Feb 10, 2010 18:05
Siedziała przez chwilę w całkowitym bezruchu. Oczy koloru jasnego nieba zdawały się być po prostu szklane. Nie był to piękny błękit. W jej oczach nie było nic, co mogłoby przyciągnąć uwagę idącego ulicą mężczyzny.
Nieśmiała, o włosach miedzianego blondu.
Zamrugała kilkakrotnie by wrócić do przytomności. Uśmiechnęła się do siebie w lustrze. Dziś po pracy znów się z nim zobaczy i tym razem wrócą do niej. Do jej domu. Będą mieszkać razem.
Zapatrzyła się na jedno z jego zdjęć powtykanych w złotą ramę lustra. Był zniewalającym człowiekiem, o wielkiej charyzmie, niesamowitych oczach i ujmującym głosie. Był dla niej całym światem. Jest dla niej całym światem.
Kosmosem, którego nie potrafiła nawet dobrze pojąć.
Wzruszyła nieznacznie ramionami. Przecież się zakochała, więc nikt nie powinien się dziwić jej stanowi ducha, ani nieroztropnym poczynaniom.
Jakie to wszystko było proste…
Omiotła spojrzeniem pokój. Puste kubki po herbacie, stos porozrzucanych kartek w każdym możliwym miejscu, nawet tak dziwnym jak wazon z wyschniętymi kwiatami.
Ludzie mówią, że trzymanie wysuszonych kwiatów to oznaka więdnącej miłości.
Ale przecież ona jest kochana. I kocha.
Wstała z zamiarem uprzątnięcia sterty niepotrzebnych rzeczy. Taki bałagan, to chyba nie najlepszy początek na wspólną drogę przez życie. Teraz musi nauczyć się żyć, gdy ktoś jest obok.
Do pracy przyszła lekko spóźniona, jednak nikt nie robił z tego poważnego problemu. Na ogół stawiała się punktualnie. Poza tym… nikt specjalnej uwagi na nią nie zwracał. Usiadła przy biurku i popatrzyła z rozmarzeniem na pierścionek, który widniał na jej serdecznym palcu. Piękny z malutkim oczkiem. Diament odbijał promienie słońca wszystkimi kolorami tęczy.
Podskoczyła, gdy zaczepiła ją koleżanka z pracy.
- Zaręczyłaś się? - wysoka brunetka popatrzyła z lekkim uśmiechem na jej dłoń, by po chwili przenieść wzrok na jej rozpromienioną twarz. W odpowiedzi kiwnęła głową. Żadne słowa nie chciały przejść prze jej gardło. - To wspaniale! Kiedy ślub?
- Za trzy miesiące. To będzie cicha uroczystość…
- Rozumiem. - pokiwała entuzjastycznie głową. - Tylko rodzina i najbliżsi znajomi? - popatrzyła na nią przechylając głowę. Zdziwiła się, gdy zobaczyła pierścionek na jej palcu, bo dotychczas nigdy nie wspominała nawet słowem, że kogokolwiek ma. W zasadzie na ogół z nikim z biura się nie zaprzyjaźniła, podczas gdy cały dział wychodził do pubu, ona zostawała w pracy, albo szła prosto do domu. Wzruszyła niedostrzegalnie ramionami. Może pomyliła się w ocenie.
- Tak, tak… Niewiele będzie osób… - spojrzała na nią. - Jak myślisz… jaki kolor najbardziej pasuje do czarnych oczu?
Zdziwiona jej pytaniem, w pierwszej chwili otworzyła szeroko oczy, jednak po sekundzie opamiętała się.
- Do czarnych? … Myślę, że wszystkie… Dlaczego pytasz?
- Chcę kupić kilka koszul…. I nie wiem, w jakim kolorze.
- Oh… o to chodzi! - uśmiechnęła się z minimalnym zażenowaniem. - Dla narzeczonego, tak? Hmmm…. W takim razie myślę, że będzie pasowała biel… zależy od sytuacji. Chcesz mu kupić wyjściowe?
- Nie, nie…
- Więc i błękit będzie dobry…, O! Albo nawet zieleń, ciemna, oliwkowa….
Dalej już nie słuchała… W zasadzie zadała te pytanie na odczepnego. Kiedy wyjdzie z pracy sama pójdzie do sklepu i cos wybierze.
