fikaton 9, dzień pierwszy

Oct 01, 2010 23:53

STRASZNIE męczyłam się z tym fikiem, jak chyba zresztą wszyscy dzisiaj. ;) Nie ma to zbytniego sensu i nie jest to nawet połowa tego, na co mnie stać, ale dzisiaj nie stać mnie na nic więcej. /bełkot. Dużo, dużo fluffu, modern au i dziecko, żeby nie było, że nie ostrzegałam. :D Po takiej dawce słodyczy będę musiała zabić jutro z pół Camelotu. ;)

Tytuł: Prawdziwe skarby
Autor: pellamerethiel
Fandom: Merlin
Pairing: Artur/Merlin, Gwen/Morgana
Uwagi: Brak spoilerów. Modern au. DUŻO fluffu.
Ilość słów: 1843 (XD)



Prawdziwe skarby

Merlin zmarszczył brwi.

- Co to ma być? - zapytał.

Artur uśmiechnął się bezradnie i wzruszył ramionami.

- Pralka - odparł.

- Pralka - powtórzył za nim Merlin.

Megan, wówczas dwuletnia, zagulgotała radośnie uderzając rzeczoną, intensywnie różową i obficie posypaną brokatem dziecięcą pralką o dywan. Artur uśmiechnął się do córki z wysokości kanapy, żeby później zejść na podłogę i dołączyć do zabawy. Merlin spoglądał na niego z ponurym zdumieniem i przekonaniem, że oto ma w domu dwójkę dzieci, a nie, jak wcześniej myślał, tylko jedno.

- Ta zabawka tu nie zostanie - oznajmił stanowczo. Meg spojrzała na niego z zaskoczeniem swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, a Artur z wyrzutem i pełnym niezadowolenia grymasem.

- Nie przesadzaj. To tylko pralka, nic jej się od tego nie stanie - odpowiedział, a Merlin wyczuł w jego głosie ostrzegawczy ton. Nieważne. Co jak co, ale w tej akurat sprawie zamierzał mieć ostatnie słowo.

- Nie tak się umawialiśmy - stwierdził. - Wiesz co myślę o tych bynajmniej nie neutralnych płciowo zabawkach. Jeżeli będziemy dalej wciskać dziewczynkom różowe mopy, kuchenki i żelazka, a chłopcom pistolety i samochody, wtedy świat nigdy nie ruszy do przodu! Naprawdę chciałbyś, żeby nasza córka żyła w świecie, gdzie wszyscy krytykują jej sposób prowadzenia samochodu tylko dlatego, że jest dziewczyną? - dodał, pamiętając, że ten argument sprawdzał się za każdym razem.

Artur przewrócił oczami.

- Chryste, Merlinie, przestań być w końcu taki poważny. Te całe pół roku studiowania przewróciło ci chyba w głowie… Wiesz, że generalnie się z tobą zgadzam, ale naprawdę, to tylko pralka! - dodał, a następnie wyciągnął rękę i dotknął nią złocistych włosów swojej córki.

- Czyj był w ogóle ten znakomity pomysł? - zapytał Merlin.

- Mojego ojca - odparł Artur.

Merlin prychnął.

- Oczywiście, mogłem się tego domyślić.

Jego mąż spojrzał na niego groźnie.

- Wiesz, nigdy nie rozumiałem, dlaczego go tak bardzo nie lubisz. Przecież uwielbia naszą córkę.

- Tak, tak, naszą córkę może i tak, ale mnie nie. Wciąż nie może się doczekać momentu, w którym wreszcie się mną znudzisz, znajdziesz sobie kogoś bardziej przyzwoitego i godnego uwagi, najlepiej kobietę, zostawisz mnie i zabierzesz Meg ze sobą - odparł Merlin ponuro.

Artur westchnął.

- Dobrze wiesz, że to się nigdy nie zdarzy - dodał, a następnie dotknął ręki Merlina, pociągnął go lekko ku sobie i pocałował go w usta. - A jeżeli chcesz zabrać Meg tę pralkę, to radziłbym wymyślić ci jakiś fortel, bo najwyraźniej ją sobie upodobała - stwierdził szeptem, zerkając na córkę.

