W sylwestra, przy gronie świadków, obiecałam
akinnore, iż napiszę jej fluff do Torchwood, Jack/Ianto, i jak Bór da - happy end. Fik zaiste jest Jack/Ianto i jest do Torchwood, jest także pre-fluffem i post-fluffem, a end wcale nie należy do tych happy, niemniej to chyba wszystko, na co stać mnie w dziedzinie puszystości.
TO NAWET NIE STAŁO OBOK FLUFFA, CO JEST ZE MNĄ NIE TAK???
Fik z gatunku tych, które raczej nie opuszczają mojego dysku. Zawiera Jacka dla odmiany mówiącego o swoich uczuciach i już samo to zapala mi lampkę WTF w mózgu.
Inspirowane poniekąd
tym artem.
Część
Big Damn Prompt Table.
Fandom: Torchwood
Tytuł: Zawsze
Ilość słów: 1369
Spojlery: post-Exit Wounds, ignoruje CoE. AU.
Dziękuję
idrilka za przegląd i
lunatics-word za pierwsze czytanie i próby wymyślenia tytułu.
You'll fall asleep
When I put a spell on you
And when I wake you I'll be the first thing you see
And you'll realize that you love me
Aqualung - Strange And Beautiful (I'll Put A Spell On You)
1.
Wieczorem wsunął się pod kołdrę i skulił po prawej stronie łóżka. Chwilę później Jack objął go ramieniem w pasie; jego oddech łaskotał Ianto w szyję, sprawiając, że stawały mu włoski na karku.
- Bałem się o ciebie dzisiaj - mruknął. Ianto nie odpowiedział. Nie do końca wiedział jak, to nie były rzeczy, które Jack przyznawał zbyt często.
- Ja też - przyznał w końcu, nawet jeśli nie była to do końca prawda. Wtedy strach nie zdołał przebić się przez adrenalinę. Kula przeznaczona w jego głowę utknęła w ścianie, krzyk Jacka ledwo przedarł się przez szum krwi w uszach, następny strzał trafił przeciwnika i dopiero wtedy Ianto zdał sobie sprawę, że tym razem to on nacisnął na spust.
Jack wsunął dłoń pod jego koszulkę i Ianto wzdrygnął się, czując chłodne palce na swoim brzuchu. Ręce Jacka rzadko były zimne.
- Myślałem... - Jack zamilkł na chwilę. - Gdybym poprosił cię o opuszczenie Torchwood... ze wszystkimi wspomnieniami, zrobiłbyś to?
- Wiesz, że nie. - To nie była odpowiedź, nad którą musiał się zastanawiać.
- Co gdybym... odszedł z tobą?
Ianto odwrócił się w jego stronę.
- Nie mówisz poważnie, Jack.
- Całkowicie poważnie.
Jack nie oderwał głowy od poduszki i chwilę później Ianto poszedł w jego ślady. Prawie dotykali się nosami i z tej odległości nie mógł skupić wzroku na twarzy Jacka. Zamrugał kilkukrotnie.
- Czasem patrzę na ciebie i myślę, że rok, góra dwa... Tak jest zawsze, w Torchwood.
- Jack...
- Rzecz w tym, Ianto, że nie chcę roku. Myślałem o trzydziestu latach? Czterdziestu, jeśli po drodze nie zostawisz mnie dla jakiegoś dwudziestoletniego boga seksu. - Jack uśmiechnął się krótko, kącikiem ust.
- Co z ratowaniem świata na ostatnią chwilę?
- Niech inni zbiorą trochę chwały. Daj mi czas, okej? Stworzyć nowy zespół, nauczyć ich tego, co trzeba. Oddać Gwen dowodzenie. Możemy być konsultantami. A potem: lubiłeś podróżować. Więc. Europa na początek?
Jack wyciągnął rękę i dotknął jego twarzy, tuż przy uchu. Ianto zamknął oczy.
- Po prostu pomyśl o tym, okej?
- Okej - mruknął.
2.
- Coś cię dręczy - powiedziała Gwen, materializując się tuż obok niego przy wejściu do Informacji Turystycznej. Oparła się o ścianę przy drzwiach, niemal stykając się z nim ramieniem.
- Skąd ten wniosek?
- Na przykład pierwszy raz widzę, żebyś palił.
