Fikaton, dzień dwunasty

Sep 12, 2006 20:28

Prę dzielnie do przodu (z pisaniem, z komentowaniem jestem świnia, przepraszam). Ten tekst aż się dla mnie prosił o napisanie Sayida, ale duet Sayid+krew już swojego czasu napisałam, więc musiałam wymyślić coś innego.

Dla Novinhy (novin_ha)


To miała być kolejna rutynowa operacja. Co jak co, ale wrzody nie były rzadko spotykane. Jakby się nad tym zastanowić, spokojnie mogłyby startować w plebiscycie na chorobę pokolenia. Coraz więcej młodych, zdolnych, ambitnych ludzi w pogoni na szczyt zapominało o swoim organizmie i żadne telewizyjne programy zdrowotne nie mogły tego zmienić (większość młodych nawet nie włączała telewizora, nie miała czasu).
Christian operował coraz młodszych. Ta pacjentka mogła mieć dwadzieścia parę lat. Przygotowując się do operacji, próbował sobie przypomnieć, czy on też tak gnał za karierą i czy Jack też w jej wieku wyglądał dużo starzej. Może i tak… chociaż Jack zawsze wyglądał zbyt poważnie.
Zacisnął ręce, kiedy poczuł, że zaczynają drżeć. Przeklął w duchu. Gdyby wypił w gabinecie szklaneczkę whisky od razu lepiej by się poczuł. Może zdąży jeszcze…
- Pacjentka gotowa, doktorze Shepard.
- Już idę.

Operował już niemal godzinę, wszystko przebiegało sprawnie, bez komplikacji. Nagle poczuł, że prawa ręka zaczyna drżeć. Następną rzeczą, którą zobaczył, była fontanna krwi. Wpatrywał się w nią bez słowa, a ona wznosiła się coraz wyżej i wyżej, jego fartuch był już cały we krwi, tak jak wszystko wokół. Ostatnim, co usłyszał, był krzyk pielęgniarki:
- Doktorze Shepard! Niech pan coś zrobi!

Obudził się zlany potem, z imieniem Jacka na ustach.

fikaton, lost

Previous post Next post
Up