Mój pasożyt

Feb 13, 2006 22:39

Pchle. Za to, że wytrzymuje ze mną już dwa lata.


Mój pasożyt

- Cześć, nazywam się Pchła i od dzisiaj jestem twoim pasożytem.
Podniosłam głowę znad książki i rozejrzałam się po pokoju. Nie dostrzegłam niczego osobliwego, no, może poza śladową ilością kurzu. W końcu posprzątałam. Może warto wierzyć reklamom Pronto?
- Tu jestem. Spojrzyj z łaski swojej w górę.
- Nie słucham upierdliwych omamów słuchowych - mruknęłam, przekładając stronę.
- I stawiasz powtórzenia w zdaniu.
Zamknęłam książkę. Z hukiem.
Siedziała na szczycie monitora i wywijała obutymi w glany odnóżami.
Przekręciłam głowę. Ona też. Z ruchem pełnym godności poprawiła lewy czułek.
- Kto ty jesteś?
- Twój koszmar senny. Omam słuchowo-wzrokowy. Upierdliwy prześladowca, twój cień i anioł stróż. Polak mały. Zobaczy ile odpowiedzi na jedno pytanie.
- Rzeczywiście mały - skwitowałam, przyglądając się stworzeniu krytycznie.
- Co?
- Polak.
Zerwała się gwałtownie na obute odnóża.
- Zmieniasz temat! I obrażasz mnie.
Zsunęła się z monitora i stanęła na brzegu blatu, otrzepując ubranie z kurzu.
- Mogłabyś czasem sprzątać…
Pronto jednak nie działało…
- Więc kto? - ponowiłam pytanie.
Zadarła głowę do góry, by spojrzeć w moje oczy.
- Jestem Jawą. A to znaczy, że istnieję.
- Miło mi poznać, Jawo - wstałam i ukłoniłam się teatralnie. - A imię twe…?
- Pchła. Możesz mówić na mnie Pchła.

*

Następnego dnia skakała wytrwale po klawiaturze. Z literki na literkę.
- Pójdziesz sobie kiedyś? - mruknęłam, wyłaniając się spod kołdry.
- Nie - odparła. I skakała dalej.
Usiadłam i sięgnęłam ręką, łapiąc ją za skrawek tego, co miała na sobie. Czymkolwiek to było.
- Ejże! - zaprotestowała!
- Wiesz, że mając sklep zoologiczny w rodzinie i dwa psy w domu, posiadam odpowiednie preparaty na pchły?
- Grozisz mi? - Zamachała małymi piąstkami.
- Yhym - odparłam, wrzucając ją do otwartego słoika wymalowanego markerem w kwiatki.
- Ejże!
- Nie tykaj mojej klawiatury, pasożycie.
Spojrzałam na otwarty, wordowski dokument.
Piszmy razem, co?
- Nie umiem pisać - mruknęłam.
- Ale spróbuj. I wypuść mnie z tego słoja!
- Ani mi się śni.

*

- Co ty w ogóle jadasz - zapytałam, gdy przeglądała się w niewielkim lusterku stojącym na blacie. Poprawiła czułki.
- Lody waniliowe. Placki z jabłkami. Zupę pomidorową i pastę rybno-jajeczną.
- Co z ciebie za pchła? Pchły jedzą coś innego.
- Nietypowa. Bo z wielkiej litery.
- I wymagająca jak… - machnęłam ręką. - Ciebie się w ogóle jakoś wychowuje? Tresuje?
- Bacikiem - mruknęła.
- A robią taki rozmiar?
Nie odpowiedziała.
Usiadłam na krześle i włączyłam forum. Machnęłam kolejny fragment. Oj, podobała mi się ta zabawa. Pchła spojrzała na monitor.
- Teraz ja. Mój fragment, mój.
- Nie emocjonuj się tak - prychnęłam.
- Bo co?
Pokazałam jej język.
- Nie pokazuj języka - fuknęła.
- Bo co?
Nie odpowiedziała.
- Wiesz co - mruknęłam. - Rzucasz się jak wesz na kołnierzu.
- Pchła. Pchła.

