Torchwood ff: Zawsze

Jan 10, 2010 23:39

W sylwestra, przy gronie świadków, obiecałam akinnore, iż napiszę jej fluff do Torchwood, Jack/Ianto, i jak Bór da - happy end. Fik zaiste jest Jack/Ianto i jest do Torchwood, jest także pre-fluffem i post-fluffem, a end wcale nie należy do tych happy, niemniej to chyba wszystko, na co stać mnie w dziedzinie puszystości.
TO NAWET NIE STAŁO OBOK FLUFFA, CO JEST ZE MNĄ NIE TAK???

Fik z gatunku tych, które raczej nie opuszczają mojego dysku. Zawiera Jacka dla odmiany mówiącego o swoich uczuciach i już samo to zapala mi lampkę WTF w mózgu.

Inspirowane poniekąd tym artem.
Część Big Damn Prompt Table.

Fandom: Torchwood
Tytuł: Zawsze
Ilość słów: 1369
Spojlery: post-Exit Wounds, ignoruje CoE. AU.
Dziękuję idrilka za przegląd i lunatics-word za pierwsze czytanie i próby wymyślenia tytułu.



You'll fall asleep
When I put a spell on you
And when I wake you I'll be the first thing you see
And you'll realize that you love me
Aqualung - Strange And Beautiful (I'll Put A Spell On You)

1.

Wieczorem wsunął się pod kołdrę i skulił po prawej stronie łóżka. Chwilę później Jack objął go ramieniem w pasie; jego oddech łaskotał Ianto w szyję, sprawiając, że stawały mu włoski na karku.

- Bałem się o ciebie dzisiaj - mruknął. Ianto nie odpowiedział. Nie do końca wiedział jak, to nie były rzeczy, które Jack przyznawał zbyt często.

- Ja też - przyznał w końcu, nawet jeśli nie była to do końca prawda. Wtedy strach nie zdołał przebić się przez adrenalinę. Kula przeznaczona w jego głowę utknęła w ścianie, krzyk Jacka ledwo przedarł się przez szum krwi w uszach, następny strzał trafił przeciwnika i dopiero wtedy Ianto zdał sobie sprawę, że tym razem to on nacisnął na spust.

Jack wsunął dłoń pod jego koszulkę i Ianto wzdrygnął się, czując chłodne palce na swoim brzuchu. Ręce Jacka rzadko były zimne.

- Myślałem... - Jack zamilkł na chwilę. - Gdybym poprosił cię o opuszczenie Torchwood... ze wszystkimi wspomnieniami, zrobiłbyś to?

- Wiesz, że nie. - To nie była odpowiedź, nad którą musiał się zastanawiać.

- Co gdybym... odszedł z tobą?

Ianto odwrócił się w jego stronę.

- Nie mówisz poważnie, Jack.

- Całkowicie poważnie.

Jack nie oderwał głowy od poduszki i chwilę później Ianto poszedł w jego ślady. Prawie dotykali się nosami i z tej odległości nie mógł skupić wzroku na twarzy Jacka. Zamrugał kilkukrotnie.

- Czasem patrzę na ciebie i myślę, że rok, góra dwa... Tak jest zawsze, w Torchwood.

- Jack...

- Rzecz w tym, Ianto, że nie chcę roku. Myślałem o trzydziestu latach? Czterdziestu, jeśli po drodze nie zostawisz mnie dla jakiegoś dwudziestoletniego boga seksu. - Jack uśmiechnął się krótko, kącikiem ust.

- Co z ratowaniem świata na ostatnią chwilę?

- Niech inni zbiorą trochę chwały. Daj mi czas, okej? Stworzyć nowy zespół, nauczyć ich tego, co trzeba. Oddać Gwen dowodzenie. Możemy być konsultantami. A potem: lubiłeś podróżować. Więc. Europa na początek?

Jack wyciągnął rękę i dotknął jego twarzy, tuż przy uchu. Ianto zamknął oczy.

- Po prostu pomyśl o tym, okej?

- Okej - mruknął.

2.

- Coś cię dręczy - powiedziała Gwen, materializując się tuż obok niego przy wejściu do Informacji Turystycznej. Oparła się o ścianę przy drzwiach, niemal stykając się z nim ramieniem.

- Skąd ten wniosek?

- Na przykład pierwszy raz widzę, żebyś palił.

