fikaton m-f-, dzień #5, ścieżki

Nov 28, 2006 22:25

| 5|

Wiem, znowu. Nie mogę go z głowy wyrzucić.

684 słowa
SPN
pre-series
Papa


Jest coś wrogiego w tej ziemi. Albo ustępuje,
a noga zapada się wtedy w jakieś zagłębienie,
albo staje się nieoczekiwanie twarda i chropowata,
podsuwając pod stopy kamienie i kryształy.
Szereg tych małych niespodzianek wyczerpuje.

Jest coś wrogiego w tej nowej ziemi, na którą wstąpił John.

Jest tam chłód małej, biednej, szarej, codziennej Ameryki i ciepło niewielkiej społeczności. Jest też trochę nostalgii i kowbojskiej fantazji, i całe mnóstwo niewiadomych. Przede wszystkim jest ciemno, szosa nieoświetlona, brak mapy, podłe żarcie. Kiedy znajduje się na niej po raz pierwszy, nie ma najmniejszego pojęcia, że tak będzie już zawsze.

Zwiedzanie szarej strefy John zaczyna od Missouri. Myśli, że już oszalał, bo po kolei odwiedza różnych przedziwnych magików i bioenergoterapeutów. Wszyscy okazują się szarlatanami. Kiedy po raz kolejny słyszy, że żona patrzy na niego z nieba, wywraca stolik i przyciska wróżbitę do ściany.

U Missouri jest zupełnie inaczej. Zostaje poczęstowany aromatyczną, czarną kawą i wyśmienitym ciastem, Missouri nie każe mu nic mówić, tylko patrzy na niego w milczeniu. Po chwili wie już wszystko. John przyprowadza do niej chłopców. Sammy siedzi jej cały czas na kolanach, a Dean gada jak nakręcony. Pierwsze wtajemniczenie Johna odbywa się zatem w rodzinnej atmosferze, nie ma w sobie nic z mistycyzmu inicjacji, nie ma świec, kadzideł ani przysiąg.

Wprawdzie wszedł już na swoją ścieżkę i biegnie nią wytrwale, ale ślepy.

Po wyprowadzce z Lawrence ma potężne wątpliwości, czy da sobie sam radę. Samochód drogi w utrzymaniu, dwoje małych dzieciaków i tylko niewielka wojskowa renta dawały kiepskie widoki na przeżycie. Na szczęście samotny ojciec budzi powszechne współczucie u kobiet, a znajomość mechaniki samochodowej i odznaka eksperta strzeleckiego zapewniają zatrudnienie nawet na prowincji. John jednak potyka się wtedy dość często. Szuka zupełnie po omacku.

Zupełnie przypadkiem słyszy o pastorze Jimie Murphym, egzorcyście z Minnesoty. Jest niewierzący, ale idzie na jego nabożeństwo. Siada w jednej z tylnich ławek, z Samem śpiącym w nosidełku. Dean ma wtedy pięć lat i strasznie się wierci, przynajmniej dopóki na mównicę nie wchodzi pastor Jim, którego starszy syn słucha jak zauroczony. John rozmawia z nim po mszy. Na widok tego, co pastor Jim trzyma na zakrystii, na chwilę odbiera mu mowę. Już wie, że dobrze trafił.

Jim pomaga mu z podstawami, ale każe szukać i próbować, wszystkiego dowiadywać się samemu. Tylko w ten sposób można zaskarbić szacunek innych łowców, mówi. John głównie zaskarbia sobie ich nienawiść. Jest eks-żołnierzem piechoty morskiej, totalnym neofitą, nieufnym, zawsze trochę na krawędzi. Niezgłębione są ścieżki, mówi pastor Jim, kiedy John wyrusza na swoje pierwsze polowanie. Jego mali synowie zostają pod opieką żony pastora Iris.

John wraca, czując się trochę jak samotny jeździec z filmów z Eastwoodem. Brakuje mu kawałka mięsa w lewym udzie, ale zauważa to dopiero Iris, kiedy krew kapie na jej świeżo wyfroterowaną podłogę. John nie zwraca na to specjalnie uwagi, chociaż rana jest w tym samym miejscu, w którym postrzelono go w Wietnamie.

Poznaje Caleba, poznaje Bobby’ego, Williama, wreszcie Daniela, który otwiera przed nim cały świat bardziej zaawansowanych łowów i chyba wierzy, że John zostanie kimś w rodzaju jego spadkobiercy (rozstają się później właśnie dlatego z tego powodu. John nigdy nie chciał mentora. Może gdyby był młodszy i nie miał dwóch synów, ale wówczas - nie.) Poznaje Małą Amerykę od podszewki: sieć tanich motelików i restauracyjek, zabite deskami mieściny, zapuszczone pralnie automatyczne, miejsca, gdzie arsenał w bagażniku jego Impali nie budzi wcale zaskoczenia. Jeden z anonimowych łowców po sześciu piwach wyjawia mu sekrety oszukiwania na kartach kredytowych, John sam domyśla się reszty. Nie ma wyrzutów sumienia.

Kołysze Sama do snu, czytając na głos łacińskie formuły. Wie, że musi być najlepszy, żeby zawsze móc wrócić, ale stok jest śliski, droga nierówna. Johna ślizga się jak na oblodzonej szosie, w tylnym lusterku często błyskają światła współzawodników. Ale Winchester to ma być marka, jak producent strzelb. Wkrótce nawet obudzony w środku nocy wie, czym się różni strzyga od zmory i jakie są sposoby egzorcyzmowania różnych demonów. Dean biega za piłką po podłodze pokrytej symbolami Indian Anasazi.

Jego drogi są wyczerpujące, John męczy się, powoli chłodnieje, gorzknieje. Jego synowie nie pamiętają, jaki był przedtem, Sam nie ma nawet na to szans. Dla nich od zawsze wie wszystko najlepiej, zna każdą ścieżkę, odpowie na każde pytanie, nie potknie się nigdy w kluczowej chwili.

Przeżywa straszny szok, kiedy Sammy po raz pierwszy kwestionuje jego decyzję. To jak wroga ziemia, znowu, od początku.

fikaton 1: dzień piąty, autor: le_mru, fikaton 1, fandom: supernatural

Previous post Next post
Up