Dudajew zginał, wydał go, zdradził jego najlepszy przyjaciel. Właśnie tak jak najlepszy przyjaciel - za jednym razem i podle. A sam ocalał. Kiedy federalna rakieta wybuchła, reagując na wskazanie (na impuls komórki), wszystko, co było dookoła, wyleciało w powietrze. Fontana ziemi! Wszystko w pył i proch. Nie da się posklejać. Ziemia, dżip Dudajewa, jakieś jedzenie rozłożone na serwetce rozścielonej wprost na trawie. Wszystko wyleciało w powietrze. Jak fontanna ... Samego Dudajewa nie rozerwało, ale tak silnie odrzuciło, że zginął. Też nie da się skleić. Natomiast jego wierny przyjaciel pozostał cały, choć wraz z fontanną ziemi też wzbił się w niebiosa. Niegdyś wierny.
Rodzina nie mogła się nawet domyślić, że to był ten mały zdrajca. Przeciwnie! W czasie pogrzebu z pełnym szacunkiem wraz ze zmarłym położono w grobie jego komórkę. Tam też położono - znaną wszystkim - jego pilotkę. No i oczywiście broń! I ulubiony mapnik! Żeby pamiętano, kim był pan przestworzy w kolorze khaki. Pan gór i górskich dróg. I głębokich wąwozów z zasadzkami.
Jednakże, niestety, nie całkiem pan swojej niewielkiej mogiły. Na grobie nic nie ma. Tajemnica. Ani litery, ani znaku ... Bezimienny, żeby nie odnaleźli wrogowie. Pochowano go potajemnie. Tak tajnie, że raptem grób się gdzieś zapodział. (Taką pogłoskę rozpuszczono.)
Że niby może są dwie-trzy osoby, które znają miejsce pochówku. Ale przecież jest wojna! Te dwie-trzy osoby mogły być nieobecne, mogły być gdzieś wezwane. A może i zabite. Wojna to się zbliżała to oddalała. Tak więc o grobie Dudajewa już chyba nikt nie wiedział. Ale nagle rakiety znów zaczęły ostrzeliwać pewne miejsce na wzgórzu. Dwie rakiety. I obie spadły obok mogiły.
Rzecz w tym, że najlepszy przyjaciel Dudajewa nadal żył pod ziemią. Nawet tam raptem zaczął popiskiwać ... Włączony słabym prądem. Nagle ożył. Jakiś szczególny glinoziem w tej mogile. Oddziaływał jak elektryczność statyczna. Słabiutkie, ale jednak sygnały. Wybuchy rakiet znów uniosły niczym fontanna ziemię i wszystko, co pod nią. Znowu pod niebiosa.
A telefonowi nic się nie stało. Staromodny. Jeden z pierwszych. Niezbyt piękny z wyglądu. Przekoziołkował podczas wybuchu, pacnął w trawę - i wciąż jeszcze popiskuje. Znowu. Póki się sam nie wyczerpie. Póki się nie uciszy. Prawdziwy przyjaciel mści się długo.