Ianto spojrzał na papierosa w swojej ręce i wzruszył ramionami; zaciągnął się po raz ostatni, wypuścił dym ustami, a potem rzucił niedopałek na ziemię i zgniótł go butem.

- Rzuciłem, razem ze studiami. Zbyt drogi nałóg, gdy ma się dwadzieścia lat, za to nie ma grosza przy duszy.

- Nie znałam cię od tej strony.

Nikt nie znał, chciał powiedzieć, ale ugryzł się w język. Od zatoki wiał zimny wiatr, więc Gwen zapięła bluzę. Ianto zostawił marynarkę w środku; czuł, jak zimny wiatr przewiewa przez cienki materiał koszuli, powodując gęsią skórkę na przedramionach.

- Jack chce, żebym opuścił Torchwood - powiedział, wsuwając ręce do kieszeni spodni.

- Och.

- Nie moja pierwsza myśl, ale owszem, och.

- A ty? Chcesz tego?

- Nie wiem. Nie sądzę, bym potrafił robić cokolwiek innego. Nie po tylu latach.

Nie po tym wszystkim, co widziałem, pozostało niewypowiedziane.

- Rzecz w tym, że kończy mi się czas, rozumiesz? Wątpię, bym dobił do trzydziestki. Urządziłbym paradę, gdybym dożył. Tyle że jesteśmy towarem z datą ważności, Gwen.

- Nigdy nie byłeś optymistą, co?

- Bycie realistą kiedyś mnie zgubi, wiem. - Gwen położyła rękę na jego ramieniu i na chwilę zacisnęła palce w czymś, co pewnie miało być pokrzepiającym gestem. Nie było.

- Nie chcesz zostawić Jacka, przyznaj to.

Ianto roześmiał się, ku wyraźnemu zaskoczeniu Gwen.

- To akurat mój najmniejszy problem.

Gwen przestąpiła z nogi na nogę, przez chwilę wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć.

- Czy ty i Jack… macie problemy? - zapytała w końcu.

- Wręcz przeciwnie. Wszystko układa się cholernie dobrze, w nocy brzmiał jak chrzanione oświadczyny.

Wyciągnął z kieszeni papierosy i wsadził jednego z nich do ust, a potem wyłuskał z paczki zapalniczkę. Osłonił papierosa dłońmi; zapaliczka nie chciała zaskoczyć, ale w końcu końcówka papierosa zajarzyła się słabym płomieniem. Ianto zignorował pełne dezaprobaty spojrzenie Gwen; dym kręcił go w nosie, nikotyna nie działała jak trzeba, już nie.

- Powiedz, dlaczego mu nie wierzę, Gwen?

3.

Podniósł głowę, gdy usłyszał ciche pukanie w futrynę, choć od razu wiedział, że w progu stała Gwen. Nie żeby Gwen często pukała, raczej wpadała do gabinetu i zatrzymywała się tuż przed jego biurkiem, opierając zwinięte w pięści dłonie na blacie; to nigdy nie zapowiadało niczego dobrego. Ianto raczej chrząkał, by dać znać o swojej obecności.

- Ianto powiedział mi o twojej małej propozycji.

Jack uniósł brwi i gestem wskazał jej miejsce przed biurkiem. Gwen podeszła bliżej.

- I co, też jesteś zainteresowana?

- Nawet nie próbuj się mnie stąd pozbyć, Harkness.

- Nie próbuję. Co powiesz na przejęcie Torchwood? Możesz przemeblować biuro.

Jej zaskoczenie powiedziało mu jasno, że Ianto nie wyjaśnił jej wszystkiego.

- O czym ty mówisz?

- O tym, że jeśli Ianto się zgodzi, nie spodziewaj się mnie ze szybko z powrotem. Innymi słowy proponuję ci awans. Porozmawiamy później - dodał zaraz, widząc Ianto. Gwen podążyła za jego wzrokiem.

- Okej - rzuciła tylko i wyszła, trochę zbyt szybko. Ianto zamknął za nią drzwi i oparł się o nie plecami. Przez chwilę patrzyli na siebie, nie mówiąc zupełnie nic.

- Jeśli się zgodzę… Zdajesz sobie sprawę, co mi obiecujesz, prawda?

- Oczywiście.

- Naprawdę? Dla ciebie to moment, Jack. Dla mnie zawsze, rozumiesz?

- Przerabiałem już zawsze, Ianto.

Ianto zamilkł na chwilę, być może myśląc, że dotknął jakiejś czułej struny i poniekąd tak było.

