Fikaton, dzień czternasty

Sep 14, 2006 20:33

Wow, przedostatni raz już!

Tym razem bez oryginalnych pomysłów, Króla Lwa, tajemniczych agentów itp. Nie miałam pomysłu, szczerze mówiąc. Niedobra ja.

Dla nas, bo to już prawie koniec:)


Udało im się. Wracali do domu.
Jack stał przy rufie statku i patrzył na oddalającą się wyspę, tak jak wszyscy inni. Po pierwszej euforii nadeszła chwila refleksji. Za chwilę wrócą do świętowania, wszechogarniającego uczucia ulgi i poczucia bezpieczeństwa, ale teraz byli jakby jeszcze na wyspie, żyli życiem, które prowadzili przez ostanie czternaście miesięcy. Trudno się było uwolnić od wydarzeń, które nie stanowiły już ich codzienności, a pozostawały wspomnieniami.
Trwali jakby zawieszeni między wyspą a zewnętrznym światem, problemami, które zostawili a problemami, do których zmierzają.
Jack czuł straszny zamęt, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nie było już walki o przetrwanie, prowizorycznej medycyny, konieczności podejmowania decyzji. Teraz mógł zdać się na los, tak jak oni wszyscy. Bo przecież sytuacja kiedyś się unormuje, prawda?
Musi.

fikaton, lost

Previous post Next post
Up