Jeśli chodzi o muzyczne recenzje, nie pisałam pół roku; w międzyczasie pojawiło się DUŻO rzeczy i czas najwyższy skrótowo je opisać. Nie będę wspominać o wszystkich, zrobię tylko przegląd hitów i kitów oraz pełnych albumów i tych bandów, co uważam, że muszę o nich wspomnieć.
2NE1 - 1) album live "Global Tour Live (New Evolution in Seul)" - dziewczyny zawodzą, nudzą i męczą w wersji na żywo. Bom i CL są koszmarne - sorry, nawet jeśli w studiu z ich głosami da się zrobić cuda, to na scenie zdecydowanie lepiej brzmią bardziej 'blade' w swym wokalu Minzy i Dara. Tak czy inaczej, tej płyty słucha się po prostu źle. Przy całej mojej miłości dla tego zespołu, nie poszłabym na ich koncert, chyba że grałyby mi na placu przed kamiennicą ;) 2) utwory nagrywane z will.i.am "take the world on" oraz "gettin' dumb" i tu należy się parę słów komentarza. Will.i.am to fantastyczny artysta, MEGA utalentowany producent (nawet jeśli nie kocham jego twórczości) i gwiazda. Przede wszystkim gwiazda. Gwiazda na tyle wielka, by 2NE1 brzmiało przy nim jak szkolny chórek. Tyle w temacie...
2Yoon - po sukcesach różnych podgrupek, coś podobnego wypuściło 4minute; Gayoon i Jiyoon brzmia naprawdę nieźle, minialbum jest chwytlliwy i przyjemny, nieco w rytmach country (? xDD), a utwór Why not - świetny, zbierający wszystko co najlepsze w k-popie w ogóle i 4minute w szczególności.
4minute - "Name is 4minute" - nieco gorzej przedstawia się album całej grupy. Niby promocyjny utwór fajny, ale trochę za dużo audiotune i niby to nowoczesnych dźwięków, jakieś szczekanie psa, wtf...? troche przekombinowane, ale nie ma tragedii, w porównaniu z kilkoma dziwnymi nurtami w jakich szedł ten zespół; taki powrót do Hot Issue w unowocześnionej wersji jest w sumie interesujący.
"Color of k-pop" - kilka utworów z różnymi wokalistami produkcji SBS. Idealny przekrój wszystkiego, co dzieje się obecnie w k-popie. Szczególnie polecam utwór grupy Dazzling red.
B1A4 - zespół nadal przyjemny, niezły i jak leci w tle, to nie przeszkadza. Nic jednak mnie nie zachwyciło tak, jak ich premierowe "beautiful target', jednak ostatnio moje zainteresowanie boysbandami spadło, więc nie jestem dobrym odbiorcą.
BlockB - chcę tylko wspomnieć o jednym utworze: Nililili Mambo jest świetne. Basowe, energetyczne, dobrze skonstruowane i zabawne. Szczerze polecam.
Boyfriend - najgorsza nazwa dla zespołu jaka może istnieć, ale singlowe I Yah - naprawdę fajne.
Crayon Pop - nie pamiętam ich poprzedniego utworu, ale nie był najlepiej wyprodukowany z tego co kojarzę, natomiast Dancing Queen jest naprawdę niezłe, podoba mi się odrobinę molowa tonacja tego utworu.
Dal Shabet - temat rzeka. Zespół reklamowany przy debiucie do zerzygania, w dużej mierze niestrawny, mix balladek, czegoś co brzmi jak odrzuty po spice girls i kpopowej elektroniki, ale! Tytułowy utwór na minialbumie - Have don't have - ratuje wszystko, bo jest jedną z najlepszych piosenek kpopowych ostatnich kilku(nastu) miesięcy.
Delight - Mega Yak - producenci chcieli stworzyć coś pomiędzy 2NE1, D-Unit a GP Basis, jak sądzę... wyszła straszna, STRASZNA kupa. Próbowałam, ale tego nie da się słuchać, niby utwory nie są złe, ale cos z wokalami, produkcją, WSZYSTKIM jest nie tak... No jakieś to męczące jest i tyle.
D-Unit - bardzo dobry zespół z potencjałem, co mam nadzieję nie zostanie zmarnowany. Było małe potknięcie w postaci odgrzewania kotletów z pierwszego albumu, ale Affirmative Chapter i tak się broni. Zdecydowanie jestem na tak.
G.NA - ah, jina. Przereklamowana, pozbawiona talentu ślicznotka będąca bardziej kobiecą wersją Hyuny. Zupełnie nie mój typ, nie lubię ani jednej piosenki z Beautiful Kisses.
