Złościwości losu, chodzenie na wyspę i sny o DZIWNYCH rzeczach

May 09, 2009 22:51

Zebrałam się w sobie i postanowiłam w końcu napisać notkę o między innymi moim dziwacznym śnie. Ale to potem.

Pech mnie polubił. Nie wiem czemu, ale zwłaszcza w sobotę. Srsly, większość moich wkurwień następuje właśnie tego dnia. Budzę się dziś rano, włączam laptop i co widzę? Termin potwierdzenia autentyczności oprogramowania Windows minął.
Wszystko byłoby wspaniale, gdyby klucz produktu z naklejki na spodzie komputera działał, ale nie. Dlaczego? Bo system był stawiany od nowa i BACH! Ni ma. A kiedy próbowałam wstukać ten stary numer, z nalepki, komputer pisał, że kod jest nieprawidłowy, bo jest już w użyciu. Hm, to pewnie dlatego, ŻE JA GO UŻYWAŁAM.
Jak ja nienawidzę podobnych sytuacji. Losie, zejdź ze mnie!

No. Poza kolejnymi miłymi przejawami znęcającej się nade mną Karmy / Boga / Wszechbytu / Siły Wyższej zaczerpnęłam trochę licealnego życia, a dokładniej życia ucznia LO9 we Wrocławiu. Co to oznacza? To, że Wyspa Słodowa jest naprawdę BLISKO i idzie się tam pić.
[Taak, tak, potępcie i zlinczujcie za picie alko]

Byłam ja, Basia i jej znajomi - Aśka i Jędrzej. I jeszcze kilka osób, których imion nie pamiętam, ale nawet nie próbowałam zapamiętać. I było fajnie.
Aluminium z Heinekenów unosiło się na wodzie a z butelek po Desperadosach zrobiliśmy piknometry. Do tego pokonaliśmy falę. Kilkakrotnie, bo strasznie dużo łódek tam pływa. Od czasu do czasu tez przechodził patrol złożony z przedstawicieli: straży miejskiej, policji i żandarmerii. I nie wiem, jakim cudem można było ich NIE zauważyć, rany, przecież mieli na sobie tak zajebiście odblaskowe, żółte kamizelki! I ci mili ludzie spisywali tych, którzy nie zdążyli schować piwa [?!], albo szanownych władz nie zauważyli [?!].
To było popołudnie nowych przeżyć: picie na Wyspie i jedzenie w tostorii w przejściu do Galerii zaliczone.

Dobra, czas na cykl Kallie-ma-posrane-sny. [Choć ten jest w miarę racjonalny, gdzie mi tam do magdalith... xD]

      Mieszkałam sobie w moim liceum. W sali 22, od historii. Tyle, że nie była taka duża jak ta prawdziwa, raczej przypominała przytulny pokoik dla jednej osoby. Po prawej stronie kanapa, po lewej eleganckie biurko. Trochę mi ten pokój przypominał moje stare mieszkanie, kiedy mieszkaliśmy na Oporowskiej [tak, to był szczegół jedynie dla Wrocławian, I’m so rasist].
      Mieliśmy z klasą iść pograć w piłkę nożną, więc zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju, a zamykając drzwi zobaczyłam notkę przypominającą mi o zapłaceniu czynszu, który wynosił 375 zł miesięcznie. Zaczęłam się zastanawiać, skąd wezmę taką kasę, ale wkrótce potem porzuciłam tę pesymistyczną myśl i skierowałam się na boisko [tym razem otoczenie przypominało okolice mojej pierwszej podstawówki]. Po drodze wstąpiłam do małego domu, który równie dobrze służyłby za klitkę na środki czystości, a tam spotkałam Joy i Darnella [z „my name is Earl”] i spytałam ich czy może chcę iść ze mną pograć w piłkę. Ni chcieli, niestety.
      Nie wiem do końca czemu, ale gra w piłkę nie wypaliła, więc wróciłam do liceum. Tknęło mnie, żeby pójść do sali informatycznej, tam zaś zobaczyłam Agnieszkę [z obecnej klasy] i pewnego podejrzanego gościa. Tknięta przeczuciem zamknęłam salę na klucz [skąd miałam klucze i jak awansowałam na woźną, nie mam zielonego pojęcia]. Wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadały mojemu śniącemu, tępemu umysłowi, że facet jest niebezpieczny, więc pobiegłam po pomoc. Po kogo? Po wychowawcę, rzecz jasna. Ale co taki Janut mógłby zrobić, no błagam... xD Uznałby, że można ewentualnie zadzwonić po policję i dalej siedziałby w palarni. Co za człowiek xD
      Nic to, Janut nie pomógł, więc zbiegłam na parter - tym razem wyglądało to jak jakaś galeria, wielkie, szklane ściany, dużo miejsca itp. Jednak całe to miejsce wypełniali ludzie, byli jacyś antyterroryści, jacyś postronni, niczego nieświadomi ludzie i masa innych szaraczków.
      Nagle za szybą pojawia się Magdalith. Nie wiem czemu, ale przyszła z matką [WTF?! Mój umysł wymyśla wygląd ludzi, których nie znam, ratunku!!!]. Ja się przedstawiłam i opisałam tragiczną sytuację z koleżanką zamkniętą w sali z jakimś złym-złym gościem. Magda była niby jakimś super przeszkolonym psychologiem, który miał zadziałać na kolesia jak Obi Wan i wmanipulować faceta w oddanie się w ręce policji. Czad.
Kiedy Magdalith wbiegała schodami ja tylko krzyknęłam za nią [UWAGA, uwielbiam ten moment]:
- To ty jesteś teraz jakimś Criminal Mindsem?!
      Magda poszła działać.
Po czekaniu pod zamkniętą salą z wszystkimi ludźmi i matką Agnieszki [skąd te matki? Sic!], wychodzi Magdalith z Agnieszką, a złego gościa zabierają władze.

Tym sposobem Magda uratowała dzień, dziękuję za uwagę.
xDD

ja, zemsta siły wyższej, sny, alko, laptop, friends: magdalith

Previous post Next post
Up