Szkoła się zaczęła, FU!
Mój nowy plan jest fajniejszy niż ten z 1 klasy, bo nie zawiera w sobie informatyki ani WOKu, za to niestety dalej figuruje w nim przedsiębiorczość i geografia (o historii nie wspomnę - nawet jako biol-chem mamy ten przedmiot w 3 klasie : /). Najpóźniej kończę o 15.15, w tym w piątek. Znowu pod koniec tygodnia wychodzę ze szkoły o jakiejś nieludzkiej godzinie i znowu spowodowane jest to wuefem. Prawie cały tydzień mam na 8.00, tylko piątek na 9.50 z uwzględnieniem ćwiczeń laboratoryjnych na polibudzie, na które będziemy chodzić od października co drugi tydzień na 7.30 *faint* I jeszcze po drugiej stronie miasta, już mnie boli wstawanie na te zajęcia. I nawet szkoła nam ich nie funduje. NIe funduje również państwo, ani Unia, ani kuźwa nic. I uczniowie z biednej publicznej szkoły mają sobie płacić za zajęcia. Duh.
Początek roku był całkiem miły.
Nie wiadomo dlaczego, ale dyrekcja oprócz zwykłego apelu dołączyła do wszystkiego jeszcze jakąś alternatywną wersję 'mam talent' - dwoje uczniów stało na środku placu apelowego (czyt.parkingu) i śpiewało. W tym chłopak z klasy
tannis_cane , zwany Krystianem, który zachowywał się zniewieściale i tęczowo, śpiewając jakiś 'obladiowy' hicior Beatlesów.
Parafrazując głupawkę
katty_blake i
tannis_cane : Jest Krystian, jest fun!
Potem ludzie rozeszli się do klas. Tutaj można wspomnieć, że nasza, biol-chemowa klasa jest po remoncie i jest taka... sterylna : > Pomijając gips na kaflach, to wszystko jest czyste i takie szpitalnie białe, że czuję się na lekcji w tej sali, jak bym była na wykładach dla studentów :d
Po podaniu planów i załatwieniu killku spraw organizacyjnych ludzie zaczęli walić na Słodową. Ja tam w sumie byłam od 9.30 do 11.00, ale zabawny był widok walących na Wyspę pielgrzymek w galowych strojach :D Potem ponoć przybyła również policja, ale to bardziej popołudniowy zwyczaj.
Potem miałam wizytę u dentysty, od której już wychodząc spotkałam Mikołaja. Bardzo miło się z tym człowiekiem rozmawia :) Widać tak to jest, jak się go widzi raz na jakiś czas, zamiast cały czas być z nim w klasie, bo można w takim wypadku oszaleć. W drodze na tramwaj spotkałam jeszcze dziewczyny z muzyka.
Po południu jeszcze rozpoczęcie w muzyku i układanie planów. Masakra, wszyscy się kręcą i pod rozpiskami robi się mega pogo. Ja się nie bawię w pogo z mamuśkami muzycznych geniuszy! :d
A dziś doszłam do wniosku, że nasz nowy wosista jest przezajebisty :D
Na koniec bonus: jak daleko jest w stanie posunąć się nasza-klasa, żeby coś przekazać?
Jakoś nigdy nie planowałam zostać ojcem, więc po co tak bezpośednio? xD