Stojąc przy wieszakach zastanawiała się, gdzie upchnie wszystkie jego rzeczy w swoim domu. Mieszkanie nie było wielkie, ale żyło się w nim wygodnie.
- W czymś pani pomóc? - Sympatycznie wyglądająca ekspedientka podeszła do niej i pytaniem wyrwała z rozmyślań.
- A nie, nie… Już znalazłam…
Spojrzała na zegarek. Było wpół do piątej. Szybko wybiegła ze sklepu, wszak na szóstą miała przymiarkę sukni ślubnej. Wpadła do autobusu, jakby ktoś ją gonił. Zdyszana oparła się o szybę i popatrzyła przed siebie.
Suknię wybrała białą, długą z zakrytymi rękawami. Nie lubiła się zbytnio obnażać. Spojrzała na swe odbicie w wielkim lustrze. Wyglądała… zwyczajnie…
Pokręciła głową. Zmieniła zdanie i kazała odpiąć rękawki. Gdy delikatny materiał opadł na ziemie odsłaniając jej sylwetkę uśmiechnęła się.
- Tak, tak będzie dobrze.
Wychodząc z budynku spojrzała w granatowe niebo. Teraz czas na spotkanie…
Nawet nie podejrzewała, że w pracy szykują jej ślubny prezent. Monika z dołu też dostała ślubny upominek od całego zespołu, to i oni nie będą gorsi. Kupili jej ekspres do kawy. Nic lepszego nie przyszło im do głowy, a tydzień do ślubu to stanowczo za mało czasu, by rozejrzeć się za czymś innym. Karolina zwinnym ruchem zawiązała ozdobną kokardkę na opakowaniu. Jednak tego dnia nie zjawiła się w pracy. Czekali zniecierpliwieni i poirytowani.
Nikomu nic nie powiedziała, że nie przyjdzie, nie brała też wolnego… W głowę zachodzili, co też mogło się stać. Jednak po dwóch godzinach czekania, każdy wrócił do roboty. Wolnego przecież nikt im nie dał.
Siedziała wpatrzona w szafę, gdzie powiesiła jego nowe koszule. Wszystkie idealnie wyprasowane, nietknięte. Upiła łyk białego wina, a gdy kilka kropel poleciało jej na ślubną suknię, nawet nie drgnęła. Welon zahaczył o wezgłowie łóżka, przy którym siedziała, ale na to też nie zwróciła uwagi. Starannie zrobiony makijaż przez kosmetyczkę diabli wzięli, gdy niechcący potarła dłonią oko. Ale to nic, przecież nie kocha jej za makijaż, tylko za to jaką była osobą. Upiła kolejny łyk i podniosła drugą dłoń z jego zdjęciem, wyciętym z gazety. Gackt uśmiechał się do niej jednym z tych obezwładniających uśmiechów.
- Kocham cię.. - wyszeptała w tym samym momencie, gdy drzwi otworzyły się, a w progu stanęła jej matka. Popatrzyła na cały bałagan w pokoju i przeniosła smutny wzrok na córkę. Serce bolało ją, gdy na to patrzyła. Zza jej ramienia wyjrzał starszy syn i położył ostrożnie na nim dłoń.
- Wiesz dobrze, że powinniśmy ją oddać… - szepnął najdelikatniej jak umiał.
- Ale ona przecież jest normalna, ma prace, ma zainteresowania… ona tylko nieszczęśliwie się zakochała….
- Mamo… - przerwał jej cicho. - Wiesz, że tak nie jest…. To obsesja… Od dawna nie ma jej już z nami… żyje tylko nim…
- Ale… - starsza kobieta spuściła głowę i pozwoliła odprowadzić się do samochodu.
Odwróciła głowę, by nie patrzeć, jak jej dwaj synowie wynoszą siostrę wraz z lekarzami. Nigdy nie zdawała sobie sprawy, że tak mogą potoczyć się losy dziewczynki, która uwielbiała po prostu swojego idola. Czy rzeczywiście taka skrajność w emocjach mogła ją zabić wewnętrznie? Przymknęła oczy, choć pojedyncza łza zdążyła uciec spod powiek i spłynąć po policzku.
Miłość… więc co to właściwie znaczy? Czy przerodzona w taką obsesję, nadal nosi jej miano?