Fikaton 5x04

Oct 12, 2008 22:54

Nie mam kryzysu dnia czwartego. Co więcej, pisało mi się świetnie i napisałam najdłuższy tekst jak do tej pory (chyba jest dłuższy od trzech poprzednich razem wziętych). Przepraszam (murien), że znowu Supernatural.
Skye, jak zwykle, ogromne dzięki za betę.
Dedykowane kubis, bo to ona w końcu wymyśliła Kubiś!verse, gdzie Sam poluje w Stanford (a ja tę ideę pożyczyłam na potrzeby tego tekstu).

Autor: idrilka
Tytuł: Trupy w szafie
Fandom: Supernatural (ewentualny lekki crossover z Angel the Series)
Spojlery: Tylko do Pilota. Pre-series, Stanford era.
Ilość słów: 900 (!!!)


Trupy w szafie

- Jezu, Winchester, otwieraj! - Sam drgnął, kiedy ktoś z całej siły załomotał w drzwi jego pokoju.

- Chyba że chcesz, żebyśmy przyszli dopiero, jak umrzesz z głodu i zaczniesz śmierdzieć - dodał ktoś inny przytłumionym głosem.

- Tak właśnie zróbcie! - krzyknął Sam, zamykając podręcznik do prawa karnego. Wiedział, że jeśli nie wpuści Ryana i Matta, będą się dobijać tak długo, aż wreszcie znienawidzą go wszyscy sąsiedzi z akademika.

Kiedy uchylił drzwi, zobaczył przed sobą metaforyczną fajkę pokoju w postaci trzech pudełek z chińszczyzną, trzymanych w wyciągniętych dłoniach Matta. Obrzucił pokój szybkim spojrzeniem (wszystko w porządku, żadnej broni w zasięgu wzroku, nic, co mogłoby wzbudzić jakiekolwiek podejrzenia) i zdjął łańcuch, wpuszczając kolegów do środka.

- Młodego nie ma? - zapytał Ryan, sadowiąc się wygodnie na łóżku współlokatora Sama.

- Pewnie zalicza kolejną panienkę - wymamrotał niewyraźnie Matt, z ustami wypchanymi kurczakiem w pięciu smakach. - Chociaż w sumie powinienem powiedzieć raczej: kobietę. Niepozorny Connorek zawsze miał słabość do starszych, nie?

Samowi zawsze odpowiadało to, że Connor tak często nocował w nie swoim łóżku. Miał wtedy znacznie większą swobodę, mógł wychodzić tuż po zapadnięciu zmierzchu i wracać nad ranem bez konieczności odpowiadania na kłopotliwe pytania.

Myślał, że kiedy przyjedzie do Stanford, będzie mógł się stanowczo odciąć od tego, przed czym uciekł i powiedział sobie przecież, że nie, nigdy więcej. Ale kiedy złapał się na tym, że przegląda codziennie nagłówki gazet w poszukiwaniu informacji, które miałyby w sobie choćby cień niezwykłości, zrozumiał, że są rzeczy, które zawsze podążą za nim, choćby nie wiadomo jak daleko uciekł.

Zawsze pilnował się, żeby nie mówić zbyt wiele o swojej rodzinie, a jeszcze mniej o swojej przeszłości. Od kiedy zaczął znowu polować (wytrzymał tylko dwa miesiące), tym bardziej uważał, by trzymać swoje trupy głęboko w szafie. Nienawidził okłamywać Jess (chciała, żeby jak najszybciej zamieszkali razem w kawalerce, którą wynajęła i kończyła doprowadzać do stanu używalności, a on nie potrafiłby wyjaśnić, dlaczego śpi ze srebrnym nożem pod poduszką, pod łóżkiem trzyma obrzyn, a parapety posypuje solą), ale w końcu tak wyglądało całe jego życie - nieustanne kłamstwa, sprzedawane wszystkim na każdym kroku z miną pokerzysty. To była kwestia przetrwania - kolejna z rzeczy, których nauczył go ojciec i których Sam nie był w stanie całkowicie odrzucić.

- Samuelu Winchester - Ryan stanął na łóżku z uroczystą miną - przysięgam, że jak zaraz nie zaczniesz jeść i w ogóle zachowywać się jak normalny homo sapiens sapiens, to ci nakopię.

