8x05

Mar 09, 2010 23:51

Em, z prompta tyle, że tam są ludzie i tu są ludzie, nawet płci obojga.

Obiecałam ten fik akzseinga gdzieś między 2007 a 2008 rokiem... Smutno mi.
Kontynuacja moich dwóch staruszków, Pana Mercedesa, ale przede wszystkim Złotych snów.
Znajomość Złotych snów jest niezbędna.

Autor: mlekopijca
Tytuł: Głupie historie miłosne
Fandom: Lost
Słów: 1005
Inne: Futurefic i AU. Mój prywatny, lostowy fiź.
idrilka :*



Głupie historie miłosne

2.

Przez chwilę siłował się z zacinającym zamkiem, nim drzwi wreszcie stanęły otworem. Wszedł do środka, odstawił gitarę na podłogę i zrzucił buty. Przesunął je stopą w stronę ściany; buty zostawiły mokry ślad, w który oczywiście musiał wdepnąć i skarpetka nasiąknęła błyskawicznie. Klnąc cicho, ruszył w stronę kuchni.

Siedziała przy stole, śliczna jak zawsze.

- Nie zmieniłeś zamków - powiedziała, zanim zdążył spytać o cokolwiek.

Nie. Gdybyś, wiesz, chciała wrócić.

- Tak jakoś zostało. - Uśmiechnął się z trudem. Odsunął krzesło i usiadł naprzeciwko niej. Claire zacisnęła palce na kubku na wpół wypitej herbaty - pierwszym z brzegu kubku z szafy, choć jej stary wciąż stał na półce. Na jej lewej dłoni błyszczała obrączka.

- John mi powiedział.

- Nie sądziłem, że to zrobi.

Cholera, nie miał tego robić. Cieszę się, że to zrobił.

Przez chwilę siedzieli tak naprzeciwko siebie i Charlie miał nieprzyjemne odczucie deja vu. Poklepał się po kieszeni bluzy i wyciągnął z niej świeżo napoczętą paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjął jednego, trochę trzęsły mu się ręce, nie powinny, cholera. Pstryknęła zapalniczka i Charlie zaciągnął się głęboko, a potem wypuścił dym ustami.

- Z nałogu w nałóg - rzucił. - Przepraszam - dodał zaraz. - Jeśli ci przeszkadza.

Zacząłem, kiedy wyjechałaś. Brak silnej woli, czy coś. Znasz mnie.

Pokręciła głową. Charlie strącił popiół do popielniczki.

- Ścięłaś włosy - stwierdził. - Ładnie.

Odruchowo sięgnęła w stronę krótkich kosmyków i odgarnęła pasmo za ucho. Charlie poczuł, jak coś przewraca mu się w żołądku. Nie zastanawiając się, zgasił na wpół wypalonego papierosa. Co było błędem taktycznym, bo teraz nie miał co zrobić z rękami. Zacisnął dłonie na kolanach.

- Słyszałam „Pana Mercedesa”.

- Och. I jak?

Dobry kawałek, prawda? Napisałem go dla was i nadal puszczają go w radiu.

- Lubię go.

I tak tracą na znaczeniu wszelkie opnie recenzentów.

- Jesteś mokry - dodała, wskazując podbródkiem na jego bluzę. Miał się przebrać zaraz po przyjściu. Rano wyszedł bez kurtki, kretyn, już dawno powinien się przyzwyczaić do tutejszej pogody, absolutnie nie tropikalnej. Na wyspie padało codziennie. W Wielkiej Brytanii niemal też. W Stanach najwyraźniej jak chciało.

- Wyschnie - powiedział tylko, nawet jeśli było mu trochę zimno.

Jezu, jak za tobą tęskniłem. Naprawdę dobrze ci w tym kolorze. Pasuje do oczu. Uśmiechnij się?

- Jestem szczęśliwa - powiedziała nagle.

- Wiem.

John mi powiedział. John zawsze ma cholerną rację.

- Charlie, nie przyjeżdżaj więcej.

- Okej.

Przyjechałaś tylko po to, prawda? Wiedziałem. Dorosłem, widzisz? Koniec wiary w happy end dla bajki o Pięknej i Ćpunie.

Claire wstała i odstawiła kubek do zlewu, a potem odkręciła kran. Charlie nawet nie drgnął. Obserwował, jak odstawia kubek na suszarkę, która wciąż stała obok lodówki, a potem wyciera dłonie w dosyć czysty ręcznik.

- Więc... cześć, Charlie - powiedziała, ściągając z blatu swoją torebkę. Komplet kluczy z breloczkiem w kształcie mercedesa położyła na stół.

