Feb 24, 2006 09:51
Kiedy horda spi, Melliannia sni o Grand Marshalu i nawet Grecy popadali jak muchy, na Dreanorze - budza sie o 4.00 zle nastolatki.
Odkladaja misie i popijajac gorace kakałko uprzejmie zapraszaja na Scholo albo Barona. Do MC jeszcze nie. Mile witaja w druzynie kazdego, bez wzgledu na lvl, klase itp. Sciskaja cie na powitanie i w kazdej wolnej chwili /pat mojego kota. Z radoscia zegnaja 5 kolejnego rogue'a wychodzacego z druzyny i dziwia sie uprzejmie bez slowa bluzga, dlaczego nie chca isc do Scholo w 7 druidow (tylko). =='
Jesli to brzmi abstarakcyjnie, to posiedzice kiedys ze mna do 5.00 rano.
Dzisiajsza druzyna do Scholo skladala sie z 3 paladynow, druida, 2 priestow i mnie. Spod drzwi jeden pala uciekl, dolaczyl sie rogue, a jeden priest dostal dc. Tak wiec uradowani ze zbizajacego sie dnia (swit byl blisko), odtanczeniu polki galopki itp, okazalo sie ze np. NIKT nie pomyslal o kluczu (ja mialam, za co zostalam za kare dorzucona do friendsow) locku, magu, wodzie itp. :) czysta rozkosz. Za to wzieli pilke do grania i kiecki na zmiane. A jeden nawet przyjechal pijany.
Tak wiec bez tanka, w 6 osob poszlismy. Tankowal druid, ktory takze pullowal i za kazdy pull przepraszal. O postawienie pulapki proszono mnie, jakby to bylo cos wstydliwego i kosztujacego mnie cala mane i reputacje. Za kazde postawienie pulapki dziekowano serdecznie jak za prezent epix.... Po kazdym zabitym mobie wybuchali wszyscy nieopisana radoscia i gratulowali sobie jakby stali nad scierwem Onyxii conajmniej................
Glownym dps'owcem bylam ja, a off-tankiem moj kot. Za przewodnika tez robilam ja i do wylaczania jednego moba z walki robla "freezing trap", poniewaz rogue mial lęki, a nadgorliwy druid pullowal za szyzbko. Efekt byl taki, ze bledow i wipe'ow bylo 3 zanim dotarlismy do pierwszego bossa.
Tam byl wipe, na samym bossie, bo mi sie pull'nal boss z jednym add'sem. Na moje krotkie "sry" zostalam zapewniona o swojej niezwyklej wartosci dla druzyny i /pat az mnie glowa od tego klepania rozbolala.
Po bossie odpadl priest (6 rano) i zostalismy bez tanka i bez healera. :)
Cala druzyna z radoscia i szczesciem poszla dalej, WOGOLE sie tym faktem nie przejmujac (przeciez jestesmy super-teamem-damy rade!). No i:
Bylo hardkorowo, ale obaj paladyni okazali sie NIESAMOWICI, na zmiane rzucajac DI na siebie przed wipe'em, co wielokrotnie uratowalo nam tylki. Leczyli jak szaleni i nawet ja na chwile dolaczylam sie do radosnych peanow nad ich osobami. :)
Szlismy szybko i sprawnie, wypompowujac sie z many na kazdej grupce. :) O 7.00 rano bylam juz w stanie isc z nimi na Onyxie. :D
Otrzezwil na dopiero koleeejny boss (ten co ma 2 pomagierow undeadow i co stoja w wodzie). Po dwuch wipe'ach stwierdzial, ze czas do pracy. :) Chyba pierwszy raz usmiech zszedl im z ryjkow, ale wszyscy sobie podziekowali, pogratulowali itp itd, etc.......
Chora z nadmiaru pozotywnych bodzcow poszlam do pracy.
Kurwa, skad w ludziach taka radosc gry..? :DDDDD
To bylo chore, ale bawilam sie zajebiscie. :D