Fikaton 6, dzień 6

Mar 18, 2009 21:09

Dzisiaj coś, czego nigdy nawet nie planowałam napisać, po prostu tak się urodziło. (Tak, plan nadal działa. I do tego napisałam Terminatora! Yay me.)
Kubiś dziękuję serdecznie za spojrzenie na to fachowym okiem od strony merytorycznej i przybicie pieczątki.

Autor: idrilka
Tytuł: Studium (numer pacjenta 081191)
Fandom: Terminator: The Sarah Connor Chronicles
Spojlery: Do 1x07 "The Demon Hand"
Ostrzeżenia: Dziwna forma, pisane z punktu widzenia postaci własnej.
Ilość słów: 1 215


Studium (numer pacjenta 081191)

Kim zapala papierosa, zaciąga się raz i przez chwilę obserwuje ulatujący z niego dym, po czym pozwala, by - zapomniany - dopalił się sam aż do filtra. Drugą ręką sięga po prawie opróżniony kubek z zimną kawą, upija łyk i otwiera przyniesione z pracy akta.

Sara Connor, numer pacjenta 081191, przyjęta na oddział zamknięty szpitala stanowego Pescadero w dniu 3 sierpnia 1994; wstępne badanie przeprowadzone przez dr Greenbaum wykazało, co następuje:
Pacjentka wykazuje cechy osobowości paranoicznej oraz zdradza objawy schizofrenii paranoidalnej. U pacjentki występują częste i gwałtowne napady agresji, powiązane z silnymi urojeniami. Jej urojenia mają charakter […]

Jest późno, kiedy kończy czytać - Sara Connor ma doprawdy imponujące akta. Tak skomplikowanego (przynajmniej na pierwszy rzut oka) przypadku w swojej karierze Kim jeszcze nie widziała. Na taśmach głos Sary brzmi zaskakująco pewnie, na nagraniach wideo wygląda wyjątkowo przytomnie, pomimo sporych dawek leków uspokajających, którymi ją codziennie faszerują. Jej historia zgadza się w każdym szczególe i Kim nie może się doczekać, by ją poznać.

Resztki lodowatej kawy wylewa do zlewu i kiedy odkłada umyty kubek na suszarkę, słyszy zgrzyt klucza w drzwiach wejściowych. Bobby znowu się spóźnił.

- Cześć, kochanie. Przepraszam, że tak długo mnie nie było - mówi, wchodząc do kuchni. Jego skóra jest zimna i pachnie wiatrem, gdy Kim całuje go w policzek.

- Prosiłam cię, żebyś odebrał wreszcie te zdjęcia od twojej matki - odpowiada z lekkim wyrzutem. - Zabrała je jakieś wieki temu i wiesz, że jak ktoś się po nie nie kopnie, to w życiu ich nie zobaczymy.

Kim zabiera się za sprzątanie porozrzucanych po całym kuchennym stole papierów. Nigdy nie umiała pracować w idealnym porządku, od zawsze preferowała artystyczny nieład.

- Nie rozumiem, dlaczego sama nie możesz ich odebrać? - Bobby podchodzi do lodówki i wyciąga karton soku pomarańczowego, po czym opiera się o bufet i upija kilka sporych łyków.

- Głównie dlatego, że twoja matka wolałaby mnie widzieć daleko stąd, najlepiej w Australii albo na innym Borneo - mówi żartobliwym tonem. - A poza tym całe popołudnie i wieczór spędziłam nad tymi aktami. Przywiozłam je dzisiaj ze szpitala, żeby przestudiować przypadek pacjentki, którą dostałam w spadku po Greenbaum, zanim się nią zajmę.

- Coś interesującego?

- Wierzy, że za kilkanaście lat maszyny zmiotą ludzką cywilizację z powierzchni ziemi.



[Zapis sesji terapeutycznej z pacjentką Sarą Connor, numer pacjenta 081191, przeprowadzonej przez doktor Kimberly Davies, zarejestrowany dnia 13 listopada 1994 roku. Zapis rozpoczęto o godzinie 9:47.]

- Czy mogłabyś mi opowiedzieć coś o sobie?

- Nazywam się Sara Connor, mam dwadzieścia dziewięć lat. Urodziłam się w Topeka w stanie Kansas dwudziestego czwartego maja tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego piątego roku.

- Masz jakąś rodzinę? Krewnych? Przyjaciół?

- Tylko syna. Ma na imię John.

- To ładne imię, podoba mi się. Sama je dla niego wybrałaś?

- Tak miał na imię mój ojciec.

- A ojciec Johna? Gdzie on teraz jest?

- Zginął, zanim John w ogóle się urodził. Bronił nas przed maszynami. One są wszędzie. Wszędzie i zawsze. Nieważne, jak daleko się cofnie albo wybiegnie w przyszłość. Zawsze cię wytropią i zabiją.

- Maszyny. To twój najgorszy lęk? Boisz się tego, że cię znajdą i zabiją?

- Ja jestem nieważna. Boję się o Johna, to jego przede wszystkim chcą zabić. A on musi przeżyć, za wszelką cenę.

- Gdzie jest teraz?

- W rodzinie zastępczej. Nie wiem, która to już, druga czy trzecia, straciłam rachubę. Nigdzie nie udało mu się na razie na dłużej zagrzać miejsca.

- Myślisz, że teraz jest bezpieczny?

- Nikt nie jest bezpieczny. Ale John to mądry chłopiec, poradzi sobie. Zawsze sobie radził.

- Mówisz, że twoim zdaniem maszyny chcą go zabić. Dlaczego?

- Tu nie chodzi o moje zdanie! Taka jest prawda!

- Dobrze, Saro, w porządku. Dlaczego maszyny chcą go zabić?