Ianto spojrzał na papierosa w swojej ręce i wzruszył ramionami; zaciągnął się po raz ostatni, wypuścił dym ustami, a potem rzucił niedopałek na ziemię i zgniótł go butem.
- Rzuciłem, razem ze studiami. Zbyt drogi nałóg, gdy ma się dwadzieścia lat, za to nie ma grosza przy duszy.
- Nie znałam cię od tej strony.
Nikt nie znał, chciał powiedzieć, ale ugryzł się w język. Od zatoki wiał zimny wiatr, więc Gwen zapięła bluzę. Ianto zostawił marynarkę w środku; czuł, jak zimny wiatr przewiewa przez cienki materiał koszuli, powodując gęsią skórkę na przedramionach.
- Jack chce, żebym opuścił Torchwood - powiedział, wsuwając ręce do kieszeni spodni.
- Och.
- Nie moja pierwsza myśl, ale owszem, och.
- A ty? Chcesz tego?
- Nie wiem. Nie sądzę, bym potrafił robić cokolwiek innego. Nie po tylu latach.
Nie po tym wszystkim, co widziałem, pozostało niewypowiedziane.
- Rzecz w tym, że kończy mi się czas, rozumiesz? Wątpię, bym dobił do trzydziestki. Urządziłbym paradę, gdybym dożył. Tyle że jesteśmy towarem z datą ważności, Gwen.
- Nigdy nie byłeś optymistą, co?
- Bycie realistą kiedyś mnie zgubi, wiem. - Gwen położyła rękę na jego ramieniu i na chwilę zacisnęła palce w czymś, co pewnie miało być pokrzepiającym gestem. Nie było.
- Nie chcesz zostawić Jacka, przyznaj to.
Ianto roześmiał się, ku wyraźnemu zaskoczeniu Gwen.
- To akurat mój najmniejszy problem.
Gwen przestąpiła z nogi na nogę, przez chwilę wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć.
- Czy ty i Jack… macie problemy? - zapytała w końcu.
- Wręcz przeciwnie. Wszystko układa się cholernie dobrze, w nocy brzmiał jak chrzanione oświadczyny.
Wyciągnął z kieszeni papierosy i wsadził jednego z nich do ust, a potem wyłuskał z paczki zapalniczkę. Osłonił papierosa dłońmi; zapaliczka nie chciała zaskoczyć, ale w końcu końcówka papierosa zajarzyła się słabym płomieniem. Ianto zignorował pełne dezaprobaty spojrzenie Gwen; dym kręcił go w nosie, nikotyna nie działała jak trzeba, już nie.
- Powiedz, dlaczego mu nie wierzę, Gwen?
3.
Podniósł głowę, gdy usłyszał ciche pukanie w futrynę, choć od razu wiedział, że w progu stała Gwen. Nie żeby Gwen często pukała, raczej wpadała do gabinetu i zatrzymywała się tuż przed jego biurkiem, opierając zwinięte w pięści dłonie na blacie; to nigdy nie zapowiadało niczego dobrego. Ianto raczej chrząkał, by dać znać o swojej obecności.
- Ianto powiedział mi o twojej małej propozycji.
Jack uniósł brwi i gestem wskazał jej miejsce przed biurkiem. Gwen podeszła bliżej.
- I co, też jesteś zainteresowana?
- Nawet nie próbuj się mnie stąd pozbyć, Harkness.
- Nie próbuję. Co powiesz na przejęcie Torchwood? Możesz przemeblować biuro.
Jej zaskoczenie powiedziało mu jasno, że Ianto nie wyjaśnił jej wszystkiego.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że jeśli Ianto się zgodzi, nie spodziewaj się mnie ze szybko z powrotem. Innymi słowy proponuję ci awans. Porozmawiamy później - dodał zaraz, widząc Ianto. Gwen podążyła za jego wzrokiem.
- Okej - rzuciła tylko i wyszła, trochę zbyt szybko. Ianto zamknął za nią drzwi i oparł się o nie plecami. Przez chwilę patrzyli na siebie, nie mówiąc zupełnie nic.
- Jeśli się zgodzę… Zdajesz sobie sprawę, co mi obiecujesz, prawda?
- Oczywiście.
- Naprawdę? Dla ciebie to moment, Jack. Dla mnie zawsze, rozumiesz?
- Przerabiałem już zawsze, Ianto.
Ianto zamilkł na chwilę, być może myśląc, że dotknął jakiejś czułej struny i poniekąd tak było.
