Ludzie, napisałam fika!

Jun 25, 2011 23:06

Tu też jej nie było.

Przejrzał już chyba wszystkie zbiory, wszystkie, w których mogły się znaleźć nowsze książki, wszystkie, w których mogła się znaleźć historia Atramentowego Świata. Antykwariusze i bibliotekarze byli mu przyjaźni - wiedzieli, że jest kimś, kto tak jak oni kocha książki, kto umie się z nimi obchodzić i nigdy nie zrobiłby im żadnej krzywdy. Niektórzy pamiętali powieść napisaną przez Fenoglia - lecz ona sama zginęła bez sladu. Jedynym znakiem jej istnienia były notatki w katalogach: „Egzemplarz zagubiony”, „Sprzedany”, „Skradziony”.

Właściwie tracił już nadzieję: gdzie jak nie w Oksfordzie mógłby znaleźć jeszcze tę książkę, książkę, której nakład był niski i zdawał się topnieć w oczach? Kierował się pogłoskami, spisami antykwariuszy, listami znajomych - bibliofili. Maggie była daleko - pod opieką Elianor. A Mortimer..? Mortimer nie chciał być sam, za długo był sam, zaś w samotności poczucie winy doskwierało mu najmocniej.

Znacznie lepiej czuł się tu - w gwarnym, dusznym pubie, otoczony mnóstwem ludzi, ze szklanką alkoholu w ręku. Powoli myśli zaczynały mu się ćmić; napój przynosił zapomnienie, sprawiał, że nie widział już wszystkiego tak wyraźnie. Ale ten głos usłyszał - i brzęk kostek lodu w drugiej szklance, szelest materiału, śmiech kogoś siadającego naprzeciwko.

- …Niezwykłe - uchwycił po chwili, gdy udało mu się skupić uwagę. - Bardzo rzadki kształt twarzy. Jesteś mutantem, mój drogi przyjacielu - głos brzmiał lekko; niezobowiązujące zaproszenie.

- „Kształt twarzy”? - zapytał, unosząc głowę i pijąc kolejny łyk chłodnego płynu.

- Większość ludzi… Niezwykły zarys kości policzkowych… - Z rozmowy zapamiętał potem tylko urywki. Słowa nie były zresztą ważne: były tylko miękką pajęczyną, niemającą większego sensu. Ważny był ton głosu, zapach, pół-żartobliwy, pół-zachęcający uśmiech. Zapach i - potem - dotyk, obiecujący coś innego, zapomnienie. - …”Mortimer” - Jego imię brzmiało niezwykle, jakby miało w sobie jakieś ukryte znaczenie.

- …Jesteś daleko od domu - słyszał potem, mieszające się z dźwiękiem jego oddechu. Siedział w samochodzie, z głową opartą na ramieniu tego drugiego. Dłoń głaskała ostrożnie jego twarz i włosy. - Niezwykłe - słyszał, między warkotem silnika, odgłosem opon jadących po żwirowej ścieżce.

- …Tu jest lepiej - zabrzmiało mu potem w głowie (w myślach?). Pamiętał trzask ognia, miękkość wielkiego dywanu, łagodny blask światła. I książki - setki, może tysiące grzbietów, błyszczących złoceniami, szepczącymi coś cicho.

Lecz nade wszystko pamiętał głos - głos zdający się rozbrzmiewać prosto w jego głowie, głos zdający się wnikać w pory skóry. „Nie myśl dziś o nich” - słyszał, na poły karcące, na poły rozbawione. Potem świat zawęził się jeszcze mocniej.

W pamięci został mu tylko dotyk - i własne (chyba) bicie serca; szelest zdejmowanego ubrania i dźwięk przyspieszonego oddechu.

I jeszcze smaki: smak skóry, smak wina na ustach drugiego mężczyzny, smak potu, spermy, wszystko tonące w szumie głosu (głosów?); i myśli, które z pewnością nie były jego, uczucia, które nie mogły być jego, potok wrażeń, przepływających przez niego, dłonie, wędrujące wszędzie, lecz zawsze wracające do jego czoła.

(Wspomnienie ciała prężącego się pod nim, wspomnienie zduszonego krzyku.)

- …Jesteś… kimś innym - zapamiętał na końcu, wraz z dotykiem warg na skroni; i tonem głosu, przepełnionego dziwnym smutkiem. - Nie mogę ci pomóc. Wybacz.

…"Szofer zawiezie cię do hotelu".

crossover, x-men, inkheart, fik

Previous post Next post
Up