Wiedzcie, że Nasia
nashirah mnie zmusiła.
Wiedzcie, że pisałam to w okienku gg i zajęło mi to kwadrans.
Wiedzcie, że nie miałam zamiaru tego publikować.
Wiedzcie, że jestem nadal na hiatusie i cierpię na niemoc twórczą.
Wiedzcie... albo po prostu mnie zastrzelcie.
Crack. Głupawka. Sam/Jo. Grafomania.
GENEZA
(bez której ani rusz)
21:39:38 Nash (6603245)
lol, czytam fik Dzięcioła i wyję ze śmiechu XD
21:40:35 skajus (6217238)
który?
21:40:43 Nash (6603245)
ten fikatonowy XD
21:40:48 Nash (6603245)
no ja błagam, ciąża JO XD
21:40:58 Nash (6603245)
my nie zrobiłyśmy dziecka Samowi i Jo, nie? XD
21:41:08 Nash (6603245)
Dzięcioł jest jedyny w naszym fandomie XD
21:41:13 skajus (6217238)
czekaj
*myśli*
21:41:26 skajus (6217238)
Nie. Nigdy nie zrobiłam im dziecka.
(...)
21:41:59 Nash (6603245)
po prostu Dzięcioł jest lepszy od nas, czołowych fanek tego pairinguuu XD
21:42:07 Nash (6603245)
*banan*
21:54:54 skajus (6217238)
Hm...
21:55:10 skajus (6217238)
ja nawet nie potrafię sobie wyobrazić Jo w ciąży z Samem.
21:55:21 skajus (6217238)
w moim wykonaniu znaczy się
21:55:31 Nash (6603245)
ja też nie XD
21:55:53 skajus (6217238)
*myśli nad crackiem*
21:56:41 Nash (6603245)
nie rób tego... XD
21:58:00 skajus (6217238)
*robi to*
21:58:11 Nash (6603245)
;>
mów!
21:58:35 skajus (6217238)
*pisze bez pomysłu, zobaczy co wyjdzie>
21:58:46 Nash (6603245)
*nie wierzy*
że wtf XD
21:58:56 skajus (6217238)
srsly XD
*też nie wierzy*
21:59:10 Nash (6603245)
*kiwa się* ale zobaczę?
W całym swoim życiu Sam Winchester stawiał czoło niejednemu. Duchom, demonom, opętaniom, wilkołakom, szalejącym po lasach wendigo, FBI i własnemu ojcu. Widywał rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom, a co najwyżej kiepskim scenarzystom równie kiepskich horrorów. Widywał więc czarne psy, nawiedzone ciężarówki, mściwe duchy, wymyślone striptizerki dobierające się do jego brata, wampirzyce na diecie z krowiej krwi i widmowe autostopowiczki. Po takiej mieszaninie doświadczeń mógł być pewien, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć.
Prawie.
- Jestem w ciąży - wydukała Jo, stojąc w progu pokoju motelowego, ściskając w ręce niewielką torbę.
... Ale wyjątki podobno potwierdzają regułę.
Z Jo spotkali się jakieś dwa miesiące wcześniej, gdy Dean odsypiał ostatnie polowanie, zarzekając się, że przez tydzień nie wyjdzie z łóżka. Sam szczerze mówiąc wolał nawet nie próbować zasypiać. Nie chodziło tu o koszmary, o nie. Chrapanie Deana wstrząsało chyba całym budynkiem, od fundamentów aż po dach, a starszy Winchester - jak na złość - po każdym przewróceniu na brzuch przekręcał się na wznak i dalej piłował niczym drwal, którego ścięło.
Ostatecznie Sam złożył broń i pojechał do baru.
I tam właśnie spotkał Jo.
Szansa, że dwaj znający się łowcy spotykają się w tym samym zadymionym barze na przedmieściach Phoenix jest stanowczo zbyt niska, by nie mogła być podejrzana.
Rozmowa dość mocno się nie kleiła i polegała głównie na wybuchaniu nerwowym śmiechem i patrzeniu na wszystkie strony, tylko nie na rozmówcę. Po kwadransie Sam stwierdził, że to irytujące, a kretyński rebus spod kapsla wyrył mu się chyba pod powiekami (i nadal nie doszedł, czy jednym z elementów jest hipopotam czy wiadro z mydlinami. Zresztą jedno i drugie nie miało sensu. Dean miał rację - piwo Lone Star było złem wcielonym).
Alkohol od wieków słynął jednak jako najlepsza metoda na przełamywanie barier rasowych i językowych, rozdziewiczanie zatwardziałych dziewic i ogólne polepszanie stosunków międzyludzkich.
Po drugim piwie Sam upokarzał swojego brata, opowiadając anegdotki z dzieciństwa, nie dopuszczając do siebie tej uporczywej myśli, że jeśli Dean kiedyś się dowie, to jego zemsta będzie długa i bolesna.
Może trochę ich poniosło.
To znaczy, kiedy tych dwóch napakowanych osiłków odzianych głównie w nafaszerowane ćwiekami skóry i pieszczoszki zaczęło podwalać się do Jo, Sam mógł zareagować trochę łagodniej.
W sumie nawet próbował.
Najpierw zwrócił uwagę lekko wkurzonym tonem. Potem wstał, boleśnie uświadamiając jednemu z osiłków, że ten sięga Winchesterowi zaledwie do pachy.
Nadal chcieli się bić, więc Sam udowodnił, że John Winchester bynajmniej nie wytrenował swoich synów na baletnice. A Jo... cóż, Jo też nie wytrenowano na baletnicę.
Uciekli w połowie regularnej burdy, gdy już nikt nie wiedział kto, z kim i dlaczego, więc wszyscy za wszystko i ze wszystkimi.
Sam zatrzymał Impalę dopiero ładny kawał od baru, w jakiejś cichej dzielnicy pełnej zadbanych domków jednorodzinnych i tam - on i Jo - wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem, rozpamiętując szczegóły bitwy. Te mniej i bardziej podkoloryzowane.
Potem Jo beztrosko stwierdziła, że jej za gorąco i ściągnęła bluzkę.
Teraz Sam Winchester siedział na zarwanym fotelu w tanim pokoju motelowym pod Denver i wpatrywał się w Jo nieco półprzytomnie.
- Dean nas zabije - brzmiały jego pierwsze słowa jako przyszłego ojca.
Za uczynienie go wujkiem na tylnym siedzeniu jego Impali w pierwszej kolejności.