Merlin uśmiechnął się.

Wiedział już co zrobić.

Po tygodniu pralka poszła w odstawkę, a jej miejsce zajął najnowszy model Transformersów.

*

Kiedy Megan miała sześć lat, dostała prezent od ciotki Morgany.

Dziewczynka była zachwycona, przez co Artur, gdy tylko wrócił z biura, musiał przez godzinę udawać straszliwego potwora, jeżeli w ogóle chciał mieć szansę na zjedzenie obiadu. Morgana i Gwen siedziały w kuchni i nie ukrywały, że bardzo je to bawi, kiedy Megan z głośnym piskiem biegała za ojcem i okładała go drewnianym mieczem. Artur udawał oczywiście ogromnie niezadowolonego, ale obie kobiety widziały, że bardzo cieszy go szczęście córki.

- Wiesz, myślę, że nigdy nie widziałam Artura tak szczęśliwego jak tego dnia, kiedy zabrali Meg ze szpitala do domu - stwierdziła Morgana, a później dolała sobie i Gwen więcej wina z piwniczki Pendragonów. Jej dziewczyna spojrzała na nią uważnie, a później uśmiechnęła się i stwierdziła:

- Jeszcze wcześniej, na ślubie - dodała.

- Oczywiście.

Merlin był wtedy w trasie koncertowej, gdyż najnowsza płyta jego zespołu rozeszła się w setkach tysięcy egzemplarzy, a jego agent upierał się, że trzeba kuć żelazo póki gorące. Wyjeżdżał więc teraz często i na długo, ale kiedy wracał, zawsze miał w zanadrzu jakiś prezent dla Artura, Meg, Morgany, Gwen, a czasem nawet dla Uthera.

- Słyszysz? To tatuś! - powiedziała Gwen do wiercącej się na jej kolanach sześciolatki, która była już zdecydowanie za ciężka na takie wdrapywanie się na ludzi, ale Artur i Merlin nie mieli serca jej tego wytłumaczyć. Meg, zdyszana od gonienia za ojcem, uśmiechnęła się i zaczęła klaskać, uradowana.

Prezentujemy najpopularniejszy utwór ostatnich tygodni, czyli „Przypadkowe wspomnienie na wypadek śmierci” w fantastycznym wykonaniu zespołu Taliesin i jego wykonawcy, Merlina Emrysa! - Morgana zerknęła na dziewczynkę, która z nabożnym podziwem wpatrywała się w radio, a także na Artura, uśmiechającego się w sposób sugerujący, że tylko on rozumie jakiś niewypowiedziany na głos żart. Wiedziała, że piosenkę tę Merlin zadedykował Arturowi, ale nie rozumiała co dokładnie się za tym kryło - najwyraźniej to miała być jedna z tych nielicznych małych tajemnic, na temat których kochankowie zwykle milczą przed wszystkimi innymi, a później biorą je ze sobą do grobu.

- Czy Merlin zadedykuje mi kiedyś jakąś piosenkę? - zapytała Morgana z udawanym wyrzutem.

Artur uśmiechnął się złośliwie.

- Tak, i nazwie ją „Dojrzewanie wiedźmy”. Już ja się o to postaram - dodał.

Morgana prychnęła.

*

W wieku dwunastu lat Megan wymyśliła sobie, że zostanie czarodziejem - nie wiedźmą, nie czarodziejką, tylko właśnie czarodziejem.

- To przez ciebie i to twoje zamiłowanie do fantastyki, Tolkiena i innych Pratchettów - zawyrokował Artur. Ściągnął okulary, przetarł je i wrócił do czytania Tygodnika Ekonomicznego. Merlin wyjrzał z kuchni, gdzie przyrządzał właśnie paellę z owocami morza i kurczakiem.

- Lepiej czarodziejem niż bankierem czy maklerem giełdowym - skomentował złośliwie, a gdy Artur spojrzał na niego z wyrzutem, uśmiechnął się niewinnie i wrócił do gotowania. Tego wieczoru spodziewali się gości w postaci Uthera, Gwen i Morgany. Merlin jak zwykle czuł nieuzasadniony niczym niepokój na myśl o swoim teściu, mimo że po dwudziestu latach życia z Arturem powinien się przecież przyzwyczaić do niezbyt przyjemnego w obyciu Uthera Pendragona. Pocieszał się jednak, że Artur miał już właściwie doktorat z właściwego obchodzenia się ze swoim ojcem i zwykle wiedział, jak odciągnąć jego uwagę od zbyt drażliwych tematów.

