Był czas (około trzysetnego numeru "Uncanny X-Men"), kiedy Magneto na jakiś czas zniknął z horyzontu. X-Men zajmowali się innymi sprawami. W jednej z historii - crossoverze "Pieśń Egzekutora" - pojawia się maniak pod tytułem Stryfe, który przeprowadza zamach na Charlesa Xaviera. Profesor X zostaje ranny w głowę i jest bliski śmierci, od której ocala go Apocalypse (normalnie - wróg X-Men, w tej akurat jednej historii ich sojusznik). Erik Lehnsherr vel Magneto zajmuje się w tym czasie swoimi sprawami: odcięty od świata, w środku Antarktydy buduje swoją nową siedzibę...
Rytuał
Z początku musi cały czas utrzymywać barierę. Wokół niego panuje mróz, nieznośne zimno, które każdego innego pozbawiłoby energii - a także i jego, gdyby nie był w pełni sił. Na szczęście od ostatniej bitwy minęło sporo czasu - dobre kilka miesięcy, odkąd przebywa tu, na Antarktydzie. Dni płyną szybko, wypełnione ciężką pracą. Rzadko wyprawia się na inne kontynenty.
Tu, w krainie śniegu i chłodu jest mu dobrze. Pole magnetyczne osłania go jak płaszcz. W pobliżu bieguna moce Erika Lehnsherra potężnieją; wszelkie ubytki energii zdają się uzupełniać niemal natychmiast. Mistrz Magnetyzmu nie czuje znużenia.
Po miesiącu mógłby już w swej fortecy zmieścić niewielkie miasto.
Odnajduje przyjemność w powtarzalności, w rytuałach. Plan budynku - wykreślony na wielkiej stalowej płycie - wzbogaca się co dzień o nowe drobiazgi. Czasem Erik przygląda się przywiezionym spoza kontynentu maszynom; rozkłada je, po czym buduje od początku: wydajniejsze, doskonalsze.
Bez problemu znajduje budulec: resztki porzuconych stacji, wraki statków kryjące się wszędzie, pod zwałami śniegu, wodą i pokrywami lodu. Metal gnie się w jego dłoniach: żelazo, stal - czegokolwiek dotknie - rozgrzewa się i staje miękkie jak masło.
Niemal nie czuje upływu czasu; podczas swych krótkich wypadów do Azji lub Europy ledwo zwraca uwagę na wiadomości; wszystko wydaje mu się błahe. Ostatnim, co instaluje w swoim nowym domu, jest elektronika: najbardziej skomplikowane mechanizmy wymagają najlepszych warunków i izolacji od przejmującego zimna.
Jest kwiecień, gdy Erik Lehnsherr włącza ekrany; sceny z dalekich miejsc wydają mu się nierzeczywiste, jakby pochodziły z innych galaktyk. Jedyne, za czym się stęsknił, jest brzmienie ludzkiego głosu. Nastawia którąś ze stacji; dźwięki rozmów, muzyki, czasem ludzkiego śmiechu odbijają się echem w pustych korytarzach.
Jest połowa maja, gdy Erik - Magnus, Magneto - wychwytuje w serwisie informacyjnym znane nazwisko, powtarzane wielokrotnie, przy dźwiękach alarmujących dżingli. Odstawia części budowanego właśnie robota i idzie do sali, gdzie znajduje się większość sprzętu audio-wideo. W końcu trafia tam - i zamiera, wpatrzony w przesuwające się przed jego oczami krwawe obrazy. Nie jest pewien, czy wierzy w to, co słyszał. Oszołomiony, czyta coraz to nowe paski informacji.
Od tego momentu jego rytm dnia zaburza się, znika - wszystko wykracza ze swych zwyczajnych trybów. Codzienne obowiązki stają się nieważne; Erik wykonuje je niemal automatycznie. Ciągle odwraca głowę i wsłuchuje się w nowe wydania wiadomości. W połowie tygodnia zostawia wszystko, by skonstruować nasłuch nadajników X-Factor: te, umieszczone w ich tymczasowej bazie są najbardziej podatne na śledzenie.
Mija szesnasty dzień, gdy wychwytuje strzępy raportu - i głos Val Cooper, relacjonującej ostatnie poczynania Apocalypse'a. O przebudzeniu Nieśmiertelnego nie wie żadna ludzka telewizja - i normalnie sam Mistrz Magnetyzmu nie byłby tym również za bardzo zainteresowany.
Ale teraz - siedzi na środku wielkiej sali, kryjąc twarz w dłoniach. Czuje, jak z jego piersi znika ogromny ciężar.
"Charles..."
Oddycha głęboko.
Potem wraca do pracy.
Jest przecież tyle do zrobienia.