Tytuł: Pokonany
Autor: manarai
Fandom: SPN
Prompt: pierwszy
Ilość słów: 2075
Ostrzeżenia: chyba na prochach...
I spojlery chyba do końca, dla bezpieczeństwa.
Tekst przeszedł autobetę. Niemniej w dalszym ciągu uprasza się o nieużywanie sobie :P
(
Pokonany )
Zdecydowanie najlepszy jest pomysł. Bo o tak, Sam doskonale wie, że jego rodzinie byłoby dużo lepiej bez niego, gdyby to on zginął, a nie Mary. "Mad World" i "the dreams in which I'm dying are the best I've ever had" zawsze kojarzą mi się z Samem. Bo to wszystko przez co przeszła jego rodzina może i nie jest jego winą (zależy kiedy go spytać), ale na pewno stało się przez niego. I w ostateczności jedno i drugie nie stanowi wielkiej różnicy dla nikogo poza nim (a on nie zawsze tę różnicę widzi). Jego rodzinie byłoby lepiej i nawet jeśli pojawiłby się inny Boy King to... to coś, czego Sam nigdy nie będzie wiedział, a przecież i tak zawsze jednego demona mniej, prawda?
Tak więc pomysł jest super. Tekst trochę nie sprostał, zapewne za mało czasu. Wydaje mi się, że jest za krótki (zawsze jak to piszę, mam takie "przyganiał kocioł garnkowi, srsly..."XD), ale to chyba nie jest największy problem, bo można upchnąć wiele w niewielu słowach (czego jestem fanką). Dialogi miejscami brzmią sztucznie (np. Pod warunkiem, że będziesz mnie nazywać Samem. to chyba kalka), ale Dean jest uroczy i kochany (i mały Dean na ramionach Sama...). Coś mi nie gra w ostatniej części, jakbyś była niezdecydowana trochę, co tam napisać, a co nie?
Tak więc przydałoby się trochę pozmieniać, ale pomysł świetny. No i: Och, Sam.
Reply
- Na college’u w Lawrence zapisy jeszcze trwają - wtrąciła Mary.
Zamiast "Na" powinno być raczej "W" albo "Do".
Reply
Bo to było tak: pomysłu nie było, nie było, nie było - przylazł w niedzielę nad ranem, jak się kładłam spać. A jak wstałam w niedzielę po południu, to nawet perspektywa wypadnięcia z zwl w ostatniej rundzie nie dawała rady zagonić mnie do worda. Nowy dokument został otwarty o 19:58. A potem się jeszcze pogadugadało, zrobiło się sobie obiad, trzy razy się zaczynało i wywalało wczystko w dziabły... aż się sama zdziwiłam, że jednak zdążyłam. I że wyszło aż takie długie, bo może i za krótkie, ale jak na mnie to jednak długie.
I co jeszcze - i nie lubię, jak w trakcie pisania i spieszenia się pomysł żyje własnym życiem. Bo opętanie Mary przyszło samaniewiemskąd i pod tą akurat częścią fabuły się nie do końca podpisuję, choć przyznaję, zaczynając nie miałam gotowego rozwiązania sceny nad kołyską; ale też wcale nie wiedziałam, że tekst do sceny nad kołyską dąży. Jestem autoprzerażająca :P
Co do ostatniej części - potrzebny mi jakiś, kurde, finał, a nie mam go skąd wziąć. Sama też widzę, że tak jak jest to nie pasuje. Jeszcze coś wymyślę. No i przejrzę całość pod kątem kalek :)
(Kubiś na Prezydenta!)
Reply
Leave a comment