7x05

Sep 14, 2009 22:25

Tytuł: Przesądy.
Fandom: Star Trek
Słów: 1390
Postaci/Pairingi: Ensemble, kanoniczny het z STXI, implied Pike/Numer Jeden, Chapel/Korby, Tonia Barrows/McCoy, Cupcake/OFC, byc może implied Kirk/McCoy i/lub Kirk/Spock, z moim mózgiem nie wiadomo.
Spoilery: W zasadzie do ST2009, ale nawiązuje do wydarzeń z oryginalnej serii, wliczając w to nie-emitowany pilot 'the Cage'. Ale serio, nic co was popsuje zbytnio...
Ostrzeżenia: Powiedziałabym, że crack, ale to wszystko kanon. That's how they roll.


Tonia Barrows nie jest przesądna. Ale kiedy już na pierwszej randce (semi-randce, bo po pierwsze, fraternizacja jest zła, a po drugie, nikt nikogo nigdzie nie zapraszał, po prostu zdarzyło się, że ona i Doktor McCoy znaleźli się w tej samej fali transportowej i, cholera, to jest tak trochę żałosne...), nieważne.

Kiedy już na pierwszej randce Doktor McCoy zostaje zabity, no cóż, nie rokuje to dobrze na przyszłość.

(Doktor McCoy wychodzi z tego. Kapitan twierdzi, że takie rzeczy się zdarzają, ale Kapitan nie jest najlepszym autorytetem w tych sprawach, biorąc pod uwagę, że z jego dwunastu ostatnich randek siedem skończyło się tym, że ktoś próbował przejąc kontrolę nad statkiem, a jedna miała miejsce w dwudziestym wieku i o mało co nie doprowadziła do triumfu Hitlera.)

- Takie rzeczy się zdarzają - stwierdza Christine, zmęczonym tonem. Christine właśnie przeprowadziła rutynowe badania każdego, kto był na planecie którą Leonard (Doktor McCoy, Doktor McCoy...) już nazywa ‘cholernym cyrkiem, i nigdy więcej moja stopa tam nie postanie, Jim’. Jedno z rutynowych badań było przeprowadzane na tymże właśnie Doktorze McCoy, a ktokolwiek powiedział, że lekarze są najgorszymi pacjentami i tak stałby w niemym oszołomieniu na widok (i posłuch) jakiejkolwiek medycznej procedury przeprowadzanej na głównym oficerze medycznym na Enterprise.

Takie rzeczy się zdarzają, myśli Tonia, kiedy na godzinę przed drugą randką (albo pierwszą właściwą randką, bo tym razem było i zaproszenie i pół godziny niezręcznych podchodów) ktoś kradnie mózg komandora Spocka.

*

James T. Kirk nie wierzy w przesądy. James T. Kirk nie wierzy w wiele rzeczy, wliczając w to środki przeciwbólowe, sytuacje bez wyjścia, wróżkę zębuszkę i to, że Spock potrafi grac na lutni (fakt, że widział i słyszał to ostatnie nie znaczy, że musi od razu w to wierzyć).

Wracając do tematu: Kirk nie wierzy w przesądy, ale raz w Akademii dziewczyna w pralni go przeklęła w niezrozumiałym języku (Jim zapamiętał dźwięki i powtórzył je Uhurze, za co dostał po twarzy, przerywając śledztwo co do dokładnej treści klątwy, a także dostarczając McCoyowi tematu do żartów na dwie wypełnione burbonem godziny), wymachując jedną z jego koszul, i od tej pory ma pewien problem.

- Nie, żebym liczył - mówi Bones, przeciągając słowa w zadowolony-z-siebie sposób, który wskazuje na to, że nie znalazł nic złego w stanie zdrowia fizycznego kapitana co znaczy, że może przejść do niszczenia jego zdrowia psychicznego. - Ale to szósta koszula. W tym tygodniu.