Sam zorientował się, że od kilku minut siedzi w jednej pozycji, a jego ręka dzierżąca pałeczki zamarła tuż nad pudełkiem ryżu z warzywami.

- Karne mnie wykańcza - powiedział z przepraszającą miną i zabrał się za jedzenie.

Światło zamigotało przez chwilę, zgasło na krótki moment, po czym wszystko wróciło do normy.

- No kurza twarz, co się dzieje z tym akademikiem? Mruga to i mruga chyba od tygodnia. Gadałem z konserwatorem, powiedział, że naprawią i dupa blada. - Matt wyskrobywał resztki z dna pudełka. - Nie zdziwię się, jak pewnego pięknego dnia to wszystko pierdyknie o glebę i tyle będzie. Ruina, stary. Ta rudera to jakaś pieprzona ruina. Mówiłem ci, jakiego pięknego grzyba mi wyhodowali w trakcie wakacji? Jeszcze trochę i będę mógł zeskrobywać i prowadzić sprzedaż hurtową. Może jakieś czubki z biologii to wezmą do eksperymentów.

Sam już wiedział, że tej nocy nie pójdzie spać, tylko będzie ślęczeć nad archiwalnymi numerami uczelnianej gazety, bo wszystko wskazywało na rozwścieczonego ducha.

- A tak z innej beczki, to gdzie posiałeś Jess? - zapytał Ryan, mocując się z butelką Coli.

- Kończy jakiś superważny projekt na zajęcia z rzeźby. - Sam trochę się odprężył. - Słowem: babra się w glinie. I naprawdę wolę jej nie wchodzić w drogę, kiedy ogarnia ją ten cały szał twórczy.

- Stary, a nie pomyślałeś, że mógłbyś być jej modelem? Nago? Laski kręcą takie rzeczy.

Sam rzucił w niego poduszką.

Rozwścieczony duch okazał się bardziej rozwścieczony, niż Sam przypuszczał. Piwnice akademika były niskie i pełne ciemnych zakamarków. Winchester był prawie pewien, że w budynku grasuje duch starego woźnego, który zginął w latach pięćdziesiątych przez głupi wybryk studenta, ale musiał się upewnić.

Gdy następnej nocy zszedł do piwnic, na posadzkę sączyła się woda, a trzy słabe żarówki migotały wściekle. Duch Russella Wrighta był szybki. Zaatakował go znienacka i mocno go poturbował - kiedy Sam wracał z pobliskiego cmentarza, na którym pochowano woźnego, czuł, że ma złamane przynajmniej dwa żebra i krwawi z rozcięcia na czole i przedramieniu. W takich chwilach żałował, że pracuje sam, ale później przychodziło opamiętanie - sam tego chciał, to był jego wybór i nie jego krucjata (ta, którą prowadzili ojciec z Deanem). On tylko pomagał ludziom, nie szukał zemsty za to, czego i tak nie można odwrócić.

W pokoju czekała na niego Jess. Była nienaturalnie blada i wyglądała na zmartwioną. Connora znów nie było.

- Gdzieś ty się podziewał?! Ani pół znaku życia! Dzwonię jak głupia od trzech godzin! Myślałam, że co najmniej nie żyjesz! - Urwała i przyjrzała mu się uważniej. - Jezu, Sam, co się stało?

Winchester wymyślił naprędce historyjkę o czterech mężczyznach, którzy go napadli, kiedy szedł do sklepu całodobowego po coś do jedzenia. Tak, chyba był chwilę nieprzytomny, bo nie wie, ile właściwie upłynęło czasu. Nie, nie widział ich twarzy, było ciemno, a oni mieli na głowach kaptury. Tak, zaraz pojadą do szpitala. Nie, naprawdę nic poważnego mu się nie stało.

Siedząc na ostrym dyżurze, podczas gdy nieśmiały praktykant o lekko trzęsących się dłoniach zszywał jego przedramię, Sam myślał, że będzie musiał odżałować swój ulubiony portfel, ten, który mu „ukradli”. Niewielka strata.

Na razie wciąż potrafił utrzymać swoje trupy w szafie. Zastanawiał się tylko, na jak długo.

autor: idril, fikaton 5: dzień czwarty, fikaton 5, fandom: supernatural

Previous post Next post
Up