Tym razem jednak było inaczej.

- Czarodziejem? Jak to „czarodziejem”? - zapytał, gdy nieświadoma niczego Megan oznajmiła dziadkowi kim zamierza zostać w przyszłości. Artur najwyraźniej wyczuł groźną nutę w głosie swego ojca, więc spróbował zainteresować go najnowszymi osiągnięciami swojej spółki. Kiedy to nie wypaliło, otworzył kolejną butelkę bardzo drogiego wina, ale Uther Pendragon najwyraźniej na słowo „magia” i „czarodziej” reagował równie ostro co na samo wspomnienie Unii Europejskiej i waluty, którą jego zdaniem usiłowała wcisnąć Wielkiej Brytanii.

- No, takim, co umie czarować, lata na smoku… - odpowiedziała zbita z tropu dziewczynka.

- Co wy jej pozwalacie czytać, chyba nie tego całego „Harry’ego Pottera”? - zapytał Uther ze złością, ignorując wnuczkę.

- Niby dlaczego? Wszystkie dzieci w jej wieku czytają Pottera - odparł Merlin spokojnie. Wewnątrz gotował się jednak ze wściekłości, co działo się zazwyczaj wtedy, gdy ktoś sprawiał przykrość jego ukochanej dziewczynce. - A Meg czyta jeszcze legendy arturiańskie - dodał z dumnym uśmiechem.

- Chryste - jęknął Uther.

- Tato. - Artur poruszył się niespokojnie. - Przestań, proszę. To nasza córka i wiemy, jak ją wychowywać.

- Na pewno nie przy użyciu jego metod wychowawczych. To najszybsza droga do porażki, zobacz, co wyrosło z Artura - szepnął Merlin do Morgany. Ta spojrzała na niego z ledwo skrywanym rozbawieniem, Uther za to zdenerwował się jeszcze bardziej.

- Jeżeli chcecie żeby wasza córka wyrosła na jedną z tych słodkich idiotek, którym w głowie tylko zabawa i fantazje, to proszę bardzo - stwierdził zimno. - Będę zmuszony was zostawić - dodał zimno i wstał od stołu. - Najwyraźniej nie jestem tu mile widziany, a słuchanie kpin na mój temat nigdy nie należało do moich ulubionych rozrywek - podsumował i ruszył w kierunku wyjścia.

Artur, który wyglądał na tak nieszczęśliwego, jakby ktoś właśnie przejechał mu psa, udał się za nim z westchnieniem i lampką wina w garści.

Kiedy wrócił, zeszli na wygodne, znacznie mniej kłopotliwe tematy. Kiedy godzinę później Merlin zniknął z Meg w jej pokoju celem wspólnego obejrzenia jakiegoś serialu dla nastolatek, Gwen rzuciła Arturowi pełne współczucia spojrzenie.

- Nie bądź na niego zły - powiedziała.

- Na kogo? - zapytał uprzejmie Artur.

Zdecydowanie za dużo wina.

- Wiesz dobrze na kogo - westchnęła Morgana. - Na Merlina, oczywiście - dodała.

- Nie wiem w ogóle o czym mówisz - stwierdził on, a Morgana wbiła w niego groźne spojrzenie.

Kiedy miesiąc później Meg nieśmiało zapytała, czy na zbliżające się Halloween mogłaby przebrać się za czarodzieja, Artur tylko się do niej uśmiechnął i obiecał, że jeżeli będzie chciała, to pomoże jej ze zrobieniem stroju.

Na trzy dni przed Halloween Merlin wyruszył na kolejną, jedną z ostatnich, tras koncertowych, i wiadomego dnia wpatrywał się w zdjęcia swojej córki w stroju czarodzieja, którymi Artur cały wieczór bombardował jego komórkę.

Meg wygląda prześlicznie :) Nasza kochana córeczka.

