Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że spędziłam wczoraj na przepisywaniu Szekspira z książki na komputer.
Autor:
katty_blakeTytuł: Dwie asystentki.
Fandom: Monk (ładnie proszę o tag)
Ilość słów: 688
Spoilery: do 3x10, obviously.
Dwie asystentki
Natalie raz jeszcze sprawdziła adres zapisany na kawałku kartki, wydartej z różowego, pachnącego notatnika Julie. Zgadzał się. Kobieta przymknęła oczy, wzięła głęboki oddech i zapukała. Właściwie nie wiedziała, dlaczego tu przyjechała, po co przebyła ponad trzy tysiące mil przez cały kraj. Przecież nie potrzebowała aprobaty, akceptacji i błogosławieństwa na dalszą drogę, poza oczywiście faktem, że chyba jednak potrzebowała. Pomalowane na optymistycznie jajeczny kolor drzwi otworzyły się i stanął w nich może dwunastoletni chłopiec.
- Benjy, tak? - spytała Natalie, zakładając niesforny blond lok za ucho. Chłopiec spojrzał na nią ze znudzoną miną, po czym wrzasnął „mamo, ktoś z San Francisco!”, nim Natalie zdążyła się choćby przedstawić. Jajeczne drzwi zostały zatrzaśnięte jej przed nosem. Natalie mrugnęła. Drzwi się otworzyły.
- Najmocniej panią przepraszam - powiedziała stojąca w drzwiach kobieta, wyciągając rękę w kierunku gościa. Nie wyglądała tak, jak Natalie ją sobie wyobrażała, ale dokładnie tak, jak opisywał ją Stottlemeyer. - Mój syn, Benjy, zachowuje się czasami, jakby wychował się w dżungli.
Kobieta złapała Natalie za ramię i wciągnęła do środka, zamykając za nią drzwi. Pomogła gościowi zdjąć płaszcz i poprowadziła go do przestronnej i ładnie urządzonej kuchni; posadziła go na stołku przy kuchennym blacie, zaopatrzyła w ciasteczka - kupne, Natalie zauważyła nazwę producenta na ciastku - i nastawiła wodę na herbatę.
- Więc to ty jesteś Natalie Teeger - powiedziała w końcu gospodyni, mierząc Natalie wzrokiem, oceniając jej osobę, doszukując się cech, które byłyby pomocne w nowej pracy. Natalie wzięła do ręki czekoladowe ciasteczko i odgryzła kawałek.
- Tak, pani Fleming - odparła.
- Daj spokój, siedzisz w moim bagnie, może być Sharona - uśmiechnęła się Sharona, odwracając na moment, by zalać herbatę. Po kuchni poniósł się zapach malin z torebki. Kobieta postawiła nieco wyszczerbiony niebieski kubek przed Natalie i usiadła na stołku stojącym obok. - Jak w ogóle poznałaś Adriana?
- Było włamanie do mojego domu - wyjaśniła Natalie, biorąc kolejne ciasteczko. Cholera. Były tak dobre, jak mówił Disher. Sharona zaśmiała się wesoło i pokręciła głową. „Oczywiście”, zdawała się mówić aura wokół niej. Natalie przełknęła resztę czekoladowego ciasteczka i również się uśmiechnęła.
- Wiesz, że to będzie ciężka praca. - Sposób, w jaki Sharona to powiedziała wskazywał, że jest to stwierdzenie, nie pytanie. Natalie przytaknęła - zdążyła się już zorientować. - Adrian to paranoik, cierpiący na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. - Natalie ponownie przytaknęła. Tak, to też już zdążyła zauważyć. - Myślisz, że sobie poradzisz?
- Ty sobie poradziłaś.
Sharona parsknęła śmiechem.
- Niezupełnie. Rzuciłam pracę. Po raz pierwszy po tygodniu. - Natalie uniosła ze zdziwieniem brwi. Tego nie wiedziała. Sharona Fleming zawsze, we wszystkich opowieściach, przedstawiana była jako opoka Monka, bez której by sobie nie poradził, jako osoba, która uratowała go z absolutnego dna. Marzeniem Natalie było dorównać temu niedoścignionemu wzorowi, a teraz oto okazało się, że jej ideał był tylko człowiekiem, któremu Adrian potrafił dać się we znaki.
- Ale wróciłaś.
- Wróciłam, następnego dnia. - Sharona zamyśliła się. - Trudno jest go zostawić. - Kobieta zaczęła bezwiednie pocierać palcem złotą obrączkę. - Jeśli raz zaczniesz dla niego pracować, ciężko będzie ci przestać. Przyciąga cię dwa razy mocniej niż cię od siebie odpycha. - Sharona ponownie przeniosła wzrok na Natalie. - Wyglądasz na rozsądną osobę. Wyglądasz jakbyś wiedziała, w co się pakujesz. Będziesz dobrą asystentką.
Natalie poczuła przyjemne ciepło rozlewające się po jej całym ciele i ciepło to nie miało nic wspólnego z pitą przez nią malinową herbatą. Kobieta wymruczała ciche „dziękuję” i sięgnęła po kolejne ciasteczko. Dwie asystentki, stara i nowa, dopiły swoje herbaty, poplotkowały o dzieciach oraz ludziach, których Sharona zostawiła w San Francisco i obśmiały kilka najnowszych wygłupów wspólnego podopiecznego. Wkrótce zaczęło robić się ciemno i Natalie wstała, odstawiła wyszczerbiony niebieski kubek do zlewu, otrzepała bluzkę z okruszków czekoladowego ciasteczka.
- Bardzo dziękuję za herbatę - powiedziała Sharonie, idąc do holu, gdzie wzięła do ręki swój płaszcz. Sharona oparła się o framugę drzwi kuchennych i uśmiechnęła ciepło.
- To ja dziękuję - odparła - za odwiedzenie mnie. I za upewnienie, że Monk jest w dobrych rękach.
Natalie założyła płaszcz i wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi w kolorze jajecznej żółci. Złapała taksówkę i kazała się zawieźć na lotnisko. Rano była w domu, gotowa do pracy jako asystentka detektywa, wersja druga. A Adrian nigdy nie dowiedział się, że tego dnia była w New Jersey, a nie w spa w Honolulu.
KONIEC