- Co mam powiedzieć, jakoś wszyscy chcą mnie rozebrać. - Nawet zielone jaszczury. Ostatnim razem to był Spock. A poprzednio sam Bones, centralnie na mostku. Jim jest absolutnie pewien, że główną zaletą hyposprayów jest to, że można je aplikować przez ubranie, ale czy Bones zwraca na to uwagę? Oczywiście, że nie. Jim zaczyna podejrzewać spisek. - A poza tym, to przekleństwo.

Bones odburkuje coś na temat Jima będącego prawdziwym przekleństwem i karą za wszelkie grzechy, ale Jim nie zwraca na to uwagi. W końcu to Bones próbował rozebrać Jima.

*

Przesądy nie są logiczne, uważa Spock. Wiele można się z nich nauczyć o ludzkiej naturze, to trzeba przyznać, ale stosowanie się do ich reguł nie miałoby wielkiego sense.

(Jego matka nigdy nie przyjmowała prezentów, które miały jakiekolwiek ostrze. Antyczne noże do papieru, broszka, nie było ważne co, za każdy taki prezent dawała coś w zamian, choćby bezwartościową monetę ziemską.

- Mówią, że taki prezent przetnie nić która łączy dawcę z obdarowanym - wyjaśniła Spockowi.

- Kto tak mówi?

- Nie jest ważne kto. To powiedzenie, Spock, taki przesąd.

- Przesądy nie są logiczne.

- Kto powiedział, że rasa ludzka jest logiczna, Spock?

- Nie wiem. Kto?)

Kiedy daje Nyocie na urodziny kolczyki kupione na Bajarze prosi ją o coś w zamian. Nie ma to sensu, ale zaczął się już uczyć, że czasami jest to bez znaczenia.

*

Christine Chapel nie ma czasu na przesądy, nie ma czasu zastanawiać się, czy spotkany kot jest cały czarny, czy ma gdzieś szare plamki (zresztą, ostatni spotkany kot okazał się potężną niby-czarodziejką zainteresowaną dyplomatycznymi relacjami, ahem, ahem, z kapitanem. One wszystkie zawsze były zainteresowane dyplomatycznymi relacjami, ahem, z kapitanem. Kirk twierdził, że ma to wpisane w obowiązki, i że dostaje nawet dodatek za pracę w trudnych warunkach, ale nikt mu tak naprawdę nie wierzył).

Ale bywają dni kiedy najpierw rozbijasz lustro, potem rozsypujesz sól, a na końcu dowiadujesz się, że twój narzeczony zbudował sobie androida seks-zabawkę. I drugiego androida, płci męskiej, wielkiego jak dąb. Zaczynasz się zastanawiać.

- Takie rzeczy się zdarzają - mówi Kapitan zaraz po tym jak zniszczył androida wykonanego na jego podobieństwo. Kapitanowi takie rzeczy może faktycznie zdarzają się co tydzień, dwa razy w piątki, ale ona nie jest przyzwyczajona.

(Miesiąc temu mieli na statku Kirka z równoległego wymiaru, czy rzeczywistości alternatywnej, czy innej Krainy po Dugiej Stronie Lustra, który wydawał się bardzo zainteresowany technikami sado-maso. Cała załoga zaczęła robić zakłady, ale jak na razie nikt nie odważył się zapytać Kapitana. Ani Doktora McCoya. Ani Komandora Spocka. Christine nie chce myśleć dlaczego ludzie chcieliby o to pytać Komandora Spocka, bo obawia się, że zna odpowiedź.

- Spock uważa, że Kirk jest fascynujący - wzrusza ramionami Uhura, po czym dopija tequilę do końca. - Babski wieczór? Gaila, Chris, Janice? Kto jest ze mną?)

- Hej, Chapel. Na pocieszenie? Chciał też zbudować androida, który miał wyglądać jak ty.

- Na której niby planecie miałoby to mnie pocieszyć?

- Nie wiem, na Risie?

*

Gaila lubi przesądy. Gaila lubi większość przejawów ludzkiej tendencji do przypisywania głębszego znaczenia losowym wydarzeniom.

(- Gaila? Przez krótką chwilę brzmiałaś całkiem jak Spock.

- Ale to prawda. Ludzie są czasami tacy uroczy.

- Iii chwila minęła.)

