Taiyou no Namida

Jan 09, 2008 20:22

NewS będą mieli nowy singiel i to już 27.02!! Teraz pozostaje mi zastanowić się, czy zamawiać, czy ściagnąć sobie z netu? Jeśli będę zamawiać, to na pewno jeszcze coś wyszukam, po co mają prawie puste przebiegi lecieć przez pół świata? 
"Taiyou no Namida" - bardzo ładny tytuł. Naprawdę bardzo ładny. To będzie temat do "Kurosagi". Przez chwilę miałam nadzieję, że będzie to piękna powolna ballada (marzy mi się taka dla NewSów za każdym razem, kiedy słucham "EDGE of the WORD" KinKi Kids), zwłaszcza, że ballada pasowałaby do "Kurosagi", ale, kiedy usłyszałam ten strzępek, jaki udało się ludziom nagrać dziś w Tokyo Dome, to stwierdziłam, że może i nawet lepiej, że ta piosenka jest taka... NewSowa. Ni to szybka, ni to wolna, z typowo NewSową elektroniczną aranżacją. Na końcu świata poznałabym, że to ich kawałek.
Myślę, że będę ją lubić, bo ja lubię te proste NewSowe piosenki.
A swoją drogą to miłe, że będą mieli nowy singiel, podczas kiedy stary jeszcze utrzymuje się na liście Oriconu. Właśnie dziś, po 8 tygodniach od wydania, "weeeek" osiągnął sprzedaż w ilości 355.756 egz. Ponad 350 tysięcy! Yay! No i dobrze, że nie tylko KAT-TUN tak szybko będzie mieć nową piosenkę.

Ostatnie dwa dni spedziłam czytając najróżniejsze wywiady z Domoto Tsuyoshim, jego artykuły i J-Weby. I chyba w końcu zaczęłam rozumieć o co mu chodzi.

Po oglądnięciu tego ostatniego DVD z koncertem, naprawdę nie wiedziałam co myśleć. Z jednej strony były momenty powalające, takie wykonania piosenek, że dech zapierało, ale z drugiej strony - tyle udziwnień i dłużyzn, że byłam naprawdę rozczarowana. Ale... teraz myślę, że chodzi o to, żeby przyjąć i jego i jego muzykę i jego koncerty, takimi jakie są. Półtora roku fangirlowania różnym zespołom z JE sprawiło, że przyzwyczaiłam, że dają mi to, co chcę otrzymać. Generalnie w JE przecież nie chodzi o muzykę, ale o sprzedaż produktu, który kupią klienci. Ma być ładna prosta melodia, mają być ładni chłopcy, a koncerty mają być łatwo przyswajalne i pełne różnych fajerwerków.

A Tsuyoshi wprost mówi - ja taką muzykę tworzę, chcę się nią podzielić, chcę ją pokazać światu, chcę pokazać jaki jestem. Powiedział w jednym z wywiadów "Ja nie jestem KinKi Kids. Ja nie jestem idolem. Ja jestem Domoto Tsuyoshi". Oczywiście ENDLICHERI ENDLICHERI to kreacja artystyczna, ale za tą kreacją kryje się właśnie on - Tsuyoshi. Na tych koncertach nie sprzedawał produktu, który chciałaby kupić szeroka publiczność. On prezentował siebie. Muzyka jest jego życiem i chciał to przekazać.

Przy okazji - Tsuyoshi miał wtedy 100 koncertów. Pamiętam, jak Kanjani8 zapowiedzieli, że będą mieć 111 koncertów i wszyscy byli przerażeni, że tak dużo, że się zmęczą, że to zbyt wiele. A on sam, ot tak po prostu, bez większego rozgłosu, zrobił 100 koncertów. Był sam, to na nim spoczywał ciężar całego koncertu, to on musiał przez cały czas śpiewać, grać, mówić. Nie mógł, jak członkowie zespołów, w których jest więcej osób, czasem sobie odpuścić, bo był chory albo zmęczony. Naprawdę podziwiam go.

Ale, przez to wszystko, kiedy tak się naczytałam jego tekstów, chyba udzieliło mi się to jego nieustające posłanie miłości. On wszędzie mówi o miłości, i ja też w pewnym momencie poczułam, jak dzieje się ze mną coś dziwnego - pomyślałam, że kocham świat, ludzi, muzykę, życie. Co za siła przekonywania! Ciekawe jak długo będzie trwała ta faza? Obawiam się, że jednak niezbyt długo, życie i codzienność czasem bywają tak wkurzające, że żadna miłość na to nie poradzi.

Chociaż sądzę, że po tym maratonie czytania, coś mi się tam na dłużej wyklarowało - Tsuyoshi twierdzi, że część ludzi, tak jak on, kieruje się w życiu sercem, pozostała część ludzi kieruje się rozumem. Zakładając, że tak jest (chociaż wprowadzanie takich definitywnych podziałów zazwyczaj bywa z góry błędne), muszę przyznać, że ja należę do tych drugich, którzy kierują się rozumem. Owszem, drzemie we mnie mały buntownik, ale generalnie w życiu jestem poukładana, rozsądna, wyważona, mało spontaniczna, kiedy coś robię mam przeanalizowane możliwe konsekwencje i następstwa i bywam bardzo zasadnicza, pomimo dosyć liberalnych poglądów. Tacy ludzie jak Tsuyoshi, którzy kierują się sercem - takich ludzi mogę podziwiać, ale nie wiem, czy mogłabym ich zrozumieć.

I pomyślałam o NewSach - tam wszyscy sprawiają wrażenie bardzo rozsądnych, takich kierujących się rozumem. Może właśnie dlatego tak bardzo ich lubię. Paradoksalnie, im więcej czytałam o Tsuyoshim, tym bardziej myślałam o Shige (wiem, dalekie skojarzenie) i o tym, jak bardzo go lubię, i jak bardzo jest do mnie podobny, i jak bardzo Tsuyo jest inny niż ja i inny niż jakakolwiek osoba, którą znam w życiu.

Tak mnie to natchnęło, że zaczęłam robić porządek w folderze, ze zdjęciami Shige i natknęłam się na nierozpakowany set z planu "weeeek'a". Ktoś mi powie, dlaczego ja wcześniej nie widziałam tych zdjęć?


 
 

Mogłabym go schrupać - na śniadanie, na obiad i na kolację. Albo częściej.


 
 

I niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego takich prawników nie ma u mnie w pracy?

A na deser, prawnik-idol Shige, popołudniową porą.



Słyszałam, że w Tokyo Dome Shige wreszcie miał solo i było to moje ukochane "Happy Music". Wiem, że nie miał czasu i siły przygotować czegoś nowego, ale cieszę się, że z różnych solówek, które wykonywał, wybrał właśnie tą piosenkę.
I nie mogę się doczekać na bardziej słyszalną wersję "Taiyou no Namida". Może Koyama puści to w niedzielę w "K-chan NEWS"?

endlicheri endlicheri, shige, domoto tsuyoshi, zdjęcia

Previous post Next post
Up