Autor:
can_dle Tytuł: Nie będzie. Foch. Tytuły to zuo.
Fandom: Supernatural
Ilość słów: 476
Spoilery: Dzieje się po No exit, a przed Born under, ale nawiązania miały być (teoretycznie).
Prompt: stanowi luźny klucz do interpretacji tekstu.
Ostrzeżenia: Bardzo emo. Ale, jak mawiają Arianki, rzeczy powinny być emo - można się wtedy pośmiać. Kompatybilne z poprzednim tekstem, a wręcz sequel do niego. I napisałam Sama. Też się boję.
Dedykowane: konkretnie to Skye (i już wszystko jasne), a tak poza tym, to Barłogowi Paryskiemu, który jest ZUO.
Refleksje: Dziwnie mi, że nie ma dziś prompta. Nawet jeśli nie umiem - i tak mi się fajnie pisało. Dziękuję wszystkim. Po prostu.
To przecież oczywiste, że za brata oddałby życie. O takich rzeczach się nie rozmawia, nie ma potrzeby. Ale w żaden sposób nie zmienia to faktu, że Dean bywał czasami strasznym idiotą.
Sam doskonale rozpoznawał ten szczególny wyraz twarzy, który zwiastował, że jego brat zrobił coś, z czego nie jest szczególnie dumny. Delikatnie ujmując, ale przecież Deanowi Winchesterowi nie bywało głupio z żadnego powodu.
Nie należało zbyt szybko zadawać pytań; możliwe, że kwestia wyjdzie sama, bez żadnych nacisków.
Dean rzucił się na łóżko, przez chwilę pomilczał, aż wreszcie oświadczył niemal beztroskim tonem:
- Spotkałem Jo.
Sam jeszcze przez moment nie odrywał wzroku od ekranu laptopa. Skoro Jo w ogóle go nie obchodziła, to przecież wyraz twarzy nie mógł go zdradzić.
- Co ona tutaj robiła? - Sam bardzo się starał, aby jego głos brzmiał normalnie.
Dean prychnął.
- Jak to co? Przyjechała za tą samą sprawę. Bawi się w łowcę.
Sam uniósł brwi, niejasno przeczuwając, że to spotkanie nie mogło mieć szczególnie pozytywnego zakończenia.
- Moment. Dean, powiedz mi, że nie zrobiłeś niczego głupiego...
- Jak to głupiego? - Dean usiadł gwałtownie. - Powiedziałem jej, że to niebezpieczne i że najlepiej zrobi, jak wróci do domu.
- Czyli jednak - westchnął Sam zrezygnowanym tonem.
- Cholera, Sam, o co ci chodzi? Dziewczyna za mało umie, za mało wie, może za to zrobić sobie krzywdę. Nie mogę jej, kurwa, w tym pomagać!
Sam powstrzymał się od komentarza.
Znalezienie jej nie było szczególnie trudne. Sam trafił na nią już w drugim barze, a zresztą w tej dziurze nie było ich zbyt wiele. Pytanie, skąd wiedział, że Jo będzie zalewać smutki trunkiem wysokoprocentowym było niczym wobec kwestii, po co w ogóle jej szukał. A już zupełnie niczym przy próbie zastanowienia się, skąd tak doskonale wiedział, jak bardzo spotkanie z Deanem dotknęło Jo - i dlaczego tak to złości jego samego.
Nie miał pomysłu, co jej może powiedzieć. Po prostu chciał ją zobaczyć. Tyle.
Na szczęście Jo nie stawiała niewygodnych pytań. Pyskata jak zawsze, przynajmniej nie kazała mu się wynosić. Mógł z nią posiedzieć i w prawie zupełnym milczeniu sączyli kolejne whiskey. Było ich stanowczo za dużo.
Uparł się, że ją odprowadzi. Niejasno mamrotał coś o męskim poczuciu odpowiedzialności i rozpaczliwie próbował sam przed sobą ukryć fakt, że nie chce się z nią żegnać.
Szła tuż obok, całkiem prosto, jak na wypitą ilość alkoholu. Sam łowił jej delikatny zapach wymieszany z wonią whiskey. Próbował zachować jasność myślenia, ale jakoś mu się nie udawało. Chyba powiedział za dużo.
Usta miała miękkie i delikatne, dokładnie takie, jak je sobie wyobrażał. Przygarnął ją do siebie ze wszystkich sił, resztkami rozsądku starając się nie reagować z całą pasją. Walnęła go w twarz tak znienacka, że jeszcze przez chwilę czuł jej wargi na swoich, zanim to do niego dotarło z całą jasnością.
Wykrzyczała mu coś ze złością i odeszła, ale Sam zrozumiał tyle, że właśnie zdeklasował Deana w rankingu znienawidzonych Winchesterów.