- Chcę dać ci coś więcej. Czy to coś złego?

- Nigdy nie prosiłem o więcej - mruknął Ianto. - Nigdy nie liczyłem, rozumiesz… Na początku tego nawet nie chciałem, dopiero potem… Nawet nie wiem, co ty we mnie widzisz - skończył niezręcznie. Przeczesał włosy palcami i zatrzymał rękę na karku.

- Nagle mówisz mi, że chcesz spędzić ze mną całe moje życie, tyle, że ja w to nie wierzę, Jack.

Nie wierzę, że zostaniesz.

- Więc nie chcesz.

- Oczywiście, że chcę!

Ianto znalazł się tuż przy biurku, z dłońmi opartymi o blat, pochylony kilka centymetrów od twarzy Jacka. Biło do niego chłodem i zapachem tytoniu.

- Oczywiście, że chcę - powtórzył.

4.

Stał przed głównym wejściem do Torchwood, rozmawiając z jej synem i naprawdę miała nadzieję, że nie próbował flirtować.

- Miałem urlop - wyjaśniał spokojnie Jack. - Trzydziestodwuletni. Nie domagam się nawet swojego gabinetu, pewnie niewiele z niego zostało, od czasu, gdy Torchwood jakimś cudem stało się dziedziczne...

- Harkness!

W pierwszym odruchu chciała uderzyć go w twarz, ale instynkty nie szły w parze z wiekiem, więc po prostu zacisnęła dłonie na jego koszuli i potrząsnęła nim na tyle słabo, że Edward nie rzucił się na pomoc. Ani jemu, ani jej.

- Powinnam was zabić za zniknięcie z powierzchni Ziemi.

- Z Ziemi tylko na chwilę. Wyglądasz ślicznie, Gwen.

- Wyglądam jak suszona śliwka, Jack. W dodatku siwa.

Dopiero teraz przyjrzała mu się uważnie i nagle zdała sobie sprawę, dlaczego Jack w ogóle pojawił się z powrotem, po tylu latach. Sam.

- Kiedy… - zaczęła i zaraz urwała.

- Trzy miesiące temu. Powinienem zadzwonić, wiem.

Nie zapytała, jak. Zamiast tego poprowadziła go do środka, przez korytarz i windą w dół, potem przez Centralę, nie dając mu czasu na przyjrzenie się zmianom. Posadziła go przy biurku w jego starym gabinecie, a sama usiadła po drugiej stronie, nawet jeśli ten fotel oddała już dawno temu.

Jack splótł przed sobą dłonie, opierając je o blat. Wciąż miał obrączkę na palcu, choć może wciąż nie było tu odpowiednim słowem.

- Przekonałeś go jednak? - zapytała, dotykając palcem złotego krążka. Jej pomarszczone dłonie wyglądały dziwnie na jego gładkich. W ostatnich latach dłonie Ianto musiały wyglądać podobnie.

- W trzydzieste urodziny, tak. Pół roku zajęło mu rozgryzienie, że za każdym razem pytałem go na poważnie.

Jack uśmiechnął się, ale ten uśmiech był smutny i nie obejmował oczu. Zastanawiała się, ile czasu będzie musiało minąć, nim znów zacznie uśmiechać się szczerze.

- Chyba dopiero wtedy uwierzył, Gwen.

- Z całą swoją inteligencją potrafił być strasznym idiotą, co nie? - Pokręciła głową. - Nawet Owen zauważył wcześniej.

Jack zacisnął dłonie na jej palcach, o wiele delikatniej, niż się spodziewała. Nie wiedziała do końca dlaczego, ale coś w tym geście ścisnęło ją za gardło.

- Poradziłaś sobie świetnie, Gwen.

- Rozkwitło w rodzinny interes. Nie żebym to planowała.

- Obiecuję nie wtrącać się w linię dziedziczenia, ale bezrobocie mi nie służy. Więc?

- Znajdziemy ci jakieś biurko. O ile nie zaczniesz się rządzić.

Roześmiał się.

- Spędziłem ostatnie trzydzieści lat pod pantoflem. Potrafię słuchać poleceń. - Obrócił kilka razy obrączkę wokół palca, chyba nieświadomie. - Tęsknię za nim, Gwennie.

- Żałujesz?

Tym razem jego uśmiech był szczery.

- Ani dnia.

friends: arian, fic, fluff, fic: torchwood

Previous post Next post
Up