Dec 13, 2012 00:16
Duszę się. W panice otwieram okno i wpuszczam tak ukochane fale mrozu, które zlizują gorączkę mojej skóry, jak leniwe morze pożera piasek - powoli, delektując się każdym ziarnem, mikroskopijną cząsteczką zła. Zatykam uszy, wykrzykując przy tym rzeczy straszne, a one ruszają szeregiem w przestrzeń bez końca, bez adresata i czasu. Sznuruję oczy, sklejam wachlarz rzęs, by już nie widzieć, to przekleństwo szczęścia, obietnica horyzontu, którego nie dogonisz. Zima to czas mrocznej muzyki i herbaty, na którą czekasz, bo za gorąca pali w gardło. Towarzyszka, na którą czekam cały rok, by zbratać się z nią i pogrążyć w myślach zamkniętych na dwanaście szczelnych spustów. Kocie oko spogląda na mnie badawczo, choć bardziej przypomina mi krokodyle. Czas jakby zatrzymał się, albo to ja, to ja straciłam rachubę. Lis żegna się i znika w śnieżnej otchłani. Może znajdziesz mnie, jeśli będzie to nam pisane.