziej radykalne, ostateczne środki.
Odkąd został pełnoetatowym mordercą, bycie ćpunem nie robiło już na nim takiego wrażenia, co wcześniej.
Gdy upewnił się, że Sara nie zechce z nim współpracować, musiał zastanowić się nad zmianą strategii, bo nie było siły, żeby puścił ją, zanim nie dowie się wszystkiego, czego potrzebował.
Przyszło mu wtedy do głowy, że jeżeli chcesz kogoś wciągnąć w swoją grę, to musisz wykorzystać to, co was łączy, wziąć pod uwagę wszystkie, nawet najmniejsze podobieństwa. Z tego właśnie powodu odwrócił się plecami do Sary, wysłał wiadomość tekstową do agentki Lang, a następnie wyciągnął z kieszeni swoje specjalne, coraz częściej używane pióro i zażył małą, białą tabletkę. Wiedział, że Sara to zauważy, że rozpozna w nim ćpuna, a to było wszystko, czego potrzebował, ta niezauważalna, lecz bardzo istotna cecha, która sprawiała, że mieli ze sobą więcej znacznie wspólnego, niż by tego chciał.
Starał się odgrywać osobę szaloną, zdesperowaną i na skraju wyczerpania, co okazało się znacznie prostsze, niż przypuszczał, gdyż tak właśnie się czuł. Zniżał głos, podnosił go, sprawdzał, czy ma broń przy pasku, zerkał na leżący na stole telefon i miotał się po pokoju niczym dzikie, zamknięte w klatce zwierzę. Robił to na tyle długo, by musiała nabrać przekonania, że wszystkim, co trzyma go przy życiu, są tylko te małe, białe pastylki.
Nie, żeby było inaczej.
Próbował zgadnąć, jak szybko dowiedziała się, że Lincoln Burrows jest niewinny, czy pomagając mu uciec myślała, że czyni to w słusznej sprawie, czy zrobiła to, bo była po prostu zakochana. On powinien był wiedzieć wcześniej i domyślić się prawdy, gdyż trudno wyobrazić sobie sytuację, gdzie zupełnie bez powodu wydają mu ciche, podszyte groźbą rozkazy eliminacji ósemki zbiegów, z których ani jeden nie wie czegoś, czego wiedzieć nie powinien.
Lincoln Burrows jest niewinny.
Przedtem starał się nawet o tym nie myśleć, gdyż, mimo całej zbrodniczej otoczki tej historii, łatwiej było żyć z kłamstwem, a on wolał ścigać zbiegów, złych, okrutnych i słusznie skazanych, niż zaszczute przez cały kraj ofiary spisku.
Powinien był się tego spodziewać, a jednak, gdy poznał prawdę, uderzyła go w żołądek niczym zabójcza, rozpryskowa kula.
Ponownie sięgnął po pióro i wziął dwie kolejne tabletki, chociaż wiedział, że powinien przystopować.
Spojrzał na Sarę, która wciąż siedziała przy stole, z rękami zaciśniętymi na wymęczonej, skórzanej torbie. Zauważył, że patrzyła na niego nieco inaczej, tak, jakby jego słowa o narkotykach zdołały sprawić, że zawiązała się między nimi jakaś dziwnie trwała, schizofreniczna więź.
Jej własny, prywatny syndrom sztokholmski.
Jedno musiał przyznać: że Sara miała siłę zrobić coś, do czego jemu samemu zabrakło odwagi.
Szanował ją za to.
Spacer pod wodą, mówisz?
Tak...
Tak właśnie się czuł.
Tak cholernie cicho.
Tak cholernie zimno.
Jednak woda, która otaczała jego zmysły miękkim, wygodnym kokonem, zaczęła ostatnio znikać, a wraz z nią wszystko, co sprawiało, że nie zdążył jeszcze zwariować.
Nawet nie zauważył, kiedy skończyła się gra, a zaczęło prawdziwe życie, prawdziwe skutki i prawdziwe objawy tych wszystkich decyzji, które podjął w ciągu ostatnich trzech tygodni. Nie musiał już więcej udawać kogoś, kto dopuszcza się autodestrukcji, gdyż był właśnie kimś takim, a kolejne bariery, które miały to skryć przed resztą świata, zaczęły wreszcie pękać.
Niektórzy uważali, że poniżej dna nie da się już zejść, ale Alex wiedział, że to nieprawda.
Ludzi, którzy tak twierdzili, po prostu nikt do tego nigdy nie zmusił, podczas, gdy Mahone zdążył przebić każde tak wiele razy, że stracił rachubę.
A kiedy myślał, że nie przytrafi mu się nic gorszego, zmuszony był zabić skutego, przerażonego dzieciaka, a następnie skłamał, zniszczył dowody i ustawił to wszystko tak, by myśleli, że Apolskis zaatakował pierwszy. Później skrzywdzili mu syna, a on zmusił biednego, chorego Haywire'a, by popełnił samobójstwo.
Gdyby Mahone nie był wcześniej przepełniony tak bolesną, zimną i straszliwą nienawiścią do samego siebie, to właśnie tego dnia zacząłby darzyć się pogardą.
Gdyby zaś w ogóle sypiał, odgłos spadającego ciała śniłby mu się po nocach.
