Okey, spóźniłam się te dwadzieścia minut, no i co z tego? Jestem całkowicie usprawiedliwiona. Boli mnie głowa, szczęka, mam jutro sprawdzian z historii, w szkole byłam do od 9 do 18 i w ogóle BRAK WENY. A w telewizji lecą Drobne Cwaniaczki, których nie obejrzałam :(( Whatever.
Autor: Akzs
Tytuł: Dakota
Fandom: Supernatural
Ilość słów: 366
Spoilery: Właściwie to żadnych.
Myślałam o kontynuacji. Później.
Sam obudził się, kiedy jednostajny warkot Impali ucichł.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał, rozciągając ręce. Coś głośno strzeliło mu w łokciu.
- Południowa Dakota. - Dean wyjął kluczyki ze stacyjki, schował je do kieszeni i wyszedł, lekko trzaskając drzwiami.
Sam patrzył za oddalającą się sylwetką brata, który właśnie zatrzymał się kilkanaście metrów od samochodu i rozpiął rozporek.
- Oznaczasz teren? - wykrzyknął przez otwarte okno.
- Bardzo śmieszne - odparł Dean ponuro. - Nie rozpraszaj mnie, bo krzywo poleci i się jeszcze obsikam.
Sam zaśmiał się krótko i wyszedł z samochodu, postanawiając rozprostować trochę nogi. Wykonał kilka skłonów, a potem ziewnął szeroko.
W międzyczasie Dean skończył sikać i teraz stał nieruchomo z dłońmi w kieszeni, wpatrując się w horyzont. Samowi przeleciało przez głowę, jak dobrze jego brat komponuje się z dzikim i pustym krajobrazem, gdzie jedyne urozmaicenie stanowiły z rzadka rosnące krzewy cierniste i czerwono połyskujące góry stołowe. Gdyby miał aparat, zrobiłby ciekawe zdjęcie.
- Przypomnij mi jeszcze raz, co tutaj robimy? - odezwał się niespodziewanie Dean, tym samym wyrywając Sama z rozmyślań, i rozkołysanym krokiem zbliżył się do samochodu, a potem oparł o niego, nie wyjmując rąk z kieszeni.
- Kilka niewyjaśnionych zaginięć. Możliwe, że ma to związek z wojnami indiańskimi, które kiedyś miały tu miejsce.
- Aaaa, pamiętam. Wodzowie Wściekła Krowa i jakieś inne bydło.
- Właściwie to nazywali się Szalony Koń i Siedzący Byk - stwierdził Sam, wyjmując z kieszeni kartkę z notatkami.
- Równie głupio, nawet ty musisz to przyznać, Sammy.
- Ok, przyznaję. A dlaczego właściwie pytasz? Po tej bruździe - wskazał palcem na czoło Deana - poznaję, że coś cię gnębi, bracie.
Dean zamilknął i znowu patrzył nieruchomym wzrokiem na horyzont. Miał ściągniętą, poważną twarz, tak że Sam bez problemu mógł zauważyć ruchy jego szczęk. Potem Dean wzruszył ramionami i powiedział powoli, dobierając uważnie każde słowo:
- Jest coś wrogiego w tej ziemi.
- Przed chwilą na nią nasikałeś, dziwisz się?
- To ja jestem tym od obracania wszystkiego w żart, Sammy - stwierdził Dean i posłał mu spojrzenie z tych, które mogłyby uchodzić za urażone. Odbił się od samochodu, przeszedł na drugą stronę i otworzył drzwi od strony kierowcy. - Wskakuj. I szykuj się na parę wyczerpujących niespodzianek.
Sam wszedł, Dean przekręcił kluczyki, Impala zamruczała zadowolona i zjechała z pobocza. Droga przed nimi była pusta, powietrze drgało nad gorącym asfaltem Dakoty.