Girls Day - w końcu longplay, a nie jakieś fragmenty niby to minialbumów. Zespół niczym się nie wyróżnia, ale nie jest zły - po prostu ZERO oryginalności, typowy żeński k-pop do mycia podłóg i gotowania ;)
GLAM - miało być dobrze, a jest strasznie. W jakąś taniość i tandetę poszedł ten zespół i nie wróżę mu wielkiej kariery.
Gummy - FATE(s) - nie przepadam za jej muzyką, lecz nie sposób odmówić jej talentu. Album nie jest zbyt odkrywczy ani zaskakujący.
Hello Venus - coś jak Dal Shabet, ale bardziej wieśniackie i pozbawione utworu-dzieła.
Hyuna - Ok. Miałąm nie pisać o pojedynczych singlach, ale "My color' jest tak urocze, że nie mogłam tego pominąć. Oto jak w banalny sposób można zrobić dobry, chwytliwy utwór reklamowy - My color zostało napisane na potrzebę reklamy toyoty corolli; fajne nawiązanie tytułu utworu do produktu, ale nie nachalne. Dobry pomysł marketingowy, może nie tak świetne jak Lollipop i LG Cyon jeśli dobrze pamiętam, ale i tak rewelacyjne ^^
Kara - kolejny album składankowy, boli mnie, że nagranie 2 nowych piosenek musi się wiązać u nich z wydaniem po raz dziesiąty Mister i Girls Power. Ich album z solowymi utworami też jakoś nie przyciągnął mojej uwagi.
Ladies Code - album jest w całości źle wyprodukowany i słucha się tego BARZDO ciężko. Audiotune i nuda.
Lee Hi - nowy narybek YG Entertainment, trochę mi nie pasuje do całości... ok, 1,2,3,4 jest świetne, ale nie jestem w stanie zanucić nawet jednej piosenki poza jej debiutancką. Dziwne, bo twory tej panny królują/królowały na koreańskich listach przebojów, więc jednak sie przyjęło.
Nine Muses - oh, ah, coś czego uwielbiam sie czepiać. Zespół bez pomysłu i bez polotu, jakieś mydlane Dolls i... O.M.G. utwór Wild dosłownie zgiął mnie na pół i to nawet lepsze od dalshabetowego Have don't have. Pierwsze miejsce k-popu w 2013 - ZDECYDOWANE pierwsze miejsce. Nigdy nie przypuszczałam, że nine muses nagra coś tak dobrego.
Orange Caramel - w całości japoński album brzmi.. BARDZO japońsko i w sumie pasuje do muzyki OC. Utwory są zabawne, słodkie, parę nowych piosenek, a ogólnie dużo cukru, mięty i bitej śmietany ;)
PSY - Gentleman - czyli świat znów oszalał. Na fali popularności PSY wydał coś dość podobnego do Gangnam Style, z podobnym klimatem teledysku i tak dalej, oczywiście kasa, kasa, kasa - ale ja tam nie mam nic przeciwko. To muzyka dobra do zabawy i rozkręcania imprez, niech sobie PSY zarabia. Zdecdyowanie zyskał w moich oczach, gdy przeczytałam jego bio na wiki i wszystkim polecam to samo. Fragment o unikaniu wojska - mistrzostwo świata :D Co do utworu - bardzo podoba mi się kreacja Gain, liczę na album BEG przynajmniej tak dobry jak w czasach abracadabry ;)
Rania - pełny album, w końcu! - jak coś wcześniej, niezbyt odkrywcze, ale dobre tło. Najlepszy moment to zdecydowanie Pop pop pop.
Secret - od dawna nie podoba mi się kierunek w którym poszedł ten zespół. Wieje nudą i brakiem pomysłu.
SNSD - 1) best selection non stop mix - jak mówi tytuł. Albo słuchasz całości po kolei, albo w ogóle. Jakoś do mnie nie przemówiło... a z miksowane są prawie wyłącznie przejścia miedzy utworami, tak więc...słabe. Zwyczajne wyciąganie kasy. 2) I got a boy - tytułowy utwór to jakieś dziwy i cuda złożone z pomysłów na przynajmniej 15 piosenek. Fani zjechali to maksymalnie (poniekąd słusznie), jednakże dla mnie zdecydowanie gorsza jest przeróbka "Mercy". Cały album wieje nijakością. 3) girls and peace - nie znoszę paparazzi, flower power też nie powala. Ogólnie da się słuchać, ale po nagrani Oh! Szanse SNSD że jeszcze mnie kiedykolwiek tak zachwycą jak wtedy są zerowe... Żeby nie było, to nie jest zły zespół, nawet jesli te laski porażają mnie swoim mózgowym pustostanem, a wywiady sprawiają, ze spadam z krzesła (hahaha hihihi odkryłam w moim nowym iphonie aplikację "zmierz swoje IQ", wyszło mi 30, ktoś wie, co to znaczy?). Po prostu - nie mój klimat.