*

Szef Ochrony Henderson nie jest zbyt przesądny. Owszem, czasami sprawdzi horoskop w newsletterze, ale nic więcej. Nie, żeby zwracał na nie jakąkolwiek uwagę, no proszę was bardzo.

Ale może powinien zacząć, bo jak przeczytał i zignorował stwierdzenie ‘przypadkowe spotkanie zaważy na twoim życiu’ to dostała mu się ksywka Ptysia i Kirk jako oficer przełożony.

(Kirk ma smykałkę do ksywek, trzeba mu to przyznać. Ostatnio admirał Archer w transmisji nazwał Doktora McCoya ‘Bones’, a Kirk trzy dni wyglądał jak kot, który się dorwał do śmietanki.

Kylie, która służy na Yorktown i być może niedługo przyjmie oświadczyny Hendersona, jeśli tylko przejdą jej te mrzonki na temat stacjonowania na Enterprise; nie chodzi nawet o fraternizację, Kylie jest w Naukowym, ale Henderson prędzej zje swoją czerwoną bluzę mundurową (i zginie od tego marnie) niż pozwoli Kylie przebywać na tym samym statku co Kirk. Kapitan może nie okazał się totalnym kretynem, Henderson musi to przyznać, ale nie, nie, nie.)

Ptyś. Doprawdy.

*

Christopher Pike nie jest przesądny. Nie był przesądny wtedy, kiedy mówiono mu, że bliższe przyglądanie się historii Kelvina przynosi pecha, i nie jest przesądny teraz, kiedy ten sam szaleniec który był odpowiedzialny za tamtą masakrę jest odpowiedzialny za zagładę Vulcana i posadzenie Christophera na wózku.

(To ładny wózek, najnowszej generacji, jeździ sterowany myślą. Christopher go nie znosi, wolałby przeklęte kółka, które musiałby popychać sam. Ręce ma jeszcze sprawne.)

- Czasami jesteś idiotą, Chris - mówi mu Numer Jeden, całując go w czoło na pożegnanie przed kolejną pięcioletnią misją Yorktown.

- Zająłbyś się szydełkowaniem - doradza Boyce i zapala papierosa.

Chris ma ochotę przejechać mu po palcach, ale oczywiście, to byłoby niedystyngowane i niegodne admirała.

A co tam.

*

- Horoskopy wymyślili Rosjanie - mówi Chekov z dumą.

(- Tak, tak, ślicznie - nie odpowiada Sulu)

*

Doktor Leonard McCoy nie jest przesądny. Jeśli już ma coś lub kogoś winić za wszystko co złe i irytujące, to woli obwiniać Jima. Możecie się domyślać dlaczego.

- Tym razem to naprawdę, naprawdę nie moja wina - stwierdza Jim nieco zbyt radośnie. - Śliweczko ty moja.

Dlatego.

- Cholera, Jim, uwierz mi, jeszcze raz spróbujesz mnie tak nazwać, a zapewniam cię, dostaniesz taką mieszankę uczulającą, że się nie pozbierasz.

- Dobrze, za chwilę. Na razie piszę notkę do załogi. Nosi tytuł: Jak Poznać, Że Twoja Była Dziewczyna Jest Kosmicznym Wampirem I Pragnie Cię Tylko Dla Twojej Soli.

Następnym razem kiedy będą podróżować w pobliżu czarnej dziury, Jim dostanie kopa w zad i może przypadkiem w nią wpadnie.

Nie, nawet czarne dziury zasługują na trochę litości.

- Zaczynam żałować, że nie zostawiliśmy cię na tej planecie z nazistami.

- Dobrze mi było w tym mundurze - zgadza się Jim.

Leonard nie może udowodnić, że Jim codziennie rano całuje lustro, ale ma swoje podejrzenia.

*

Oficer Sanders nigdy nie był przesądny, ale potem przydzielono go do oddziału zwiadowczego złożonego z Kapitana Kirka, Doktora McCoya i Komandora Spocka.

Oficer Sanders był jedynym załogantem w czerwonym mundurze.

fikaton 7: dzień piąty, fandom: star trek, fikaton 7, autor: noelia_g

Previous post Next post
Up