...i pozwólcie mi być tak jakby mniej miłą...

Feb 12, 2013 14:47

Wiem, że moja znajomość angielskiego ma braki, zapewne nawet dość poważne - na ile poważne, nie jestem w stanie określić, bo nie znam języka na tyle dobrze, by to ocenić ;-) Zagraniczni znajomi uspokajają mnie jednak, że to co piszę jest czytelne, zrozumiałe i całkiem w porządku, więc by uprzyjemnić i im życie swoimi niemądrymi wpisami (na twitterze chociażby), wciąż piszę po angielsku. Który ma zapewne braki. Ale, na litość boską! Czytając wpisy niektórych moich nieanglojęzycznych, a przynajmniej nieanglojęzycznych od urodzenia znajomych, zastanawiam się czasem - w jakim języku oni piszą? Poważnie. Ludzie. Jeśli ja widzę wasze błędy, sama na poziomie podstawowym będąc, to jak rzucające się w oczy muszą te błędy być? Nie wspominając już o tym, że i po polsku wypadałoby nauczyć się wpierw pisać. Można nie być poliglotą z zamiłowania, ale być jednocześnie analfabetą, leniem i ortodoksyjnym słowniko-unikaczem, to już niewielu potrafi!

Odnośnie Twittera. Bo polubiłam Twittera, nie sądziłam nawet, że polubię go tak bardzo. A skoro już mi się to udało, naturalną rzeczy koleją spędzam na serwisie sporo czasu i stąd kolejna refleksja. Dość smutna. I nie chciałabym, by ktoś poczuł się nią urażony, choć jeśli się poczuje, nie będzie mi za bardzo wstyd, poczuję raczej ulgę, że coś do niego dotarło. No więc, jeśli nawet nie lubię wszystkich, których konta odwiedzam, to na pewno "ciekawi mnie, co tam u nich słychać", tak? Tak. Pewnie dlatego, nie mając z niektórymi kontaktu codziennego, te ich wpisy czytam. I tu dochodzimy do konkluzji. Czy naprawdę twittować trzeba co pięć minut, względnie co kwadrans? Nierzadko przez cały dzień, bez żadnych przerw? O wszystkim, o tym, że pies zrobił kupę, a właściciel danego twittera właśnie wychodzi/wraca/śpi, ale przez sen pisze? Wpisy, w większości banalne w formie i ubogie w treści nie interesują chyba nawet nadawcy. Przynajmniej nie powinny, bo kto jak kto, ale on chyba wie najlepiej, że właśnie wyszedł czy wrócił, i jaki kolor miała ta psia kupa. Jest kilka zaledwie osób, których te króciutkie przecież twitty czytam z przyjemnością. Bo są świeże, zabawne, trochę ironiczne, ciekawie napisane. Napisane z dbałością o styl, sens i poziom zainteresowania odbiorców (jest także kilka osób, które mogą pisać co im się tylko podoba i jak sobie tego zażyczą, a ja i tak czytać będę, bo lubię je na tyle, że im wszystko wolno). Ale reszta z nich? Czemu one służą? Komu? Po co zostały napisane? To trochę jak z rzeczami, które posiadamy. Zostawmy sobie tylko te które są albo ładne, albo potrzebne. Reszty pozbądźmy się bez żalu. Można napisać miłą bzdurkę, albo nawet ich kilkadziesiąt, jeśli będą przyjemne w formie. Ale jeśli nie są miłe dla oka, ani użyteczne, równie dobrze, mogłoby nie być ich w ogóle. O ile przejrzyściej by wtedy było! Nie mówię nikomu, co i jak powinien pisać. Nie to jest moją intencją. A jednak czasami wrażenie nasuwa się samo...

Nie nudźcie, ludzie, lepiej pokontemplujcie jaką piękną mamy wiosnę tej zimy.

Na koniec ostatnia sprawa, ale nie mniej wcale od poprzednich istotna. Jeśli śledzisz te moje twitty, zaglądasz na mój profil na last.fm, czytasz moje wpisy na rozmaitych forach społecznościowych, oraz - w końcu - czytasz teraz ten właśnie dziennik, zaglądając tu dość regularnie - miej na tyle odwagi cywilnej, by przyznać, że nie masz mnie gdzieś. Chyba, że lubisz marnować czas. A to już zupełnie inna, bardzo przykra, historia.
Previous post Next post
Up