SOn Dambi - to co zwykle, dużo elektroniki i trochę balladek. Emergency call - typowy utwór tej wokalistki. Niezłe.
T-ara - 1) Bunny style. Kontrukcja zrobienia 8 czy 9 wersji tego samego singla to jakaś porażka. Jedyny utwór solowy którego da się słuchać to Do we do we QRI - słaby wynik. 2) free time in paris and swiss - remixy. Okropieństwo. Brzmi jakby było przerabiane na potrzeby wiejskiej potancówki w garażu pana Kazia. 3) T-ara N4 - mieszane uczucia. Utwór Countryside Life jest dobry. Lekki powiew świeżości, fajne instrumenty, coś całkiem innego, ale... ale. Kontrowersje wokół t-ary psują atmosferę. Ludzie ich nienawidzą, fani zespołu nie znoszą Dani, a jej wprowadzenie do tiary było mom zdaniem złym pomysłem - reszta bandu to dorosłe kobiety ze średnią wieku 22, więc dorzucanie 15-latki jest po prostu dziwne i pozbawione sensu. Wytwórnia ma problemy z marketingiem i to BARDZO poważne, a cała sprawa z Hwayong (?) będzie się za nimi ciągnęła do końca istnienia t-ary. Wszyscy dali dupy, a całą sprawa to dowód, iż przyjęcie do bandu z castingu powinno być warunkowane testami psychologicznymi, żeby wyeliminować niezrównoważone histeryczki i rozpuszczone sadystki.
Wonder girls - składanka angielsko-koreańsko-japońska. Fajne o tyle, że jest naprawdę obszerna, zróżnicowana i jakoś nieźle się słucha bez poczucia, że dostało sie zlepkogniota (jak to jest w przypadku SNSD i Kary i ich ciąłych klonowydawnictw)
Miss $, C-clown, E2RE, Jea, GI, Juniel, Sistar19, Sunny Hill, SPICA, the seeya - balladkowe, nijakie koszmary; jak pisałam na początku, jednosinglowych nowości nawet nie wymieniam.
Na sam koniec, na zasadzie podsumowania tego, co dzieje się w koreańskiej muzyce, dwa cuda na kiju, które wypłynęły spod skrzydeł YG Family.
CL - Baddest Female - to po prostu horror i jestem nim zdruzgotana. W teledysk władowano zapewno furmankę pieniędzy, bo efekty specjalne, kilkanaście (kilkadziesiąt?) zestawów markowych ciuchów, bo tancerze i inne gwiazdy, ale to nie ratuje piosenki, której podkład brzmi jak ścieżka dźwiękowa do pacmana lub dźwięki z tetrisa. Wokal to niemal wyłącznie audiotune - tylko wstawki po angielsku brzmią normalnie i są jedyną cześcią tego koszmaru, który nie przyprawia mnie o ból głowy. Link dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=7LP4foN3Xs4G-Dragon - Michigo - piosenka jest prawie identyczna jak ta wyżej i ma dokładnie te same cechy co utwór CL, z tym że jest jeszcze gorsza. Podstawowa różnica, jaka przychodzi mi do głowy, to że stylizacje teledyskowe w wypadku CL są znacznie lepsze, a GD przesadził z byciem oryginalnym na siłę i dodatkowo jest dość obrzydliwy. Dla masochistów link:
http://www.youtube.com/watch?v=mrwnL62HObIPowyższe przykłady bardzo źle rokują, moim skromnym zdaniem, na przyszłość tworów YGE. Jakieś hipsterstwo, pozerstwo, złote zęby, błyszczące dresy, za dużo elektroniki, za dużo dubstepowego koszmaru i tworzenie utworów różnych wykonawców na jedno kopyto. Przed total załamaniem mojego postrzegania tej wytwórnia ratuje ich istnienie ambitniejszych wokalistek w rodzaju Gummy i Lee Hi oraz PSY, który przynajmniej jest zabawny. Boję się, szczerze się boję, co ujrzę i usłyszę, gdy 2NE1 lub BigBang wrócą na scenę...