- Bo wiedzą, że pewnego dnia John je zniszczy. […]

Kim zatrzymuje na chwilę taśmę i zapala papierosa. Przez te kretyńskie biurokratyczne przepisy musi się teraz użerać z robieniem transkryptu rozmowy. Sięga po stojący na biurku kubek z obtłuczonym brzegiem i upija łyk. Kawa znowu wystygła, cholera.

Jeśli jest coś, czego Kim nie cierpi bardziej niż zimnej kawy i papierkowej roboty, to jest to poczucie niepewności - ten złośliwy głosik dochodzący z tyłu głowy, pytający bez przerwy: czy jesteś pewna? Im dłużej studiuje przypadek Sary Connor, tym bardziej oddala się od bycia pewną czegokolwiek.



- To jest dziwne - przerywa ciszę Kim, odrywając się na chwilę od kontemplowania kilkunastu książek ułożonych w chwiejący się niebezpiecznie stos. Noc jest wyjątkowo spokojna, więc Kim robi, co tylko może, żeby powstrzymać się od ziewania. Nawet, jeśli oznacza to myślenie o Sarze Connor. - Ej, Paddy, mówię do ciebie.

Stuart Paddington podnosi głowę z biurka.

- Mówiłaś coś? - pyta, rozglądając się wokoło lekko nieprzytomnym wzrokiem. Jasne włosy sterczą mu we wszystkich kierunkach.

- Owszem. Tyle, że ty akurat ucinałeś sobie krótką drzemkę.

- Musiało mi się przysnąć… Ostatnio prawie w ogóle nie sypiam, kończę na szybko wprowadzać poprawki w ostatniej wersji doktoratu. - Stuart przeciera przekrwione oczy. - To co takiego mówiłaś?

- Że to dziwne. Przypadek mojej pacjentki.

- W jakim sensie?

Kim wstaje i podchodzi do lodówki, by wyciągnąć jogurt.

- Napatrzyłam się już trochę na różne przypadki schizofrenii paranoidalnej, naprawdę, wiele rzeczy widziałam, ale ta pacjentka… Kurczę, nie wiem. Jest w niej coś dziwnego. Okej, urojenia ma jak ta lala, podręcznikowy przykład i tak dalej. Ale jej historia trzyma się kupy jak żadna inna, którą kiedykolwiek słyszałam od schizofrenika. Serio, mówię ci, Paddy. To dziwne.

- Co to za urojenia?

- Boi się, że maszyny, które w przyszłości zniszczą naszą cywilizację, przeniosły się w czasie, żeby dopaść ją i jej syna, który najwyraźniej ma być jakąś wielką szychą postapokaliptycznego ruchu oporu. Milusio, nie?

- Kim - zaczyna poważnym głosem Paddy - dziewczyna spod czwórki uważa, że gwałcą ją duszki. I że namawiają ją do popełnienia morderstwa. Chcesz pogadać o dziwnych urojeniach?



Po czterech miesiącach terapii z Sarą, Kim czuje się, jakby znała tę historię od zawsze. Powstaje Skynet, sztuczna inteligencja buntuje się przeciwko człowiekowi, następuje Dzień Sądu, apokalipsa staje się faktem. (Czasami myśli, że to niezły materiał na powieść fantastyczno-naukową. Innym razem brzmi to przerażająco realistycznie.)

Przed wejściem do pokoju, w którym zawsze prowadzi terapię, jak zwykle zapala papierosa i dopija pospiesznie czarną kawę. To ostatni raz, ostatnia sesja z Sarą, ostatnia sesja w szpitalu stanowym Pescadero - Bobby dostał lepszą pracę i przeprowadzają się do Atlanty. Kim trochę żałuje. Chciałaby rozgryźć Sarę Connor do końca. (To zadanie będzie należeć już do kogoś innego, ona jedynie zostawia swoje ślady w aktach.)

[Zapis sesji terapeutycznej z pacjentką Sarą Connor, numer pacjenta 081191, przeprowadzonej przez doktor Kimberly Davies, zarejestrowany dnia 21 marca 1995 roku. Zapis rozpoczęto o godzinie 15:28.]

- Myślisz czasami o tym, co będzie, kiedy już stąd wyjdziesz? O przyszłości?

- Nie myślę. Wiem, co będzie.

- To znaczy?

- Będę walczyć. Wszyscy będziemy - ja, John, ktokolwiek jeszcze wierzy w to, co mówię.

- Dlaczego?

- Bo jeśli temu nie zapobiegniemy, dwudziestego pierwszego kwietnia dwa tysiące jedenastego roku maszyny zmiotą nas z powierzchni ziemi.

[Tutaj zapis się urywa.]



Po latach kilka razy do jej drzwi pukają różni ludzie i pytają o Sarę Connor. Zawsze odpowiada tak samo. (Nie, nie znam nikogo takiego. Bardzo mi przykro, że nie mogę pomóc.) Tajemnica lekarska wciąż ją obowiązuje.

Raz czyta w lokalnej gazecie nekrolog kobiety mniej więcej w jej wieku, która nazywała się dokładnie tak samo (jedyna różnica jest taka, że była psychologiem, a nie psychiatrą). Bobby już wtedy nie żyje - zginął w bardzo dziwnym wypadku pół roku wcześniej.

Dwudziestego pierwszego kwietnia dwa tysiące jedenastego roku doktor Kimberly Davies budzi się w środku nocy i widzi niebo stojące w ogniu.

_______________
Disklajmer: Duszki nie są moje. Gdzieś tylko o tym czytałam.

autor: idril, fandom: tscc, fikaton 6: dzień szósty, fikaton 6

Previous post Next post
Up