Fikaton, dzień szósty

Nov 29, 2006 21:56

Słów: 209
Fandom: ER, sezon 7-8
To wszystko, na co mnie dzisiaj stać. Ale starczy, że jestem do tyłu już o jeden tekst.



(- krąży po pokoju, machając rękami -
Ciekną krany, zamrażarka nie mrozi, to mieszkanie jest przedpotopowe!)
Mark oświadczył się Elizabeth, wkładając pierścionek zaręczynowy do kostkarki do lodu.
Było to w tym samym domu, który kupili później, wyprowadzając się w końcu ze starego mieszkania, wynajętego przez Marka po wyjeździe Susan.
(Stać nas na to?
Odkładałem. Poza tym będę miał współlokatora
- sugestywna mina -)
Elizabeth średnio gotowała, była ruda jak ogień, nazywała szefa kurduplowatym seksistowskim rasistą, całkiem szybko łapała dyscypliny sportowe i jako jedyna Brytyjka spacyfikowała ojca Marka, który najchętniej wszystkich obcokrajowców wystrzelałby jak kaczki.
Potem, gdzieś między planami ślubu, wybieraniem wzorów zaproszeń, meczem hokeja a tym feralnym zabiegiem, który zakończył się wózkiem u pacjenta i wniesieniem pozwu, Elizabeth dowiedziała się że jest w ciąży.
Marka od kilku dni bolała głowa.
(- wdech -
Raz kozie śmierć. Jestem w ciąży.
Cieszę się.
- zaciśnięte zęby -)
Kilka godzin wcześniej Mark doszedł do wniosku, że jeśli coś się pieprzy to malowniczo.
(Trzy i pół centymetra. W płacie czołowym. Dwa, może trzy miesiące. Nie da się zoperować. Doktorze Greene, jest pan ubezpieczony od kalectwa? Doktorze...?)
Głupio jest kończyć, gdy dopiero się zaczęło, prawda?
Mark rzucał do kosza przed izbą przyjęć, gdy podszedł od niego Carter i zapytał.
(Co teraz zrobisz?
- dwa odbicia, rzut do kosza -
Umrę.)

autor: skye, fikaton 1, fikaton 1: dzień szósty, fandom: er

Previous post Next post
Up