- Chcę dać ci coś więcej. Czy to coś złego?
- Nigdy nie prosiłem o więcej - mruknął Ianto. - Nigdy nie liczyłem, rozumiesz… Na początku tego nawet nie chciałem, dopiero potem… Nawet nie wiem, co ty we mnie widzisz - skończył niezręcznie. Przeczesał włosy palcami i zatrzymał rękę na karku.
- Nagle mówisz mi, że chcesz spędzić ze mną całe moje życie, tyle, że ja w to nie wierzę, Jack.
Nie wierzę, że zostaniesz.
- Więc nie chcesz.
- Oczywiście, że chcę!
Ianto znalazł się tuż przy biurku, z dłońmi opartymi o blat, pochylony kilka centymetrów od twarzy Jacka. Biło do niego chłodem i zapachem tytoniu.
- Oczywiście, że chcę - powtórzył.
4.
Stał przed głównym wejściem do Torchwood, rozmawiając z jej synem i naprawdę miała nadzieję, że nie próbował flirtować.
- Miałem urlop - wyjaśniał spokojnie Jack. - Trzydziestodwuletni. Nie domagam się nawet swojego gabinetu, pewnie niewiele z niego zostało, od czasu, gdy Torchwood jakimś cudem stało się dziedziczne...
- Harkness!
W pierwszym odruchu chciała uderzyć go w twarz, ale instynkty nie szły w parze z wiekiem, więc po prostu zacisnęła dłonie na jego koszuli i potrząsnęła nim na tyle słabo, że Edward nie rzucił się na pomoc. Ani jemu, ani jej.
- Powinnam was zabić za zniknięcie z powierzchni Ziemi.
- Z Ziemi tylko na chwilę. Wyglądasz ślicznie, Gwen.
- Wyglądam jak suszona śliwka, Jack. W dodatku siwa.
Dopiero teraz przyjrzała mu się uważnie i nagle zdała sobie sprawę, dlaczego Jack w ogóle pojawił się z powrotem, po tylu latach. Sam.
- Kiedy… - zaczęła i zaraz urwała.
- Trzy miesiące temu. Powinienem zadzwonić, wiem.
Nie zapytała, jak. Zamiast tego poprowadziła go do środka, przez korytarz i windą w dół, potem przez Centralę, nie dając mu czasu na przyjrzenie się zmianom. Posadziła go przy biurku w jego starym gabinecie, a sama usiadła po drugiej stronie, nawet jeśli ten fotel oddała już dawno temu.
Jack splótł przed sobą dłonie, opierając je o blat. Wciąż miał obrączkę na palcu, choć może wciąż nie było tu odpowiednim słowem.
- Przekonałeś go jednak? - zapytała, dotykając palcem złotego krążka. Jej pomarszczone dłonie wyglądały dziwnie na jego gładkich. W ostatnich latach dłonie Ianto musiały wyglądać podobnie.
- W trzydzieste urodziny, tak. Pół roku zajęło mu rozgryzienie, że za każdym razem pytałem go na poważnie.
Jack uśmiechnął się, ale ten uśmiech był smutny i nie obejmował oczu. Zastanawiała się, ile czasu będzie musiało minąć, nim znów zacznie uśmiechać się szczerze.
- Chyba dopiero wtedy uwierzył, Gwen.
- Z całą swoją inteligencją potrafił być strasznym idiotą, co nie? - Pokręciła głową. - Nawet Owen zauważył wcześniej.
Jack zacisnął dłonie na jej palcach, o wiele delikatniej, niż się spodziewała. Nie wiedziała do końca dlaczego, ale coś w tym geście ścisnęło ją za gardło.
- Poradziłaś sobie świetnie, Gwen.
- Rozkwitło w rodzinny interes. Nie żebym to planowała.
- Obiecuję nie wtrącać się w linię dziedziczenia, ale bezrobocie mi nie służy. Więc?
- Znajdziemy ci jakieś biurko. O ile nie zaczniesz się rządzić.
Roześmiał się.
- Spędziłem ostatnie trzydzieści lat pod pantoflem. Potrafię słuchać poleceń. - Obrócił kilka razy obrączkę wokół palca, chyba nieświadomie. - Tęsknię za nim, Gwennie.
- Żałujesz?
Tym razem jego uśmiech był szczery.
- Ani dnia.