Gdyby w ogóle sypiał.
Oparł się o ścianę, gdyż poczuł, że kręci mu się w głowie, a chociaż Sara chciała do niego podejść, to gestem nakazał jej, by została w miejscu.
Cholera, nie powinien był zażywać tak wielkiej dawki, nie po tym, co zrobił wczoraj, nie po tym, jak szantażem zmusił zdesperowanego ojca, by dla swego ukochanego dziecka popełnił samobójstwo, nie po kolejnej nieprzespanej nocy, nie nie nie.
Miał wrażenie, że powietrze wokół faluje, a oddychanie sprawia mu coraz większą trudność, i wtedy pomyślał, że, hej, przecież miało to wyglądać inaczej. Powinien wciąż być tam dla Pam i Camerona jako dobry, kochający mąż, wyrozumiały ojciec, a także wspaniały, pracowity agent, dumny ze swojej odznaki, gdy syn wdrapywał mu się na kolana, brał ją do ręki i mówił, że kocha go najbardziej na świecie.
Szybko przestał być godzień odznaki.
Spacer pod wodą.
Cicho, coraz ciszej, chociaż woda tak przyjemnie faluje.
Nie przestraszył się jednak, ale stwierdził, że tak, może wreszcie to wszystko się skończy, gdyż, tak jak wcześniej, kiedy myślał, że dane mu będzie umrzeć, miał nadzieję, że tak właśnie się stanie. Może słusznie nazywano to drogą głupców, tchórzy i desperatów, ale nie potrafił wymyślić niczego innego. Zresztą, kończyło mu się powietrze, a płuca zalewała woda.
Ciekawe, czy śmierć przez utopienie jest naprawdę tak straszna, jak mówią.
Wciąż jakoś trzymał się na nogach, ale Sara, która do tej pory milczała, wstała i podeszła do niego. Po jej spojrzeniu zorientował się, że doskonale wie, co się z nim dzieje, dostrzegł tam również strach, zrozumienie, a może nawet coś więcej. Nie mógł się jednak na tym skupić, bowiem myśli falowały, ginęły gdzieś w resztkach sumienia, które się jeszcze ostały, a poza tym wiedział, że i tak nie zdołałby schwytać teraz Scofielda.
- To się nie musi tak skończyć - powiedziała.
- Owszem, musi - sprzeciwił się ostrym tonem, by pokazać jej, że wszelkie dyskusje są wykluczone. - Masz - dodał, podając Sarze pistolet. - Weź to i zniknij, zanim nie przyjadą.
Przez chwilę dostrzegał w jej oczach zawahanie, lecz w końcu opamiętała się i wyszła.
Kiedy Mahone został sam, osunął się na podłogę i przymknął oczy, mając nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał ich otworzyć.
Znowu spacerował pod wodą, a tam było tak cicho i spokojnie, nikt też nie żądał, by zabijał ludzi, którzy sami się o to nie prosili. Miał wrażenie, że tonie, że serce zaczyna zwalniać, a toczona przez nie krew stygnie, dlatego też dopiero po chwili zorientował się, że ktoś jest z nim w pokoju. Wiedział, kim była ta osoba, ale nie rozumiał, dokąd dzwoni, w jakim celu, och, tak, oczywiście, żeby spotkać się ze Scofieldem, ale dlaczego w ten sposób, dlaczego musi dzwonić w tym cholernym pokoju, skoro on tutaj umiera?
Poczuł, jak Sara przy nim przyklękła i dotknęła jego szyi, szukając pulsu, który żywo zareagował na dotyk jej skóry, dotyk jej palców, a następnie podsunęła mu pod usta szklankę z wodą.
- Pij. Karetka zaraz przyjedzie - powiedziała dziwnie łagodnym tonem. A on, chociaż miał ochotę odepchnąć szklankę, Sarę, wszystko i wszystkich, którzy nie dawali mu umrzeć w spokoju, napił się wody i z powrotem zamknął oczy.
Nie wiedział, ile to trwało, ale gdy usłyszał wycie karetki, zorientował się, że Sary nie ma już przy nim.
- Sara? - zapytał.
- Muszę iść - odparła nerwowo. - Położyłam na stole kartkę z informacją o tym czego i prawdopodobnie ile się nałykałeś.
- Dziękuję - powiedział cicho.
Skinęła głową i wzięła z fotela tę samą skórzaną torbę, którą miała z sobą, gdy, uciekając przed nim, schowała się pod łóżkiem.
- Powiedz mi tylko, dlaczego? - zapytał, kiedy zbliżała się już do drzwi.
- Bo chciałabym, żeby ktoś uczynił dla mnie to samo - odparła i odwróciła się po raz ostatni. Ich spojrzenia się spotkały, a on nie był już pewien, czy miała na myśli to, co było, to, co zrobiła później, gdy już wypuściła zbiegów, to, co jest, czy może dopiero to, co miała przynieść przyszłość?
Zanim przybyli sanitariusze, a już po tym, jak Sara zniknęła, Alex znowu zamknął oczy i pomyślał, że właściwie dobrze mu było tam, pod wodą, gdzie panowały cisza i spokój i gdzie nikt nie mógłby mu nigdy powiedzieć, że zrobił źle, zabijając Shalesa.
Spacerował pod wodą.