*

Nawet nie zauważyłam, jak zamieszkała za kołnierzem mojej koszuli. Rzadko wystawiała zza niego czułki. Była - co ze zdziwieniem odkryłam - pchłą nieśmiałą.
- Napiszmy coś razem - powiedziała raz, a ja zaczęłam się zastanawiać.
- No napiszmy! Wspólne dawno się skończyło…
Po kilku dniach zgodziłam się. Bo właściwie czemu by nie.
- To jaki adres? - zapytałam, zakąłdajac blog. Tak najwygodniej.
- A bo ja wiem? - usiadła przy głośniku. Potem ściszyła. - Coś z łaciny.
- Coś krótkiego… - dodałam…
- I łatwego do zapamiętania.
Przewertowałam słownik, ona swoje notatki.
- A co powiesz na… - zaczęłam i machnęłam ręką. Dzień Gniewu. Chyba nie pasowało.
- Dies - stwierdziła Pchła. - Będzie się nazywało Dies Irae. A o czym będzie to jeszcze nie wiem.
Pokiwałam głową. Ja już wiedziałam.
Był czternasty maja. A tam z drzewa spadł jesienny liść.

*

- Skąd ty właściwie jesteś, co? - zapytałam raz, kręcąc się po kuchni. Pchła siłowała się z łyżeczką, którą próbowała włożyć do kawy. Sapnęła, gdy łyżeczka z pluskiem wylądowała w napoju. Trochę kawy zmoczyło jej czułki.
Podniosłam oba kubki, a Pchła uwiesiła się odnóżami jednego z brzegów. Wisiała w powietrzu, póki nie przeszłam do pokoju i nie postawiłam kubków na blacie: jednego z kawą dla Pchły, drugiego z mlekiem dla mnie.
Stanęła na brzegu i powoli pchnęła łyżeczkę. Przeszła tak kilka kółek i usiadła, a ja włożyłam do kawy słomkę, patrząc z podziwem ile to małe stworzenie jest w stanie w sobie pomieścić.
Poprawiła okulary.
- Spod Krakowa.
- Chciałabym tam kiedyś pojechać. Wiesz… poznać prawdziwą Ciebie.
- Może…
- Jaka tam jestem? Znaczy… jaką mnie widzisz.
Spojrzała na mnie uważnie, upijając nieco kawy.
- Jesteś borsuczkiem. Z najcieplejszym futerkiem pod słońcem.
Uśmiechnęłam się.

*

Czasem znikała na całe dnie, a ja udawałam, że się nie martwię. Potem pojawiała się jak gdyby nigdy nic, najczęściej w kuchni, próbując wsypać kawę do kubka. Nadal nie chciała korzystać z naparstka.
- Przecież z tego się napić nie da! - protestowała.
Czasem myślałam, że nie jest mi potrzebna. Kto przy zdrowych zmysłach chciał mieć pchły?
Czy ja byłam przy zdrowych zmysłach?
- Gdzieś ty znowu się szlajała! - fuknęłam, a ona skuliła się w sobie.
- A… tu i tam…
- Ja ci zaraz dam…
Pociągnęłam ją brutalnie za oba czułki.
- Ała!
- Należy ci się!
- Martwiłaś się? - zapytała nagle.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie, tym razem ciągnąc za czułek już delikatnie.
- No pewnie. Kto inny chciałby czytać moje alternatywy?

*

- Śliczne - powiedziałam, rozpływając się nad tekstem. I pomyśleć że toto kiedyś nie umiało pisać. - Te opisy…
Owinęła czułek wokół palca, czerwieniąc się jak dojrzały pomidor.
- Iiiiii tam…
- Ja ci dam iiiii tam. To moja kwestia. Zarezerwowana.
- Phi!