P.S. Arturze - dziękuję. :*

*

Kiedy w miesiąc po skończeniu dwudziestu dwóch lat Megan wyjechała do Walii na półroczne stypendium, Merlin wpadł prawie w depresję. Artur usiłował go z niej wyciągnąć, więc zabrał męża do Paryża, miasta kochanków. Wycieczka była nader udana, ale Merlin wciąż jednak się martwił o córkę, czy ma wszystko czego potrzebuje, czy ktoś jej tam nie krzywdzi i czy nie powinien znowu do niej zadzwonić. Artur usiłował skryć irytację i wciąż spokojnie pytał dlaczego właściwie Merlin zaczął dopiero teraz tak przesadnie niepokoić się o córkę - przecież studiowała poza domem i kilka razy wyjeżdżała gdzieś znacznie dalej niż do Londynu czy Brighton.

Merlin nie potrafił mu jednak odpowiedzieć.

Artur kiwał więc głową i w milczeniu wysłuchiwał kolejnej porcji podszytych strachem o jedynaczkę przemyśleń. Po śmierci Uthera młodszy Pendragon zmienił się, spokorniał i nabrał więcej cierpliwości do Merlina i innych ludzi, szczególnie do innych ludzi (dla Merlina miał jej zawsze wystarczająco dużo). Starał się też ukryć jak bardzo martwiły go te rzadkie momenty, w których jego mąż zdawał się tracić pamięć i wspominać rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły. To trwało zwykle tylko chwilę, której zresztą Merlin później nie pamiętał, ale przygnębiało Artura bardziej niż cokolwiek na świecie. Myślał o wszystkich możliwych chorobach, które utajone żyły w krwiobiegu Merlina i tylko czekały, żeby go od niego zabrać.

Dlatego też cierpliwie znosił wszelkie jego coraz bardziej liczne dziwactwa, ataki lęku i momenty, w których jego mąż prawie wpadał pod samochód.

W ciągu tych sześciu miesięcy widzieli Meg trzy razy - z okazji świąt, na urodziny Artura i kiedy Merlin potknął się na ulicy i tak upadł, że uderzył się mocno w głowę i przez dwa dni nie odzyskiwał przytomności. Artur spędził długie godziny przy jego szpitalnym łóżku, a kiedy Megan przyjechała, zobaczyła, że jej ojciec zgryzł sobie całkiem paznokcie. Usiadła koło niego i dotknęła jego ręki, a następnie wpatrywali się długo w Merlina, który przebudził się dopiero następnego dnia, bez żadnych trwałych, Bogu dzięki, neurologicznych zmian.

Artur był przygnębiony; wiedział, że to teraz tylko kwestia czasu.

Kiedy Megan wróciła na stałe, zostawiła walizki w przedpokoju i zaraz pobiegła uściskać swoich starych ojców.

- Mam coś dla was - oznajmiła, gdy Merlin wreszcie zdecydował się ją puścić. Artur patrzył na nich i tylko się uśmiechał, z ręką na ramieniu męża. Ich córka zaczęła grzebać w jednej z rozlicznych toreb, aż wreszcie znalazła coś opakowanego w jasnozielony, mocno szeleszczący papier. Kiedy Megan go rozerwała, ich oczom ukazał się średnich rozmiarów czerwony, pluszowy smok. - Tak mi się z wami skojarzył i pomyślałam, że bardzo chcę, żebyście go mieli - oznajmiła Meg, rumieniąc się lekko.

Merlin oczywiście uśmiechnął się jak wariat i znowu wyściskał córkę, którą ledwo przed chwilą wypuścił ze swoich objęć, a Artur zamarł na chwilę i wpatrując się w miękkiego, zabawkowego smoka z trudem usiłował ukryć wzruszenie. W końcu pochylił się ku córce i pocałował ją lekko w policzek, a następnie dziarskim krokiem udał się do kuchni i krzyknął:

- No to komu herbaty?!

Może nie wszystko zdążało ku lepszemu, ale w tym właśnie momencie zamierzał cieszyć się tym wszystkim, co ma.

To musiało wystarczyć.

autor: pellamerethiel, fikaton 9: dzień pierwszy, fikaton 9, fandom: merlin

Previous post Next post
Up