Tak, zdaje się, kończą beznadziejne historie miłosne.

Odprowadził ją do drzwi, tym razem omijając mokrą plamę. Odwróciła się w progu, poprawiając zjeżdżającą jej z ramienia torebkę. Miała śmieszne, skórzane frędzle.

- Aaron go tak nazwał. Psa.

Charlie uśmiechnął się, tym razem szczerze.

- Uważaj po drodze.

3.

Istniała niezachwiana zasada rządząca show-biznesem, że stare kawałki sprzedają się najlepiej i dlatego na koncertach wciąż wracał do klasyków.

- Teraz „Pan Mercedes” - powiedział do mikrofonu; wierny kawałek na zakończenie, który kiedyś zawsze dedykował Claire. Tłum pod sceną zaczął klaskać, Charlie grać pierwsze takty piosenki. Jak na solistę z gitarą (i mroczną, rockową przeszłością), od kilku lat grającego głównie z krzesełka do komicznie pochylonego mikrofonu, wciąż powodziło mu się całkiem dobrze, nawet gdy opadła sława cudem ocalałego rozbitka.

I dobrze.

Pił właśnie wodę z plastykowej butelki, krótka przerwa przed zwijaniem sprzętu - tę część zawsze lubił najmniej - gdy stanął przed nim jasnowłosy nastolatek, kolejny nieustaszony łowca autografów.

- Cześć - powiedział. - Jestem Aaron. Chyba goni mnie strażnik - dodał. - Jest cholernie zły.

Charlie zakrztusił się wodą.

Później siedzieli w kącie baru, Charlie pił piwo, Aaron colę. Claire zabiłaby go, gdyby postawił mu coś mocniejszego. Właściwie to Charlie wpatrywał się w bąbelki, a Aaron topił słomką kostki lodu i Charlie czuł się trochę jak w tych snach, w których stało się bez spodni na środku sceny, klasyk. Jeden wielki, niezręczny moment.

- Dobry koncert - powiedział w końcu Aaron. - Jestem fanem.

- Dzięki - mruknął. - Grasz?

Wiem, że tak.

- Trochę. Zawsze chciałem.

Wiesz, że jesteś strasznie do niej podobny. Ile to już lat?

- Nigdy nie przyjechałeś.

Stwierdzenie albo wyrzut. W ustach nastolatka raczej to drugie. Charlie upił trochę piwa. Było ciepłe. Nie istniała obrzydliwsza rzecz nad ciepłe amerykańskie piwo.

- Chciałem - powiedział, odstawiając szklankę.

Przyjechałem.

- Ale?

- Nie sądziłem, że ona chciała.

- Mama jest trudna, to fakt.

- Wie, że tu jesteś?

- Wie, że pojechałem z kumplem na koncert, za tymi oto rękami zarobione pieniądze. - Aaron zamieszał słomką w szklance. - Chciałem cię zobaczyć, wiesz?

- Och? - Bardzo głupia odpowiedź, pogratulować, Charlie.

- Byłem za duży, by zapomnieć, że istniał kiedyś jakiś Charlie. Nie miała żadnego zdjęcia, ale kupowała wszystkie twoje płyty. Nadal często ich słucha. Głównie jak Johna nie ma w domu.

- Co u staruszka?

Aaron wzruszył ramionami, klasyczny gest zbuntowanego nastolatka i najwyraźniej kłopoty w niezbyt tropikalnym raju.

- Postarzał się. Ludzie biorą go za mojego dziadka. Trochę się za to obraża.

Charlie, wbrew sobie, parsknął śmiechem. Podstarzały Locke musiał być jak wybitnie upierdliwa mucha, gdy już nie mógł biegać i machać nożami, a przynajmniej kosiarką. Nic miłego zapewne.

I, Jezu, zdążył już zapomnieć, że Aaron miał jej oczy.

- Pamiętam piasek - powiedział Aaron. - I muzykę. Później brakowało jednej struny. Mama mówiła, że śpiewałeś mi do snu.

- Naprawdę?

- Nie byłeś tematem zakazanym, czy coś.

No i popatrz, Charlie, oto puenta. Podstarzały muzyk rockowy i jego prawie syn. Żałosne zakończenie.

- W szkole nie chcieli mi wierzyć, że „Pan Mercedes” był dla mnie.

Po twojej mamie nie potrafiłem być z nikim dłużej niż kilka miesięcy. Żałosne, co?

- To jedna z pierwszych piosenek, jakie nauczyłem się grać.

Zawsze jakieś zakończenie, nie?

autor: skye, fikaton 8: dzień piąty, fikaton 8, fandom: lost

Previous post Next post
Up