*

- Dlaczego ja? - zapytałam jednego dnia, odkładając na bok notatnik.
- Hm… - zastanowiła się, siadając na brzegu kubka z herbatą. - Bo tylko ty masz takie fajne borsucze futro. I ciągle nosisz koszule z kołnierzem pod który mogę się schować.
Podniosłam kubek. Pchła z pluskiem wpadła do herbaty. Pisnęła z furią tym swoim cienkim, pchlim głosikiem.
Podałam jej czubek ołówka automatycznego. Wspięła się na niego, wykręcając czułki.
- Uważaj co robisz! - fuknęła.
- I to wszystko? - zapytałam.
- A po co więcej?
- Bo gęste futro i koszule ma dużo osób.
- Bo… - powiedziała po chwili zastanowienia. - Bo nikt inny nie wyciągałby mnie z herbaty za pomocą swojego ukochanego ołówka, nie zawalał kartkówek pisząc rozmowy dwóch facetów co jeszcze niedawno nie umieli rozmawiać i nie fukał, gdy tworzę bzdury.
Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję.
- Tylko tyle? - zapytała.
- A trzeba czegoś więcej?
- Owszem. Bycia.
- Więc jestem - odparłam.

*

- Chce zaryzykować - powiedziałam kiedyś. Czerwiec był całkiem ciepły.
- Co? - zapytała.
- Przyjechać do ciebie. Wsiąść do pociągu i przyjechać. Namówię rodzicieli. Muszą się zgodzić.
- Znaczy…
- Chcę cię poznać, Pchła.
I poznałam.

*

- Teraz będę pojawiać się rzadziej - zapowiedziała pewnego dnia.
- Dlaczego?
Schyliłam się po ołówek który wypadł mi z ręki. Zaczęła wiercić butem dziurę w obiciu tapczanu.
- Wyjeżdżam. Będę wpadać. W weekendy. Wiesz, szkoła i te sprawy. Nikt nie mówił, że wiecznie będzie tak cudownie.
- Nie mówił. - Potwierdziłam, uciekając wzrokiem gdzieś na bok.
- Przecież nie wyjeżdżam na drugi koniec świata - obwieściła, ciągnąc mnie za rękaw.
- Nie. Ale ja się po prostu boję. Że to się skończy.
- Nie skończy - zapewniła, tupiąc. - Musimy w końcu kiedyś wydać Diesa, no nie? I Theron nadal nie zwrócił się do Arreda po imieniu.
- Poza tym... - dodała - Pamiętasz? Stryczek bez wisielca.
- To oni.
Pchła pokręciła przecząco głową.
- To my.

*

- Czasem zastanawiam się, czy ja cię zbytnio nie męczę. Czy coś z tego masz - ogłosiła pewnej soboty, siadając swoim zwyczajem na kubku herbaty i obciągnęła wełniany sweter.
- Skąd ten wniosek - mruknęłam nieco niewyraźnie. Miałam pędzel w zębach.
Wzruszyła odnóżami.
- Pchły to pasożyty.
- W naszym wypadku jest to raczej protokooperacja.
Uniosła głowę.
- Bo ty jesteś Pchła nietypowa. Moja. Co to za Pchła bez futerkowca?
Spuściła czułki w zawstydzeniu i bąknęła cicho.
- Co to za futerkowiec bez pcheł?

*

- Wiesz co dziś za dzień?
- No… trzynasty luty. - Nie uszło mojej uwadze to, że zerknęła w kalendarz.
- To już dwa lata wiesz? - dodałam.
- I ja wytrzymuję?
- No… Obie wytrzymujemy, choć czasami mam ochotę wyrwać ci te czułki i utopić cię w szklance z kawą.
- Piękna śmierć - zapiszczała.
- Masochistka.
Położyłam się na tapczanie, a Pchła wdrapała się na mój brzuch po połach kraciastej koszuli w odcieniach tęczy.
- Co to jest? - spytałam.
- Ciągle zadajesz głupie pytania - odparła.
- Lubisz głupie pytania - stwierdziłam, czule ciągnąc ją za czułek. - Więc co to jest?
Pchła wyprostowała się i spojrzała na mnie uważnie.
- To po prostu jest przyjaźń.

dies, twory własne

Previous post Next post
Up