First part of Warumono project.
Dedicated to
estoir with thanks - more behind lj-cut. Polish entry
Dedykowane estoir - bo bez Ciebie ten projekt nigdy nie zająłby miejsca na liście - napisz. Bo gdyby nie rozmowa z Tobą, tekstu by nie było.
Wy
Stworzyliście potwora. Wmówiliście mi jaki powinienem być, co robić i jak się zachowywać. Nie daliście mi wyboru widząc we mnie skurwysyna, kochanka diabła, mrocznego proroka, masochistę z potrzebą emocjonalnego ekshibicjonizmu. I byłem nim, zacząłem bawić się waszą wizją świata, odgrywając dla was - dla siebie - kolejne role, odchodząc coraz bardziej, zatapiając się w nicości. Ciemność jest prosta. Niczego w niej nie ma.
Ja
Patrzyliście z uwielbieniem jak krwawię, decydowaliście za mnie z drwiącym uśmiechem aprobując moje rany. Zmusiliście mnie, bym pokochał ból; by stał się moim narkotykiem, tak silnym - najsilniejszym, jaki udało się stworzyć. Potem, przerażeni efektem, zaczęliście się zastanawiać, czy to - bo już nie byłem człowiekiem - co stworzyliście, ma prawo bytu. Wasza nagła troska była śmieszna i irracjonalna - było na nią za późno.
Pustka
Wasze słowa nie miały znaczenia. Nigdy nie miały już prawa mieć.
Spiłowane w szpic paznokcie, ostre, śmiertelna broń, znaczyły moją skórę wzorami nabiegłymi krwią. Nie było ‘mnie’ we mnie już wtedy. Z każdą kroplą krwi, moje emocje - moje ja - znikało coraz bardziej. Pustka była tak blisko.
Tak doskonała.
Złudzenia
Byliście widzami-twórcami, kimś niezwykłym. Tak ślepymi na wszystko, co było ważne - bawiliście się skandując moje imię, czyniąc mnie bogiem w waszych śmiesznych wyobrażeniach. Nigdy nie zastanowiliście się, ile jeszcze wytrzymam, krzykiem wzywając na scenę. Nie widzieliście iluzji, gdy wychodziłem na scenę wsparty o czyjeś pomocne ramię. Witaliście mnie radośnie, sądząc, wierząc, że to tylko ukłon w waszą stronę.
Nikt nie widział, że to nigdy nie było dla was.
Nicość
Stworzyliście mnie, ale ja was nie chciałem - nie potrzebowałem was. Wychodziłem na scenę, bo ja tego chciałem, bo tam mogłem wszystko - przed wami, albo przed pustą salą, to nigdy nie miało znaczenia. Cały spektakl był moim dziełem - dla moich oczu, mojego ciała. Ulga pogrążonego w nicości umysłu, chwila wytchnienia zmarnowanego życia.
Warumono
Dusiłem się w tej kreacji. To cholernie dziwne uczucie - dusić się w sobie, nie móc oddychać, nie móc być. Odebraliście mi wszystko, co miałem do zaoferowania światu, dając w zamian iluzoryczne poczucie, że jestem kimś wyjątkowym. Szkoda, że tylko na te kilkadziesiąt minut, gdy staję na scenie, odgrywając swoją - waszą - rolę.
Ucieczka
Wybraliście mi drogę, a gdy próbowaliście ją zmienić - wyśmiałem was. Byłem już z nią oswojony, z ceną, którą przyjdzie mi za nią zapłacić, również. Teatr przestał w końcu wystarczać. Wciąż zbyt wiele było we mnie emocji. Szedłem drogą prosto w dół, ostrze było przyjemnie chłodne, gdy znaczyło moje przedramiona wąskimi, czerwonymi liniami. Krew przynosiła ulgę. Była remedium na wszystko. Na kłótnię, kolejną kłótnię z liderem, ostre słowa kogoś innego.
The final
Nie umiem - nie chcę - tego zmienić. Jestem za daleko, by wrócić.
Czasem tylko ktoś mnie dogania. Czyjś uśmiech. Ostrożna ręka.
Nie potrzebuję już ostrza, które zawiesiłeś sobie na szyi. Jesteś moim memento - znakiem, że jeszcze jestem.
Jak długo wytrzymasz ze mną?