Dec 09, 2010 00:57
Odpadam.
Jak bardzo poddaję się, bez walki odkładam broń... Gdzie jest moja duma upór ambicja niezależność stanowczość cokolwiek. Świeży smak zauroczenia...życiem, i radość, dzika radość z cichej rywalizacji. Nie ma rywalizacji. Nie ma konkurencji. Brak już nawet tęsknoty za sprawiedliwym... wszystkim. Nie mogę. Do widzenia.
Kiedy ból jest światem, szaleństwo jest takie naturalnie pociągające.
Chyba tak jest, prawda?
Chyba bez zbytniego dramatyzowania, chyba z posmakiem osłupienia bezradnością. I, tak, tęsknota za sprawiedliwością jest, ale w innej, bardziej dotkliwej formie - już poza smutkami, płaczami, histeriami; już tylko pusty ból, bez głupich ozdób miotającego się kurczaka. Moje ego wierzy, że to wszystko jest chwilowe, że da się odbudować, że nadejdą słodkie czasy rekonwalescencji. Mój umysł wybiera wegetację.
Trochę się zawiodłam światem.
Inna sprawa, że nawiedzone pragnienia spowodowane zapewne zupełną moją bezużytecznością zamieniają się w jakieś pierwotne tęsknoty, potrzeby, nawoływania instynktu i - surrealistycznie - głębokiego odczuwania istoty zwierzęcej konkurencji, segregacji, Sparty. No nic, trzeba zagasić w zarodku.
Ubogi ten mój świat senny ostatnio nie jest. Krótki; sny trochę bezsennościowe, na siłę, męczące. Ale jakieś, takie... symboliczne i nieciekawe, a raczej po prostu niechciane.
Ostatnio nawet myślałam trochę. I chciałam coś napisać normalnego. Dopadło, kurwa.
A, właśnie. Taka "refleksja" mnie naszła. Głupota i zaślepienie ludzkie nie skończy się nigdy. Nigdy. Taki śmieszny paradoks paradoksów, po prostu kosmiczna ironia losu (podejrzewałam, że niemożliwa): ktoś, kto trochę psuje mi życie i pogłębia różne śmieszne moje zachowania, uważa, że: "Gdy z kolejnych łez atak przychodzi złości
O ścianę niszczysz pięści, miotasz się w bezsilności..."
Nie czuję obowiązku skomentowania.
Taak, jestem mistrzem dyplomacji.