Sep 15, 2013 01:55
Ostatnimi czasy tak bardzo chcę. Siedzę niespokojnie, wyglądam przez okno i szukam, uparcie szukam tego, na czym mi tak zależy. Wyidealizowana postać bez skazy, a może cała nimi naznaczona? Ściany w pustym mieszkaniu nie przemawiają do mnie znajomym głosem, nie myślę o niebezpieczeństwach czających się za rogiem. Wyszły na światło dzienne i nie boją się wygnania. Wkładam je pod poduszkę, a w nocy śnię o rzeczach nie z tego świata, zupełnie nienaturalnych i pozbawionych ram. Gotuję obiad i przygotowuję jeden talerz, jeden nóż i widelec też sam jak palec czeka na ruch w kierunku ust. Zbliża się czas, który powoduje u mnie życiowe klęski żywiołowe, z impetem tornada rozdziera we mnie spokój i zdrowy stan ducha, rozrzuca szczątki organów na spalonych zgliszczach. Mistrzyni ułudy co pod maską nosi całe zło świata, choć ludzie twierdzą, że widać to w oczach. Pożeram innych i karmię się ich lękiem, nie daję nic w zamian, a na moich dłoniach malują się żyły fioletem i błękitem. Bestia. Znaleźć i schwytać. Uwięzić i wykończyć. A ja nie mam złych zamiarów. Nigdy. Nie błyszczę zębami, nie drapię pazurami. Leżę bezbronnie, obnażam słabości i szukam, nadal szukam klucza do koloru. Cierpliwość mi się kończy, szaleństwo zagląda w krtań i pcha łapy do płuc, drażniąc, tworząc rany, które nigdy się nie zagoją. Rano znów nasłuchuję ścian, zaszywam się i tracę chęć. Świt obnaża słabości, które pochowała po kątach ciemność, leżę skostniała, odrętwiałe ciało domaga się ciepła. Czuję się brzydka, nieadekwatna i płowa. Okres świetności przeminął i znów jestem niespokojna, jakby burza stulecia zbierała mi się nad głową. Chłopcze, co ty wiesz? Tylko tyle, ile pozwoliłam ci zobaczyć, tyle niezbadanych, ciemnych zakątków mnie kryje się pod płachtą beztroski powiadomienia. Delikatnie rzecz ujmując, nie ma tu dla ciebie miejsca.